KOLEJNE 365 DNI. Czy to film czy erotyczny, dwugodzinny teledysk?
Po zaledwie czterech miesiącach od premiery 365 dni: Ten dzień Netflix wypuścił kolejną część erotycznej serii na podstawie powieści Blanki Lipińskiej – Kolejne 365 dni. Widzowie polscy i zagraniczni jeszcze nie zdążyli się otrząsnąć po ostatnim seansie, a twórcy już serwują nam kolejną porcję soft porno w konwencji teledysku lub spotu reklamowego.
W zasadzie jednak krótki czas pomiędzy premierą drugiej a trzeciej części ekranizacji popularnej powieści erotycznej Blanki Lipińskiej nie powinien dziwić, ponieważ część trzecia zdaje się ulepiona z prawie tych samych scen, co jej poprzedniczka. Długie sceny seksu po raz kolejny rozgrywają się w dobrze nam znanych miejscach, a bohaterowie przemieszczają się pomiędzy niby-luksusowymi, pozbawionymi stylu i charakteru mieszkaniami i klubami, okazjonalnie pojawiając się na tle śródziemnomorskiego krajobrazu. Trudno pozbyć się wrażenia, że twórcy nakręcili po prostu kolejny, trzeci już, dokładnie taki sam film. Kolejne 365 dni to trwający prawie dwie godziny erotyczny teledysk lub reklama, tutaj niepotrzebne skreślić: drogiego alkoholu / zagranicznych wakacji / nadmorskich apartamentów, okazjonalnie przerywana banalnymi dialogami i przaśnym, ciężkostrawnym humorem.
W drugiej części po ślubie z Massimo Laura (Anna-Maria Sieklucka) żyje nudnym życiem trophy wife, żony szefa mafii, której jedynym zadaniem jest leżeć, pachnieć i być zawsze gotową na seks. Nie pracuje, nie musi zajmować się domem, jej życie więc szybko staje się pustą, pozbawioną celu (jak ten film) egzystencją. Znudzonej więc Laurze wpada w oko ogrodnik Nacho (Simone Sussina). Gdy podczas imprezy nakrywa męża na zdradzie (później się okaże, że widziała jego brata bliźniaka), ucieka z ogrodnikiem na wyspę. Część trzecia ciągnie urwany wątek – Laura wróciła już do Massima, jednak zasmakowawszy życia w konsensualnym związku bez przemocy, nie jest szczęśliwa w życiu z agresywnym przystojniakiem. Małżonkowie oddalają się od siebie coraz bardziej (chociaż trudno stwierdzić, żeby kiedykolwiek powstała między nimi jakaś głębsza emocjonalna czy intelektualna więź ponad oczywisty syndrom sztokholmski u Laury), a bohaterka wciąż żyje wspomnieniami Nacho. W pozostałym czasie zajmuje się imprezowaniem i rozwijaniem własnej firmy modowej, gdzie wspólnie z Emi (Natalia Siwiec, która w tej części dostaje swoją erotyczną scenę) i Olgą (Magdalena Lamparska) projektuje ubrania. Dziewczyny dostają zaproszenie na targi modowe w Portugalii, a na miejscu spotykają właśnie Nacho. Laura jest od teraz rozdarta pomiędzy jednym a drugim mężczyzną, niepewna, co dalej zrobić ze swoim życiem.
Kolejne 365 dni niestety trzyma słaby poziom swoich poprzedników, a fabułę tego filmu z powodzeniem można opisać z pomocą jednego wersu z popularnej piosenki Budki Suflera: „scenarzysta forsę wziął, potem zaczął pić”. Scenariusz do tego filmu chyba nigdy nie powstał, a aktorów w ciemno wysłano na plan, bo fabuła praktycznie tu nie istnieje. W efekcie film jest zlepkiem teledyskowych scen, które z powodzeniem można by zmontować w innej kolejności, bez szkody dla filmu. Bohaterowie uprawiają seks, imprezują w klubach, piją alkohol, jeżdżą samochodami – niewiele więcej ponad to możemy zobaczyć na ekranie. Brakuje zupełnie jakichkolwiek wyjaśnień dla dramatycznego zakończenia drugiej części, a główna bohaterka przez prawie dwie godziny snuje się na ekranie, nie wiedząc, co zrobić ze swoim życiem. Żeby chociaż te emocje i przeżycia uzewnętrzniły się na jej twarzy, lecz niestety poziom aktorstwa jest spójny z jakością materiału wyjściowego. Panowie mają wciąż te same gniewne i strapione zarazem miny, Sieklucka lawiruje pomiędzy dwoma nastrojami – od seksownej, lodowej królowej o niewzruszonej minie do roześmianej dziewczyny, która chce się zabawić, kiedy Laura wspólnie z Olgą pije już kolejny kieliszek alkoholu. Lamparska gra tutaj tę szaloną, zwariowaną przyjaciółkę, a jej postać ma funkcjonować głównie jako comic relief. Niestety to nie działa, ponieważ humor forsowany przez twórców filmu ma poziom iście rynsztokowy, a dialogi są banalne i niewiele wnoszą do fabuły.
Czy można poza tym powiedzieć o trzeciej części coś, co nie zostało już wielokrotnie powiedziane przy okazji dwóch poprzednich? Saga 365 dni to po prostu historia patologicznego, toksycznego związku, która w niezwykle szkodliwy społecznie sposób normalizuje przemoc w związku i romantyzuje gwałt. Twórcy nie są w stanie odciąć się od tego punktu wyjścia serii, chociaż dwie kolejne części, szczególnie trzecia, usilnie próbują zaznaczyć pozorną niezależność Laury. Feministycznego filmu jednak z tego nie będzie, a międzynarodowy sukces serii i otwarte zakończenie trzeciej części dają pewność co do tego, że twórcy uraczą nas jeszcze kolejnymi 365 dni.