DZIEŃ TRYFIDÓW. Science fiction o walce ludzi i mięsożernych roślin
Oprócz Zakazanej planety i Czerwonej oberży to ten film, który już na zawsze będzie kojarzył mi się z jedyną w swoim rodzaju, klimatyczną dyskusją Tomasza Raczka z Zygmuntem Kałużyńskim w ramach cyklu „Perły z lamusa”. Chociaż muszą przyznać, że z tych trzech wymienionych zdecydowanie najgorszy. Nie oznacza to jednak, że mowa tu o jakiejś zupełnej klapie. Dzień Tryfidów jest dzieckiem swoich czasów, naznaczonym wszystkimi cechami science fiction z lat 50. i 60., i nie tylko. Produkcję można zaklasyfikować również jako kino katastroficzne i postapokaliptyczne. No i rzecz najważniejsza – nie nakręcili go Amerykanie, tylko Brytyjczyk i Węgier. W tym przypadku rodowód twórców ma znaczenie. Zaraz wyjaśnię jakie.
W tytule tekstu napisałem, że ludzie walczą z mięsożernymi roślinami. To się zgadza, jednak tryfidy nie są żadnymi najeźdźcami z kosmosu, jak z pewnością część widzów pomyślała, sugerując się samym tytułem filmu. Tryfidy to rośliny wyhodowane przez naukowców z ZSRR, i tylko przypadkiem rozprzestrzeniły się one po świecie. Ludzie jednak sobie z nimi jakoś poradzili, bynajmniej nie poprzez ich zniszczenie – to byłoby zbyt bezmyślne i jednocześnie trudne. Tryfidy pozamykano w specjalnych szkółkach, jak bożonarodzeniowe świerki. Problem więc został rozwiązany, aż do czasu pojawienia się komety. I tu pojawia się tajemnicza kometa, ludzie ślepną. Mało tego, zaczynają również chorować. Te trzy wątki mieszają się ze sobą, współistnieją, tworząc fabułę dość skomplikowaną, jak na katastroficzne kino science fiction. Tak jak wspominałem, rodowód twórców ma znaczenie.
Amerykańscy twórcy w tym samym czasie, gdy produkowano Dzień Tryfidów byli już całkiem wyspecjalizowani w kinie typowo katastroficznym z wątkami fantastycznonaukowymi. Skupiali się jednak na jednym wątku, z reguły charakteryzującym się kosmicznym lub postatomowym pochodzeniem oraz wielkimi rozmiarami. Twórcy Dnia Tryfidów, a więc Freddie Francis i Steve Sekely zbudowali swój film na zasadzie łączenia wielu tematów. Krwiożercze rośliny wcale nie są głównym motywem katastroficznym, a można by tak sądzić po tytule. Tryfidy są tłem, wyczekującym na swój czas. Zagłada ludzi nie jest również spowodowana tajemniczą kometą i ślepotą spowodowaną jej obecnością na niebie. To jedynie czynniki powodujące zmianę w świecie. To jednak od ludzi zależy, co zrobią z tą nową rzeczywistością. Czy będą umieli się w niej odnaleźć.
Kolejną różnicą między podejściem amerykańskim i europejskim jest potraktowanie warstwy dialogowej w filmie oraz pokazanie zmian społecznych w czasie postapokalipsy. Postaci w filmie jest dużo. Są ślepcy, są ocalali, jest główny bohater – Bill Masen, naukowiec, cudem ocalony od utraty wzroku, pośrednio właśnie dzięki temu, że zaatakował go tryfid swoim jadem. Wreszcie są w historii pokazane grupy ocalałych, tworzące nowe komórki społeczne, mające na celu odtworzenie ludzkiej rasy. Mimo zagłady nadarza się niecodzienna okazja, żeby stworzyć rasę ludzką jakby na nowo. A to powoduje uaktywnienie się przeróżnych socjologicznych mechanizmów, które do tej pory pozostawały ukryte, przynajmniej ukryły się od czasów zakończenia II wojny światowej.
Ten świat postapokaliptyczny jest paralelny temu nazistowskiemu, zaplanowanemu przez Himmlera jeszcze na przełomie lat 30. i 40. XX wieku. Tryfidy zaś są narzędziem, które ludzie są zdolni wykorzystać do osiągnięcia własnych celów, stworzenia kolejnej dominacji na Ziemi, nawet korzystając z eksterminacji własnego gatunku.
Tych warstw semantycznych w fabule Dnia Tryfidów jest o wiele więcej, niż byśmy się spodziewali po kinie science fiction. W tamtych czasach to zaskakujące, że udało się spiąć fabułę złożoną z katastrofy kosmicznej, niebezpiecznych roślin i epidemii. A udało się dlatego, że postawiono jednak nie na akcję z atakami tryfidów, a na ludzi i ich dramatyczne zmagania z sytuacją zewnętrzną. Sceny z tryfidami są mocno niedopracowane, przez co wolałbym nie brać ich pod uwagę przy całościowej ocenie filmu. I tego nie robię, bo po co psuć sobie wrażenie z oglądania historii tym, że wielkie tryfidy poruszały się na platformach z dorobionymi do nich kółkami.
Interesujący jest jeszcze jeden wątek, a dokładniej powiązanie wątków. Warto zastanowić się nad genezą tryfidów. Powstały w Związku Radzieckim. Są tworem wyłącznie ludzkim. Za sprawą ludzi wydostały się poza laboratorium i stały się osobliwym elementem ludzkiego świata. Czy więc ta kometa, która spowodowała masową ślepotę, naprawdę była jej przyczyną? Czy pojawiająca się jako dopełnienie apokalipsy zaraza ma swoje źródło w działaniach niezależnych od postępowania człowieka? Ujmując fabułę Dnia Tryfidów w całościowe, logiczne ramy można odpowiedzieć przecząco na powyższe pytania. Fantastyka naukowa nie zawsze polega na szukaniu przyczyn niecodziennych zjawisk poza działalnością człowieka. Skoro ludzie potrafili stworzyć coś takiego jak tryfid, mogli również sprowadzić na swój gatunek masową ślepotę, a kometa wcale nie była tego typu ciałem niebieskim.
Dzień Tryfidów jest specyficznym rodzajem kina, pełnym błędów technicznych, lecz z dopracowaną przestrzenią fabularną w tej nieco pozafantastycznej warstwie. Warto także zdawać sobie sprawę, że film nie powstał na kanwie oryginalnego scenariusza, lecz jest adaptacją powieści Johna Wyndhama. Z pewnością dzięki temu broni się lepiej przed upływającym czasem niż produkcje oparte na szkicach scenariuszowych, które potem mozolnie są rozszerzane, często bez głębszego przemyślenia, czy dany pomysł nadaje się na pełnometrażowy film. Ze scenariuszem na podstawie książki jest inaczej, kto wie, czy nie łatwiej temu, kto go pisze. Pomysł na tryfidy okazał się na tyle oryginalny, że w 1981 roku ponownie zaadaptowano go, tym razem na serial. Zrobili to Brytyjczycy. W 2009 roku znów wrócili do tematu, tworząc tym razem miniserial. Ciekawe, że dopiero niedawno, po tak wielu latach od premiery filmu Francisa i Sekely’ego, pomysłem zainteresowali się Amerykanie. Czy w ich interpretacji będzie do science fiction wysokich lotów w stylu dzieł Denisa Villeneuve’a?
Film jest dostępny w serwisie Flixclassic.pl