IN A VALLEY OF VIOLENCE

Cóż, nie można In a Valley of Violence odmówić pewnej dozy nielichego klimatu o goryczkowym, lecz nie fatalistycznym posmaku. Atmosfera wspomagana przez naprawdę dobrą, podszytą typową dla Dzikiego Zachodu romantyczną nutą ścieżkę dźwiękową Grace’a dobrze łączy się z umęczoną twarzą Ethana Hawke’a. Dla aktora jedyną przeszkodą w wykreowaniu wiarygodnego (anty)bohatera, godnie mogącego konkurować z wielkimi poprzednikami, jest tak naprawdę dotychczasowe emploi, złożone głównie z „grzecznych”, spokojnych i budzących sympatię ról. Zresztą nawet tutaj stara się być miłym, cichym człowiekiem, sprawiając wrażenie, jakby zabłądził w poszukiwaniu planu kolejnej części serii z Julie Delpy. Znamienne, że w tym samym roku udało mu się zagrać również w odświeżonej wersji Siedmiu wspaniałych.
Nieźle radzi sobie też młodsza siostra Very Farmigi. Ma w sobie odpowiednią niewinność i sporo uroku, które sprawiają, że przyjemnie się na nią patrzy. Aktorsko to jedna z najbardziej wyrazistych postaci w całym filmie i szkoda, że jej wątek potraktowany jest nieco po łebkach. A ona sama wydaje się zwyczajnie… nie pasować do reszty miasteczka – ogółem przedstawionego dość beznamiętnie, gdzie pozostali mieszkańcy to już mniej lub bardziej wyraziste tło dla… Johna Travolty. Gwiazdor jest tu naprawdę fenomenalny, wynosi cały projekt o poziom w górę i to dla niego w ogóle warto film obejrzeć.
Podobne wpisy
Jego szeryf, kulejący weteran wojenny – co ciekawe, oparty na autentycznej postaci B. J. Wheelera z mieściny Clovis – to jeden z najlepszych antagonistów w kinie w ostatnich latach w ogóle. Głównie dlatego, że pomimo noszenia się na czarno i stania po przeciwnej stronie barykady… nie jest antagonistą. Jako człowiek prawa do samego końca szuka alternatywnych rozwiązań w zaistniałej sytuacji, wyraźnie niewygodnej dla każdego. Podobnie jak bohater Hawke’a po prostu nie chce w swoim miasteczku kłopotów i tyle. Przemoc jest dla niego ostatecznym rozwiązaniem, gdyż doskonale zna ją z autopsji (co stoi w wyraźnej opozycji do tytułu). Zatem nawet postawiony pod ścianą przede wszystkim myśli, a dopiero potem działa.
W przeciwieństwie do szarżującego na potęgę Ransone’a, który nierzadko wypada wręcz karykaturalnie, Travolta wzbudza szacunek i posłuch samą swoją obecnością, charakterystyczną posturą, niezaprzeczalnym spokojem i pewnością siebie. Jest w tym tak wiarygodny i naturalny, że aż dziw bierze, iż to pierwszy western w jego résumé. Co jedynie dowodzi talentu tego aktora, generalnie chyba niezbyt docenianego. Tym bardziej kuriozalnie – w założeniu reżysera ironicznie – wypadają ostatnie sceny z jego udziałem, mocno niezgrabne względem pozostałych. Albo raczej: doskonale idące w parze z innymi solidnymi, lecz niezręcznie wyważonymi pomysłami, od których w In a Valley of Violence aż się roi.
To wszystko składa się na dość letni ruchomy obrazek. Mimo iż jest to kino, w którym krew leje się gęsto, czyli, jak by nie było, przeznaczone dla dorosłych, w jego realizacji za dużo jest dziecinady, by jakkolwiek się przejąć ekranowymi wydarzeniami. Nie jest to zły film – ale nieudany jak najbardziej. Zresztą o miałkości In a Valley of Violence niech świadczy fakt, że głośno było o nim tylko raz – kiedy podczas premierowego pokazu wyrzucono z sali bawiącego się telefonem komórkowym widza. Cóż, to też znak czasów…
korekta: Kornelia Farynowska