Krótki metraż #16. LUNA. Klimatyczny horror debiutującej reżyserki
W zeszłym miesiącu odbyła się piąta edycja Splat!FilmFest – International Fantastic Film Festival, wydarzenia poświęconego kinu gatunkowemu i prawdziwego święta wszystkich fanów kina grozy. W ramach festiwalu uczestnicy mieli okazję zapoznać się z sekcją filmów krótkometrażowych, wśród których znalazła się Luna, debiut reżyserski Marty Bijan i jednocześnie film dyplomowy autorki.
Krótko o fabule: tytułowa Luna jest jedną z sióstr zamieszkujących chatę na skraju lasu. Starsza z nich, Gaja, to miejscowa zielarka, mocno zaangażowana w swoją pracę. Luna z kolei jest pochłonięta lekturą historii o Tristanie i Izoldzie. Pewnego dnia Gaja umiera, a jej siostra, pozostawiona samopas, zaczyna coraz bardziej tracić kontakt z rzeczywistością.
Podobne wpisy
Luna robi wrażenie przede wszystkim stroną wizualną. Bijan wyraźnie inspiruje się folk horrorami, na czele z Czarownicą. Bajką ludową z Nowej Anglii Roberta Eggersa (która swoją drogą była pełnometrażowym debiutem reżysera – najwyraźniej podobny klimat służy aspirującym twórcom), ale trudno tu mówić o odtwórczości. Reżyserka bardzo dobrze panuje nad materiałem i właściwie w każdej scenie udowadnia, że nic na ekranie nie jest dziełem przypadku. Jej koncept znakomicie realizuje operator Tomasz Wilczyński, tworząc świetne (!) kadry i doskonale wykorzystując światło, cienie oraz elementy otoczenia zarówno w plenerach, jak i wnętrzach – osobne brawa należą się autorkom kostiumów i scenografii. Dobrze poprowadzeni, przekonujący aktorzy (Laura Nadolska, Katarzyna Kucharska, Radosław Chrześciański) dopełniają dobrego wrażenia, jakie zostawia profesjonalna realizacja Luny.
Bijan czerpie z innych filmów gatunku, skutecznie budując atmosferę grozy i niepokoju, lecz umiejętnie wplata w Lunę także elementy definiujące ją jako artystkę. Twórczyni udziela się aktywnie również w innych dziedzinach sztuki – w 2018 roku wydała płytę, zaś w zeszłym miesiącu tomik poezji – a w jej debiutanckim filmie łatwo dostrzec zamiłowanie zarówno do muzyki, jak i literatury. Dzięki temu już na tak wczesnym etapie reżyserskiej drogi jej obraz ma autorski charakter. Chętnie zobaczę, co młoda twórczyni ma jeszcze w zanadrzu, tym bardziej, że Luna pozostawia, nieco paradoksalnie, pewien niedosyt. Choć historia tytułowej bohaterki zasadniczo jest w swoich ramach kompletna, wątki przewijające się po drodze są na tyle ciekawe, że – skoro zostały już wprowadzone – aż prosi się o ich rozwinięcie.
Pewna pobieżność to zapewne po części efekt krótkiego metrażu (około 20 minut projekcji), każdy z wprowadzonych motywów jest jednak intrygujący i ma potencjał na to, żeby się w niego dalej zagłębić. Bardzo mnie ciekawi, jak Bijan (również scenarzystka) poradziłaby sobie w filmie pełnometrażowym, bo umie budować klimat i czuć, że dodatkowe minuty pozwoliłyby jej rozwinąć skrzydła. Inna sprawa, że nutka tajemnicy, jaką zostawia po sobie Luna, może zostać w tej formie uznana za dodatkowy atraktor, podobnie jak niejednoznaczne zakończenie. Kwestia interpretacji.
Widać, że film stworzyła osoba zafascynowana horrorem i pragnąca oddać to na ekranie. Mam nadzieję, że jesteśmy świadkami narodzin kolejnej polskiej reżyserki, która zdobędzie uznanie w kraju oraz za granicą i dołączy do cenionych twórczyń, takich jak na przykład Jagoda Szelc. Jest na to potencjał.
Luna nie jest jeszcze dostępna do obejrzenia w całości, zatem na zachętę pozostawiam zwiastun.