HISTORIA PRZEMOCY. 15 lat od premiery jednego z najlepszych filmów Davida Cronenberga
Charakter kinu Davida Cronenberga nadaje przede wszystkim balansująca na pograniczu perwersji transgresja – zarówno cielesna, jak i psychiczna. We wcześniejszych filmach Kanadyjczyka, takich jak Wideodrom, Mucha czy Nagi Lunch, prym wiodą przekroczenia cielesne, w obsceniczny sposób ucieleśniające horror przeżywany przez umysł. W XXI wieku, Cronenberg wykonał jednak w swojej autorskiej estetyce zauważalny zwrot, wygaszając wizualną gwałtowność i radykalizm kolejnych filmów. Nie oznaczało to jednak bynajmniej porzucenia przez tego twórcę charakterystycznej perwersyjnej energii. Choć począwszy od Pająka jego filmy stały się bardziej realistyczne i „okiełznane” w warstwie estetycznej, pozostały niesłychanie drapieżne w wymiarze psychologicznym, w geście formalnej internalizacji Cronenbergowskiego karnawału obsceny, kojarzonego z jego dziełami w latach 80. i częściowo 90. Jednym z tych późniejszych filmów jest Historia przemocy, niepozorny dramat obyczajowo-kryminalny skrywający w sobie agresywną rozprawę na temat ludzkiej natury.
Podobne wpisy
Organizmem, na którym Cronenberg dokonuje tej wiwisekcji, jest Tom Stall, kochający mąż i ojciec, który wraz z piękną żoną Edie oraz dwójką ułożonych dzieci mieszka w niewielkim miasteczku Millbrook w stanie Indiana. Pewnego dnia w prowadzonym przez siebie barze Tom staje w obronie napastowanej przez dwójkę gangsterów kelnerki, zabijając obydwu napastników na miejscu. Ta erupcja przemocy staje się punktem zwrotnym w spokojnym i poukładanym dotąd życiu Toma, którego wyczyn staje się szybko medialną sensacją, a jego twarz przedstawiona zostaje przedstawiona w krajowej telewizji jako oblicze bohatera. Wkrótce w Millbrook zjawia się demonicznie oszpecony Carl, twierdzący, że Tom w istocie jest filadelfijskim gangsterem o imieniu Joey. Choć nasz protagonista z miejsca zaprzecza i jasno daje do zrozumienia gangsterowi, że pomylił adresy, nad głową rodziny Stallów zawisa ciężka burzowa chmura. Raz wyzwolona przemoc zaczyna przenikać życie Toma, podważając fundamenty, na jakich zbudowane zostało jego małomiasteczkowe szczęście i coraz mocniej dając mu odczuć presję domniemanej przestępczej przeszłości.
Bodaj najbardziej pamiętną sceną z Historii przemocy jest rozpoczynający zasadniczą dramaturgię incydent w barze. Cronenberg zawiera w niej esencję całego filmu, którego koncept opiera się na stopniowym narastaniu napięcia, za sprawą którego zwyczajne życie przeradza się w buzujący od emocji spektakl śmierci i okrucieństwa, po którym nic nie będzie już takie samo. Moment, gdy spokojny i nieszukający zaczepki Tom rozbija na głowie mierzącego doń gangstera dzbanek kawy i rozprawia się bezpardonowo z intruzami zakłócającymi spokój jego lokalu, jest miniaturą tego, co dzieje się w konsekwencji z jego życiem. Uwolniona w sytuacji zagrożenia przemoc rozlewa się po spokojnym, małomiasteczkowym bycie Stallów, rozsadzając je od środka. Dekompozycja społecznej persony jest przez Cronenberga ukazywana z metodyczną precyzją, krok po kroku prowadząc do obnażenia czystej przemocy wpisanej w ludzką naturę, przy czym pomiędzy stopniowym nasączaniem narracyjnego chłodu gwałtownością emocji i zdarzeń a przedstawianą dynamiką rozwoju postaci zachodzi ścisła analogia. Sama tylko groźba nagłego wybuchu przemocy niszczy sielankę, prowadząc do silnego dyskomfortu podczas seansu, potęgowanego niepewnością co do tożsamości głównego bohatera. Tak jak wzrasta napięcie dramaturgiczne, tak postępuje poczucie osaczenia rodziny Stallów, a klinicznie dawkowana akcja burzy wprowadzoną na początku perspektywę na bohaterów, niepostrzeżenie przeistaczając stonowany dramat obyczajowy w napędzany gwałtownymi emocjami thriller.
W toku tak ukazywanego procesu rozpadu poukładanego życia Toma coraz bardziej niejednoznaczna staje się jego tożsamość. Ponownie proces percepcji bohatera jest zsynchronizowany z formą opowieści: protagonistę granego Viggo Mortensena, obdarzonego twarzą doskonale podatną na skrajne znaczenia – od niewinności po furię – poznajemy jako ucieleśnienie cnót i oazę spokoju. W konsekwencji dokonanego pod wpływem impulsu morderstwa ten obraz staje się coraz mniej dookreślony, stopniowo przeistaczając Toma w Joeya – człowieka moralnego w bezwzględnego oprawcę. Patrząc z jego perspektywy, odczuwamy rosnące napięcie i toczący jego życie niepokój, zagłębiając się stopniowo w niebezpieczną prawdę o nim samym. I nie chodzi nawet o odkrycie przez tajemniczego przybysza przeszłości postaci. Ten trzymający w niepewności wątek jest w rękach Cronenberga narzędziem do wskazania dwoistości ludzkiej natury. Historia przemocy opowiada bowiem o konflikcie dwóch figur, Toma i Joeya, reprezentujących społeczne opanowanie i żywioł przemocy. Pokryty bliznami Carl spełnia tu więc rolę zjawy, trickstera zasiewającego wątpliwość w głowach Toma oraz jego rodziny i katalizującego jego przemianę w Joeya – przemianę, która w istocie jest po prostu powrotem do atawistycznej, nieodłącznie związanej z ludzką naturą przemocy. Podwójna tożsamość Toma/Joeya to zatem coś więcej niż fabularna zagrywka. W filmie Cronenberga motyw ten urasta do rangi behawioralnej metafory, reprezentującej napięcie pomiędzy ego a id wyznaczających ramy ludzkiego charakteru.
Historia przemocy jest więc rozpięta między kryminalną akcją a dramatem symbolicznym, za pomocą generycznej historii (zaczerpniętej zresztą z komiksu autorstwa Johna Wagnera i Vince’a Locke’a) metaforyzującego zmagania dwóch sił w ludzkiej psychice. Na płaszczyźnie fabularnej to dość prosta opowieść o mierzeniu się z własną przeszłością i konsekwencjami wątpliwych moralnie czynów. To staje się jednak u Cronenberga budulcem drażniącego etycznie rozważania na temat człowieczeństwa i fundamentów społeczeństwa, którego historia pisana jest przecież przede wszystkim krwią i gwałtem. Z jednej strony twórcy zdają się mówić, że w ostatecznym rozrachunku z Toma zawsze wyjdzie Joey, ugrzecznioną powierzchowność zawsze przebije agresywna natura. Z drugiej jednak, czy ów „dziki” nie pragnie się zasadniczo stać tym „dobrym”? Przeżywając wraz z protagonistą pękanie jego tożsamości, dostrzegamy niejednoznaczność ludzkiego “ja”, skrywającego żądze pod pozorami spokoju. W efekcie okazuje się, że Tom i Joey skazani są na życie w jednym ciele, dzielenie rodziny, losu i słowem – pełną konfliktów i sprzeczności jedność. A historia człowieka to w dużej mierze historia jego relacji z przemocą.
Z perspektywy czasu i prawdopodobnie już zamkniętej, a przynajmniej zamykającej się kariery reżyserskiej Davida Cronenberga Historia przemocy zasługuje na wymienienie wśród jego najlepszych filmów. W precyzyjnym studium postaci reżyser ukazuje przemoc jako dominantę ludzkiego charakteru, potężną siłę, która zwodzi jednostki pragnące nad nią zapanować, w istocie naginając je do siebie i kształtując całe życie społeczne. Przemoc w filmie Cronenberga jest czymś, czego ludzie się boją, przed czym uciekają, ale czym są również nieodparcie zafascynowani – wystarczy lekkie potknięcie, by dali się owładnąć jej ekstazie. Każdy akt siły, nawet najbardziej niepozorne uderzenie, obelga czy podyktowane emocjami szarpnięcie ma w Historii przemocy wymiar erupcji skrywanego żywiołu, co odsłania prawdziwe oblicze społeczności ludzi, ufundowanej na dziejach (tytułowej historii) agresji, przymusu i gwałtu. W tym kontekście jest to być może również najmroczniejszy film Cronenberga i najbardziej przenikliwa diagnoza natury człowieka, jaką zaproponował. W tej totalnej wizji nie ma miejsca na dobro i zło – wszystko rozgrywa się w szarej strefie pomiędzy okrutnym szałem a tworzonymi na użytek cudzych oczu pozorami. Brutalna i frapująca to wizja.