search
REKLAMA
Recenzje

HUMANOIDY Z GŁĘBINY. Horror science fiction z odmętów wyobraźni Rogera Cormana

„Szczęki z Czarnej Laguny”, czyli jeden z najbardziej udanych filmów o potworach, firmowanych nazwiskiem „króla” kina klasy B.

Mariusz Czernic

20 marca 2025

Anthony Pena i Doug McClure w filmie "Humanoids from the Deep" (1980)
REKLAMA

Po latach pracy dla American International Pictures Roger Corman wraz z bratem Gene’em założyli firmę New World Pictures zajmującą się produkcją i dystrybucją filmów. Ten przełom sprawił, że Corman niemal całkowicie zrezygnował z reżyserowania na rzecz produkowania dzieł młodych, zdolnych twórców, którzy mieli być przyszłością amerykańskiego kina. Byli wśród nich filmowcy, którzy dzięki doświadczeniu zdobytemu przy Cormanowskich produkcjach przebili się do mainstreamu, tworząc kultowe dzieła wytrzymujące próbę czasu. Nie wszystkim to się udało – dla New World Pictures pracowały także kobiety – Stephanie Rothman i Barbara Peeters, które nie wybiły się poza nurt kina klasy B. Humanoidy z głębiny reżyserowane przez Barbarę Peeters to jednak całkiem sympatyczny, nieźle zrealizowany monster movie i można się o tym przekonać, oglądając go na platformie Prime Video.

Akcja rozgrywa się w wiosce rybackiej Noyo w Kalifornii, gdzie podczas połowu łososia dochodzi do przerażających wydarzeń. W sieć łowiecką wpada coś dużego i silnego, a próba wyciągnięcia tego na powierzchnię kończy się eksplozją łodzi i zarazem śmiercią rybaków. Jest to początek makabrycznej serii zgonów, której ofiarami padają okoliczne psy i tutejsi mieszkańcy. Jednocześnie w wiosce toczy się konflikt między przedstawicielami fabryki konserw, którymi dowodzi Hank Slattery (Vic Morrow), a Indianinem Johnnym Eagle’em (Anthony Pena) próbującym ukrócić działania przedsiębiorców, mając na względzie ochronę środowiska i ziemi swoich przodków. Bitwa między dwoma obozami musi zostać przerwana, gdy ludzie zdają sobie sprawę, że pora stawić czoła poważniejszemu zagrożeniu.

Vic Morrow w filmie "Humanoids from the Deep" (1980)

Z morskich otchłani coraz śmielej wyłażą na ląd zmutowane stworzenia, które zaprojektował i stworzył 20-letni Rob Bottin, cudowne dziecko branży technicznej. W wieku 14 lat zachwycił swoimi rysunkami niewiele starszego Ricka Bakera i rozpoczął praktyki u jego boku. W latach 80. współtworzył efekty do takich klasyków jak Coś (1982) Johna Carpentera i RoboCop (1987) Paula Verhoevena. Jego humanoidy, mimo iż są mężczyznami w kostiumach, to wizualnie stoją na wyższym poziomie niż potwory ze staroszkolnych horrorów (nawet tych najlepszych typu Potwór z Czarnej Laguny) i budzą niepokój swoją odpychającą fizjonomią. Efekty, choć wykreowane przy skromnym budżecie, nadały filmowi charakterystyczny, pełen brutalności klimat, który sprawił, że Humanoidy z głębiny okazały się jednym z ciekawszych filmów eksploatacyjnych swoich czasów. W momencie premiery zostały zmiażdżone przez krytykę, ale spełniały rozrywkową funkcję i przez lata obrosły kultem.

O odpowiedni poziom rozrywki zadbał również sam Roger Corman, wprowadzając do filmu przemoc i seks we właściwych proporcjach. Początkowo propozycję wyreżyserowania filmu otrzymał Joe Dante, który jednak po nakręceniu Piranii (1978) nie chciał znów robić „morskiego horroru”, więc odmówił. Na pewnym etapie film miał nosić tytuł Beneath the Darkness, a scenariusz autorstwa Franka Arnolda, Martina B. Cohena i Fredericka Jamesa był nieco bardziej rozbudowany. Ukończony przez Barbarę Peeters film nie zadowolił Szefa, więc ten zlecił dokonanie poprawek. W efekcie tego reżyser drugiej ekipy James Sbardellati dokręcił sceny nagości, gwałtu i więcej ujęć z potworem, natomiast montażysta Mark Goldblatt, aby zmieścić całość w 80 minutach, musiał wyciąć kilka scen, które przybliżały film w stronę thrillera psychologicznego.

Ann Turkel w filmie "Humanoids from the Deep" (1980)

Najbardziej zawiedzione takimi działaniami były kobiety biorące udział w produkcji – oprócz Barbary Peeters także wcielająca się w postać biolożki morskiej Ann Turkel, prywatnie żona Richarda Harrisa. Co więcej, reżyserka miała jeszcze inny problem – w latach 70. dołączyła do Gildii Reżyserów Amerykańskich, z którą New World Pictures nie była związana umową. To spowodowało, że za nakręcenie filmu musiała zapłacić grzywnę w wysokości 15 tysięcy dolarów.

Humanoidy z głębiny nawiązują do niechlujnych początków kariery Cormana (Monster from the Ocean Floor, 1954) oraz exploitation movies w pełnym wymiarze, gdzie nie brakuje kiczu, absurdów fabularnych czy naukowych, elementów softcore i sprowadzania kobiet do roli obiektów seksualnych. Uczciwie należy jednak przyznać, że znalazło się miejsce na feminizm – postać Ann Turkel symbolizuje bowiem kobiecą inteligencję i determinację, a bohaterka grana przez Cindy Weintraub własnoręcznie zabija jednego potwora, nie czekając na ratunek. Ta scena to zresztą majstersztyk montażu filmowego – Mark Goldblatt posklejał ją tak, jakby kręcił własną wersję Psychozy. To, co jednak najbardziej zauważalne, to próba nawiązania dyskusji z kinem głównego nurtu – efektownymi blockbusterami, spośród których pierwszy, jaki przychodzi na myśl, to Szczęki (1975) Stevena Spielberga. „Król kina klasy B” po raz kolejny udowodnił, że za mniejszy budżet (w tym przypadku 2,5 miliona dolarów) też można nakręcić atrakcyjne wizualnie dzieło miksujące horror z przygodą i fantastyką.

Scena z filmu "Humanoids from the Deep" (1980)

Film Barbary Peeters okazuje się znacznie lepszy, niż można się było spodziewać. Wykonawcy na czele z telewizyjną gwiazdą Dougiem McClure’em (najbardziej znaną z serialu The Virginian z lat 1962–1971) nie wyróżniają się zdolnościami aktorskimi, ale nadrabiają charyzmą (szczególnie Vic Morrow w roli zawziętego i uprzedzonego awanturnika czuje się jak ryba w wodzie). Satysfakcjonujący jest również finał – rozgrywający się podczas festynu, sprawiający wrażenie, jakby tłumy ludzi były atakowane przez dziesiątki krwiożerczych bestii, co daje posmak nakręconych z rozmachem i intensywnością przebojów kinowych. Nie sposób też zapomnieć o epilogu – mimo iż jest żywcem wyjęty z hitowego horroru science fiction, to wydaje się spójny z fabułą omawianej produkcji. Pomimo budżetowych ograniczeń film oferuje solidne efekty praktyczne (nie tylko gore, lecz także pirotechnikę) i atmosferę niepokoju, kreowaną między innymi przez muzykę Jamesa Hornera, co czyni go ekscytującym kawałkiem kina klasy B.

Mariusz Czernic

Mariusz Czernic

Z wykształcenia inżynier po Politechnice Lubelskiej. Założyciel bloga Panorama Kina (panorama-kina.blogspot.com), gdzie stara się popularyzować stare, zapomniane kino. Miłośnik czarnych kryminałów, westernów, dramatów historycznych i samurajskich, gotyckich horrorów oraz włoskiego i francuskiego kina gatunkowego. Od 2016 „poławiacz filmowych pereł” dla film.org.pl. Współpracuje z ekipą TBTS (theblogthatscreamed.pl) i Savage Sinema (savagesinema.pl). Dawniej pisał dla magazynów internetowych Magivanga (magivanga.com) i Kinomisja (pulpzine.pl). Współtworzył fundamenty pod Westernową Bazę Danych (westerny.herokuapp.com). Współautor książek „1000 filmów, które tworzą historię kina” (2020) i „Europejskie kino gatunków 4” (2023).

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA