search
REKLAMA
Recenzje

HANNIBAL Ridleya Scotta

Jan Dąbrowski

9 maja 2017

REKLAMA

Na początku lat 90. w poczet ekranowych psychopatów dumnie wszedł Hannibal Lecter. To właśnie Anthony Hopkins w Milczeniu owiec (a nie Brian Cox we wcześniejszym Łowcy) wywindował tego bohatera na szczyt listy filmowych arcyłotrów. Opanowany, elokwentny, obdarzony niemal hipnotyzującym głosem i spojrzeniem. Wybitny psychiatra i socjopatyczny morderca-kanibal w jednej osobie. Kino potrzebowało takiej postaci. Wyczuwalna chemia między Lecterem a młodziutką agentką Starling (Jodie Foster) oraz wciągający wątek kryminalny przypieczętowały sukces filmu. Został on nagrodzony pięcioma Oscarami, Złotym Globem, BAFTĄ, Srebrnym Niedźwiedziem i masą innych wyróżnień. Milczenie owiec dość szybko przeszło do klasyki kina światowego. Trzeba było czekać dekadę, by ponownie zobaczyć Lectera na dużym ekranie. Czy Hannibal okazał się godną kontynuacją? Niestety nie. Co nie musi oznaczać, że jest to zły film.

f9YMRWcgFZetciq5I9QmLHuDVnv

Od wydarzeń przedstawionych w Milczeniu owiec mija kilka lat. Kariera Clarice Starling (Julianne Moore) nabrała tempa, a ona sama stała się doświadczoną funkcjonariuszką. Gdy prowadzona przez nią akcja kończy się śmiercią pięciu osób, grożą jej poważne konsekwencje. Wstawia się za nią człowiek oszpecony przed laty wskutek spotkania z kanibalem – zamożny biznesmen, Mason Verger (Gary Oldman). Twierdzi on, że ma nowe informacje dotyczące Lectera. W związku z tym chce spotkać się z agentką. Niedługo po tym Clarice dostaje list od Hannibala.

Film ma wiele zalet, z czego największą jest oprawa audiowizualna. Na muzykę składa się seria zróżnicowanych motywów, począwszy od subtelnych aranżacji na dzwonki, przez nastrojowe brzmienie wiolonczeli, skończywszy na basowych, mrocznych i dynamicznych utworach. Głównym kompozytorem był Hans Zimmer, z którym współpracowali Klaus Badelt i Patrick Cassidy. Ten ostatni napisał na potrzeby ścieżki dźwiękowej utwór operowy Vide cor meum w oparciu o sonet Dantego. Ponadto nawiązuje do Milczenia owiec – w Hannibalu przewinął się fragment Wariacji Goldberga w wykonaniu Glenna Goulda. Wszystko to złożyło się na muzyczną ilustrację doskonale dopełniającą każdą scenę, a przewijające się motywy zapadają w pamięć znacznie dłużej niż sam film. Podobnie jak zdjęcia Johna Mathiesona, odpowiedzialnego za wygląd Gladiatora, który miał premierę rok wcześniej. Świat w Hannibalu niemal w całości tonie w chłodnych barwach, szarościach i błękitach. Dużo tu cieni, mgły i papierosowego dymu. Sceny kręcone w USA są bardziej zróżnicowane pod względem kolorystyki i krajobrazu, tym samym mniej w nich nastrojowości i niepokojącego, dusznego klimatu. Największe wrażenie robią fragmenty powstałe we Florencji. Właśnie tam zadomowił się doktor Lecter, który incognito pełni funkcję kustosza tamtejszej biblioteki. Nie dość, że jest to najlepsze możliwe otoczenie dla tej postaci, to każde powstałe tam ujęcie wygląda świetnie. Ciemne, zabytkowe pomieszczenie z wysokimi sufitami, starymi, ciężkimi meblami. Na ścianach masywne kotary i obrazy. Wszystko spowija półmrok. Uczta dla oczu, która w połączeniu z muzyką daje idealną scenerię dla poczynań Lectera.

Ten zaś niezmiennie przykuwa do ekranu. W inny sposób, niż robił to w Milczeniu owiec, ale jednak. Warto pamiętać, że w pierwszym filmie Hopkins wcielał się w więźnia, co wiązało się z innymi środkami wyrazu. „Jestem w tym pomieszczeniu od ośmiu lat, Clarice. Wiem, że do końca życia mnie stąd nie wypuszczą” – mówił Lecter ze swojej celi. Oczywiste jest, że zachowywał się inaczej. W Hannibalu bohater jest na wolności od kilku lat, zmienił tożsamość i wrócił do Europy. Ta swoboda wpisana jest w jego zachowanie. Pewnie stawia kroki, gdy idzie ulicą, bywa w restauracjach. Nie odmawia sobie wina ani cygaretek. Nosi się jak arystokrata, swoje wygodne, lniane garnitury przybiera bogatymi dodatkami. Widzowie, którzy utrwalili sobie wizerunek Lectera z Milczenia owiec, nagle poznają go z innej strony. To musiało wzbudzić kontrowersje w czasie premiery. Choć nie tak duże, jak zastąpienie Jodie Foster w roli Clarice Starling. Rola ta przypadła Julianne Moore i jest to niewątpliwie utalentowana aktorka, jednak tutaj zupełnie się nie odnalazła. Widać próbę stworzenia tej postaci na nowo, ale brak podobieństwa (zarówno w kwestii warunków fizycznych, jak i cech charakteru) skazał tę postać na klęskę. Moore wypada blado zwłaszcza w porównaniu z towarzyszącymi jej aktorami. Ray Liotta (jako Paul Krendler) jest w tym filmie seksistą i prostakiem, ale nawet on znalazł pomysł na swojego bohatera i wpasował się w świat przedstawiony. Mason Verger w interpretacji Oldmana jest bogatym zwyrodnialcem, któremu pocięta i zdeformowana twarz bynajmniej uroku nie dodaje. A jednak rozległa charakteryzacja nie przysłoniła kunsztu aktora. Podobnie jak Giancarlo Giannini (grający inspektora Pazziego), z nieodłącznym papierosem, w pomiętym płaszczu i zarośniętej, zmęczonej twarzy. Najbardziej niejednoznaczny bohater, bardzo dobra drugoplanowa rola.

Gary Oldman as Mason Verger in "Hannibal" (2001)

Poza chybionym castingiem Julianne Moore największą klęską Hannibala jest równia pochyła, po jakiej film zaczyna zjeżdżać w drugiej połowie – a zjeżdża na samo dno. Im bliżej zakończenia, tym więcej rzeczy się psuje. Lecter w dżinsach, koszulce i czapce z daszkiem wygląda już dość dziwnie, nawet przyjmując, że to kamuflaż. Nim dojdzie do spotkania twarzą w twarz z Clarice, Hannibal przygotowuje się do wystawnej kolacji, na którą chce ją zaprosić. Obezwładnia Krendlera i zamierza ugościć agentkę w jego domu. Robi przedtem zakupy, by mieć wszystko, co trzeba. I poza garnkami, naczyniami i sztućcami kupuje… ogromny zegar z wahadłem. Do dziś nie rozgryzłem, po diabła mu był zegar (jeśli weźmiemy pod uwagę okoliczności i presję czasu, to w ogóle wydaje się nierozsądne – zwłaszcza jak na zazwyczaj bystrego faceta).

Scena porwania Lectera i wydarzenia na farmie świń to z jednej strony pomysłowe rozwiązanie – ale wygląda trochę jak wyjęte z innej produkcji. I choć widownia dostała to, na co wszyscy czekali – Hannibala w kagańcu, w dodatku razem z Clarice – niestety kompletny brak chemii między aktorami sprawia, że ta relacja przestaje być intrygująca. Punktem kulminacyjnym filmu jest kolacja. Clarice jest ubrana w wyzywającą, czarną suknię. Zmysłowość zaburza jednak morfina, którą Lecter podał agentce – ta w związku z tym ma problemy z koordynacją ruchową i nie zawsze wygląda to poważnie. Pomijając danie główne tej wieczerzy, co akurat było arcyklimatowym dodatkiem, to, co następuje po posiłku, pociągnęło film na dno. Ze wszystkich możliwych rozwiązań postanowiono zakończyć relację Hannibal-Clarice w najbardziej ckliwy, płytki i banalny sposób. Pokazywanie niektórych rzeczy wprost może wykraczać poza granice dobrego smaku. Mniej obrzydliwy jest świeżo usmażony ludzki mózg niż prostackie sknocenie ciekawej relacji, która przez brak Jodie Foster i tak pozostawiała wiele do życzenia.

W gruncie rzeczy Hannibal sam w sobie jest niezły. Wypada dobrze, zwłaszcza w porównaniu z serialem o tym samym tytule. Tam przerost formy nad treścią i wszechobecny bełkot ratuje (choć nie zawsze) legenda głównego bohatera. Gdyby filmowego Lectera przemianować na jakiegoś na przykład archeologa Marcina, to byłby po prostu średniej klasy thriller z dobrymi zdjęciami i świetną muzyką. Nawet zakończenie by tu zagrało. Zrobienie tego samego z serialowym Hannibalem położyłoby tę produkcję do trumny w trymiga, bo całość bazuje na przetwarzaniu motywów znanych z wcześniejszych filmów. Ridley Scott zmierzył się z legendą Milczenia owiec. Walczył dzielnie i poległ, a jednak jego dzieło zapisało się w pamięci widzów jako film nierówny, a nie zły. Piętnaście lat, które minęło od premiery Hannibala, przyniosło dwa prequele i wspomniany serial. Każda z tych produkcji niewątpliwie zyskała swoich zwolenników, lecz nikomu nie udało się osiągnąć elektryzującej atmosfery, jaką zarażali z ekranu Jodie Foster i Anthony Hopkins. Warto jednak pamiętać, że Scott był pierwszym, który odważył się rozszerzyć filmowy świat kanibala.

korekta: Kornelia Farynowska

5b32cd3888

Avatar

Jan Dąbrowski

Samozwańczy cronenbergolog, bloger, redaktor, miłośnik dobrej kawy i owadów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/