FORMUŁA
To jeden z najnowszych filmów z Samuelem L. Jacksonem w roli głównej. Jest on datowany na rok 2001, ale do polskich kin trafia… dopiero w sierpniu 2003. Film wyreżyserował Ronny Yu, twórca czwartej części filmu Laleczka Chucky (Bride of Chucky), a wyprodukował sam Samuel L. Jackson.
Formuła opowiada o pewnym chemiku, Elmo McElroy’u (Samuel Jackson), któremu uniemożliwiono prowadzanie praktyk naukowych; z powodu pewnego gliniarza Elmo nie mógł zostać legalnym farmaceutą i jego prawdopodobna kariera została zaprzepaszczona. Postanowił zatem przejść na “ciemną stronę” i zajął się produkcją narkotyków. Po trzydziestu latach badań udaje mu się opracować przepis (tytułowa Formuła) na niezwykły narkotyk. Rzecz, którą można produkować niemal bezkarnie, bo składniki są powszechnie dostępne w każdej aptece, w dodatku bez recepty. Jednak żeby Elmo mógł sprzedać swój produkt, musi zdradzić dotychczasowego pracodawcę, gangstera znanego jako Jaszczurka (Meat Loaf). Posunięcie jest tym bardziej kuszące, że na rynku przepis na nowy narkotyk wart jest 20 milionów dolarów…
Film Ronnego Yu to komedia sensacyjna z wyraźnym akcentem brytyjskim. Znakomita część akcji rozgrywa się bowiem w Liverpoolu, a Jacksonowi partneruje Robert Carlyle. Historyjka nie jest może zbyt spójna (ale doskonale zrealizowana). Scenariusz miejscami trochę nie trzyma się kupy, a pomiędzy zdarzeniami brakuje łącznika. Wygląda to trochę jak zbiór scen akcji i scen komicznych poprzeplatanych między sobą, ale nie mających zbyt wiele wspólnego. Poza tym jest tu trochę idiotyzmów. Pod względem humoru film przypomina Przekręt Guy’a Ritchie. Jest wesoło na sposób brytyjski, ale i sami “brytole” i ich przywary też są wyśmiewane. Sceny akcji są dość efektowne, ale jak na mój gust trochę zbyt mało hmmm… wybuchowe. Pomimo sporej ich ilości film jest mało dynamiczny, gdy nie ma pościgu czy strzelaniny, to naprawdę nie dzieje się nic. Jest owszem śmiesznie, ale nie wystarczająco śmiesznie, żeby dostatecznie zająć widza. Kilka razy przyłapałem się na spoglądaniu na zegarek. Za to elementem, do którego ciężko się przyczepić jest realizacja. Zarówno oprawa wizualna, jak i dźwiękowa są bez zarzutu. Dużo szybkich ujęć, cyfrowych zbliżeń i oddaleń. Montaż również na poziomie, choć bez jakichś technicznych specjałów. Do tego niezła muzyka podkreślająca ogólnie luzacki nastrój filmu i jednocześnie podkręcająca trochę jego tempo. Głównie techno i hip-hop. Niby giną ludzie, krew się leje, lecą bluzgi, ale wszystko z przymrużeniem oka.
Gra aktorów dobra. Najsłabiej wypadł Jackson, którego postać jest nijaka i bezbarwna. Mało mnie interesowało, czy uda mu się sprzedać Formułę czy nie. McElroy nie wzbudził u mnie ani sympatii, ani antypatii, był mi obojętny. Lepiej już wypadł Carlyle jako “dobry” gangster, czy Meat Loaf jako bezwzględny lider narkotykowej mafii. Bez wyjątkowych popisów, ale wystarczająco dobrze, żeby historyjka wypadła w miarę wiarygodnie.
Generalnie w filmie jest kilka rewelacyjnych scen, które ogląda się z przyjemnością, jednak słaby scenariusz i pewna niespójność psują skutecznie obraz całości. Zawodzi również (niestety) Samuel L. Jackson, którego stać na aktorskie “o wiele więcej”.
Tekst z archiwum film.org.pl.