search
REKLAMA
Recenzje

DZIKA GRUSZA. O ścieraniu się młodzieńczych marzeń z bezwzględną rzeczywistością

Marcin Kempisty

9 maja 2019

REKLAMA

Nuri Bilge Ceylan to stały bywalec Festiwalu Filmowego w Cannes. Jego kolejne filmy pojawiają się w konkursie głównym nieprzerwanie od 2002 roku, kiedy to na wielkim ekranie zagościł dramat Uzak, w którym reżyser opowiedział historię fotografa zagubionego w zatłoczonej, betonowej dżungli Istambułu. Natomiast podczas zeszłorocznej edycji Turek zaprezentował ponad trzygodzinną intymną opowieść o studencie ostatniego roku pedagogiki, powracającym w rodzinne strony w celu zweryfikowania dotychczasowych doświadczeń i odnalezienia zawodowej ścieżki.

Dzika grusza jest kontynuacją strategii obranej przez Ceylana przy okazji kręcenia Pewnego razu w Anatolii. Autor ponownie porzuca obserwowanie wielkomiejskiego szumu na rzecz przyjrzenia się życiu tureckiej prowincji, gdzie zmiany zachodzą znacznie wolniej aniżeli w szybko modernizujących się metropoliach. Długa, powoli snująca się narracja służy drobiazgowej wiwisekcji życia młodego idealisty, którego życie stanęło w martwym punkcie. Reżyser wykorzystuje zaledwie jeden żywot “człowieka bez właściwości”, by na jego podstawie ujawnić wszelkie atawizmy tkwiące pod naskórkiem społeczeństwa rozrywanego przez przeciwstawne prądy zmian. Jest w tym do bólu konsekwentny, nie oszczędza żadnej z obserwowanych postaci, ale właśnie dzięki temu udaje mu się osiągnąć szczyt swoich możliwości, harmonijnie zespalając refleksje natury socjologiczno-politycznej z dogłębnym nakreśleniem stanu emocjonalnego głównego bohatera.

Życie Sinana (Dogu Demirkol) rozgrywa się na styku nieposkromionych, żerujących na jego umyśle ambicji oraz okrutnej, drwiącej z niego rzeczywistości. Widzi w sobie pariasa, uciekiniera z obskurnego, zacofanego miasteczka, który w nieopodal położonym Çanakkale uczęszcza na studia i marzy o karierze pisarskiej. Udaje mu się nawet napisać debiutancką powieść, jak sam stwierdza, “pozbawioną naleciałości religijnych i ideologicznych”, ale nie potrafi odnaleźć osoby chętnej do wydania jego twórczości. Z racji rychło zbliżającego się końca edukacji postanawia powrócić w rodzinne strony, do tak znienawidzonego Çan, co stanowi dla reżysera pretekst do zestawienia jego arogancji i marzeń z postawami osób niegdyś mu bliskich, do spotkań z dawno niewidzianymi znajomymi, ale także do konfrontacji z pogubionymi członkami rodziny – zwłaszcza z wycofaną, wiecznie oglądającą seriale matką, jak również z ojcem uzależnionym od hazardu, wyszydzanym przez wszystkich sąsiadów.

dzika-grusza-1

W pamięci szczególnie zapada przypadkowe spotkanie Sinana z jego młodzieńczą miłością. W latach szkolnych podsuwał jej do lektury kolejne książki, “edukował” na swoją modłę, w ten sposób budując dla ich związku wspólną bazę zainteresowań. Każde z nich poszło jednak w swoją stronę, zatem rozmowa po miesiącach rozłąki przeistacza się w podsumowanie dotychczasowych wyborów i porównanie wcześniejszych marzeń z tym, co rzeczywistość ma im do zaoferowania. Ceylan niezwykle subtelnie buduje tę konwersację, rozpoczynając od pozornie błahych dialogów, small talku typowego dla osób, które dawno się nie widziały, by później przenieść ciężar rozmowy na tematy natury egzystencjalnej. Wzajemne oskarżenia i szyderstwa, kierowane zwłaszcza przez Sinana w stronę Hatice, służą zarówno podbudowaniu ego, jak i zakryciu własnych niedoskonałości. Nie jest to do końca wyjaśnione, ale wydaje się, że kobieta została zmuszona do zamążpójścia, dlatego też mężczyzna prawi jej morały o wolnej woli i walce o bycie sobą, mimo że sam tkwi w toksycznym środowisku i nie wie, co ze sobą zrobić. Reżyser w ten sposób doskonale punktuje protagonistę, jednocześnie celnie ukazując, jak trudno jest sprostać ambicjom, gdy życie codzienne nie spełnia jakichkolwiek oczekiwań.

Ceylana nie bez przyczyny porównuje się do Dostojewskiego i Czechowa. Dzika grusza to kolejny przykład “kina gadanego” w jego twórczości, gdzie byle pretekst wystarczy do poprowadzenia kilkunastominutowych rozmów, by w efekcie przedstawić ludzi w objęciach szarej, nudnej, niczego nieoferującej rzeczywistości. Na zagadnienia dotyczące rozliczeń z przeszłością nakładają się również nieporozumienia między bohaterem a jego rodziną, zwłaszcza ojcem. Niegdyś pewny siebie, oczytany, niczym Don Kichot walczący z wiatrakami, później zmienił się w niezdolnego do normalnego funkcjonowania dziwaka, wiecznie oczekującego na emeryturę i przeprowadzkę do wymarzonej idylli, czyli domku na wsi tak pokracznie skleconego, że byle wichura mogłaby go zniszczyć. Trajektoria losów starego Idrisa w zestawieniu z kolejnymi porażkami syna daje w efekcie smutny wniosek, jak trudne jest oczyszczenie się z grzechów rodziców, jak transgeneracyjny przekaz traumy determinuje losy kolejnych pokoleń, jak wiara w “wolność” bywa okrutnym żartem ze strony losu, gdy niesiony wraz z nazwiskiem bagaż doświadczeń wprowadza idealistów w te same koleiny, po których wcześniej poruszali się ich przodkowie.

Obok osobistych perypetii Sinana zostaje wprowadzony szerszy plan, dotyczący jego funkcjonowania jako artysty w środowisku zgnuśniałych kołtunów, traktujących sztukę tylko instrumentalnie. Wprawdzie autor Klimatów nie idealizuje postawy młodego pisarza, notorycznie szydząc z jego wybujałych planów i buty, z jaką próbuje wejść do literackiego światka, ale jednak w tym konflikcie staje po jego stronie. Może i protagonista jest oderwany od rzeczywistości, a zamiast spłacać rodzinne długi, woli żyć bez prądu, byle odłożyć potrzebną sumę na samodzielne wydanie debiutu, niemniej według Ceylana nawet takie egoistyczne pobudki nie dyskwalifikują prozy młokosa. Podobna teza wybrzmiewa dobitnie w rozmowach Sinana z osobami mającymi środki niezbędne do pomocy bohaterowi, gdy zaczynają oni perorować na temat celów sztuki i tematów, jakie powinny być podejmowane przez artystów. Historia kreślona wielkimi literami, opisywanie pól bitewnych, konfliktów zbrojnych, starożytnych cywilizacji, w ostateczności pochwała zamieszkiwanego regionu, żeby przyciągnąć turystów – to są tematy godne naszych czasów, a nie jakieś bajania młodego chłopaka, który pragnie dokonać osobistego rozrachunku z turecką rzeczywistością.

dzika-grusza-3

Trudno krytykuje się zdobywców Złotej Palmy, aczkolwiek wydaje się, że Ceylan dokonał progresu od czasów nagrodzonego Zimowego snu. W docenionym przez jury filmie pewne zabiegi jednak zgrzytały, jak gdyby autor za bardzo celował w stworzenie ARCYDZIEŁA. Tymczasem Dzika grusza jest opowieścią znacznie bardziej intymną, wyrastającą z prostego faktu, że powrót na stare śmieci zawsze generuje falę wspomnień i potrzebę podsumowań. Ot, drobna zmiana wystarczyła, by przeprowadzane przez protagonistę kolejne dysputy nabrały naturalności, a kontekst, w jakim do nich dochodzi, celnie korespondował z wnioskami stawianymi na ich końcu.

Najnowszy film Nuriego Bilgego Ceylana to niezwykle dojrzałe studium dojrzewania w czasach atrofii uczuć i niewiary w możliwość wyswobodzenia się z matni grzechów. Kompleksowe naświetlenie życia bohatera z różnych perspektyw, żywiony do niego szacunek przy jednoczesnym kąśliwym szyderstwie z jego wydumanych aspiracji, stawia dzieło Turka pośród jego najznakomitszych dokonań. Może Dzika grusza nie jest tak wizualnie efektowna jak Pewnego razu w Anatolii, może nie są w niej poruszane tematy tak nośne jak w Zimowym śnie, ale niewątpliwie jest to produkcja wybitna, którą należałoby nawet potraktować jako osobiste rozliczenie twórcy, pamiętnikarskie zestawienie pysznej młodości z doświadczeniem starszego, tracącego wszelkie złudzenia mężczyzny. Ten intymny ton, w jakim prowadzona jest narracja, powinien znaleźć szczególne uznanie w oczach widzów, zwłaszcza gdy w trakcie seansu kilkukrotnie cichutko wybrzmiewa cudowna Passacaglia i fuga c-moll autorstwa Jana Sebastiana Bacha.

Marcin Kempisty

Marcin Kempisty

Serialoholik poszukujący prawdy w kulturze. Ceni odwagę, bezkompromisowość, ale także otwartość na poglądy innych ludzi. Gdyby nie filmy Michelangelo Antonioniego, nie byłoby go tutaj.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA