LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI ZACKA SNYDERA. Zmarnowana EWANGELIA wg Supermana
Podobne uczucia budzi pojawiający się na samym początku napis – Prezentujemy film w formacie obrazu 4:3 zgodnie wizją artystyczną Zacka Snydera. Bez tej informacji naprawdę bym się nie domyślił, że Snyder irracjonalnie uparł się na te proporcje. O tej artystycznej, a raczej pseudoartystycznej bufonadzie wspominałem już na początku, a takie podkreślanie autorskości jest jej przejawem. Przypomina mi się tytułomania, jaka kiedyś panowała w Polsce nie tylko na nagrobnych tabliczkach. A tak w ogóle, po co w czasach, gdy wszelkie wyświetlacze są panoramiczne, obdarzać widzów tym wątpliwym darem kwadratowej klatki? Jakie jest tego uzasadnienie praktyczne? O ile zdążyłem zwrócić uwagę, plany zdjęciowe w Lidze Sprawiedliwości zostały zaprojektowane z wyraźnym zaakcentowaniem linii poziomych. Posunięcie to kojarzy mi się z dodawaniem do czarno-białego zdjęcia ziarna, żeby było bardziej „artystyczne”, cokolwiek to znaczy. Tłumaczenia, że Snyder myślał o wyświetlaniu produkcji w kinach IMAX, mnie nie przekonuje, gdyż premiera odbyła się w streamingu. Mógł zaproponować dwie wersje, odpowiednio dostosowane do kanałów odbioru.
Podobne wpisy
Zakończmy to utyskiwanie na Ligę… refleksją muzyczną. Bez wątpienia Amerykanie mają jednak zupełnie inne poczucie „wielkiego” stylu niż mniejsze narody i państwowości. Ma to swoje źródło w imperializmie. Muzyka w Lidze Sprawiedliwości zatraciła gdzieś pojęcie piano czy nawet mezzo forte. Dynamika jako ważny dział muzycznej artykulacji przestała istnieć. U Snydera dźwięki trąb, smyczków i kotłów muszą wytwarzać energię akustyczną na poziomie fortissimo possibile. Po czterech godzinach dudniącej, patetycznej muzyki zaczyna się odczuwać silną potrzebę deprywacji sensorycznej. Cieszę się więc, że nie doświadczyłem tego gargantuicznego udźwiękowienia w kinie. Nie bez kozery jednym z producentów filmu został Christopher Nolan. Pamiętam, jak męczącym doświadczeniem była ścieżka dźwiękowa Teneta.
Liga Sprawiedliwości Zacka Snydera nie zaskoczyła mnie jakością. Spodziewałem się Snyderowskiej bufonady, za pomocą której próbował zrekompensować sobie brak docenienia przez Warnera. Muszę jednak stwierdzić, że jest to film lepszy w porównaniu z wersją z 2017 roku. To jest oczywiste, chociaż scena, gdy zdezorientowany Superman zaczyna walczyć z członkami Ligi, nadal wygląda nieciekawie pod względem efektów specjalnych. Cóż to jednak za osiągnięcie, być lepszym od „starej” wersji filmu? Przecież Liga Sprawiedliwości Jossa Whedona była superbohaterskim gniotem na miarę Batmana i Robina, chociaż gdyby tak się głębiej zastanowić nad produkcją Joela Schumachera, to w przeciwieństwie do Ligi… Whedona posiada ona swój, kontrowersyjny, pulpowy styl. Zack Snyder nakręcił przeróbkę filmu wyłącznie dla siebie, nie myśląc o przyszłości nie tylko uniwersum, ale przede wszystkim gatunku. Część widzów jest już naprawdę zmęczona eksploatacją ciągle tych samych klisz rodzajowych w ramach kina superbohaterskiego. Czas dla DC nagli, by nareszcie wyjść z nudnego mroku legendy Gotham.