DZIEŃ SZAKALA (1973). Celne kino
Gdy debiutancka powieść Fredericka Forsytha Dzień Szakala ukazała się w księgarniach w 1971 roku, Fred Zinnemann był już uznanym twórcą – gwarantem wysokiej jakości. W westernie W samo południe (1952) przedstawił interesujący portret psychologiczny człowieka skazanego na samotną walkę z silniejszym przeciwnikiem. W Dniu Szakala mamy podobny typ bohatera, ale w przeciwieństwie do Willa Kane’a główny bohater nie szuka współpracowników, jest samotnikiem z wyboru, a oprócz tego stoi po niewłaściwej stronie barykady, reprezentując organizację terrorystyczną. Zinnemann w tym filmie odwrócił klasyczny model westernu, tak jak Forsyth w swojej książce odwrócił tradycyjny schemat powieści sensacyjnej, czyniąc głównym bohaterem zawodowego zabójcę, a punktem kulminacyjnym – rozgrywkę, która jest z góry przesądzona.
Na początku lat sześćdziesiątych działała we Francji i Algierii organizacja terrorystyczna o nazwie OAS. Jej podstawowym celem było niedopuszczenie do przyznania niezależności Algierii. Prezydent Charles de Gaulle miał jednak odmienne plany, które zrealizował, co doprowadziło w obu państwach do napięć politycznych i niepokojów społecznych. W tym klimacie wyrósł Szakal, człowiek o nieznanej tożsamości i narodowości, posługujący się różnymi paszportami, maskujący się jak kameleon i zmierzający do celu po trupach. Służby specjalne dowiadują się o Szakalu i rozpoczyna się wielka gra nerwów. Wiadomo, że ktoś ma zaatakować, ale kto, gdzie i kiedy – tego nie sposób się domyślić. Aby śledztwo ruszyło do przodu, zabójca musi popełnić błąd…
Podobne wpisy
Mimo odwrócenia klasycznych schematów gatunku mamy tu jednak do czynienia z klasycznym thrillerem, gdyż akcja zmierza w stronę stałego punktu, czyli konfrontacji dobra ze złem. Po jednej stronie miejsce zajmuje stróż porządku, komisarz Lebel, po przeciwnej „Szakal”, zwierzyna będąca jednocześnie łowcą i celem polowania. Zadanie schwytania go jest trudne z dwóch powodów. Po pierwsze: w jego drapieżnej naturze tkwi bezwzględna chęć przetrwania, a więc i wytrwałość w umykaniu pościgowi oraz w dążeniu do wyznaczonego celu. Po drugie: akcja ma charakter prewencyjny, a więc trzeba go dopaść, zanim dokona zamachu. Paradoksalnie łatwiej go będzie złapać, gdy po drodze popełni inną zbrodnię, na co liczy policja. Charles de Gaulle nie może zginąć, co innego przypadkowi ludzie.
Opowiedziana historia korzysta z historycznego tła, a niektórzy bohaterowie mają w sobie cechy autentycznych postaci, ale służy to przede wszystkim uwiarygodnieniu fikcyjnej fabuły. W latach siedemdziesiątych bardzo popularny i doceniany przez krytyków był gatunek zwany political fiction – Fred Zinnemann dołożył cegiełkę do tego gatunku. Wraz z niewielką grupą reżyserów – do której należeli między innymi Alan J. Pakula (Syndykat zbrodni, 1974), Ronald Neame (Akta Odessy, 1974), Sydney Pollack (Trzy dni Kondora, 1975) – zawiązał „spisek” mający na celu stworzenie serii politycznych thrillerów ukazujących specyficzną grę prowadzoną przez tajne organizacje, politycznych oportunistów i gorliwych ideowców.
Dzień Szakala do dziś ogląda się świetnie, co jest zasługą przede wszystkim głównego bohatera. To nie tylko jego dzień, ale i jego film. Ten tajemniczy, niepokojący, zimny zabójca emanuje charyzmą, jest nieprzewidywalny i zadziwia precyzją. Gdyby każdy tak profesjonalnie podchodził do swojej pracy, świat byłby idealny. Paradoks polega na tym, że jego pracowitość to skutek najgorszych ludzkich wad – skłonności do zabijania, walki o władzę, sprzeciwu wobec dekolonizacji. W historii kina wielu było takich niezłomnych profesjonalistów (na przykład tytułowy bohater filmu Leon zawodowiec), ale Szakal jest tylko jeden. Nikt nie zna jego imienia, jest jak duch, który nawet po śmierci może powrócić w innym wcieleniu, by dokonać kolejnego zamachu.
Forsyth dostarczył świetnego materiału, co filmowcy skrzętnie wykorzystali. Niczym wykwalifikowani snajperzy trafili w dziesiątkę i ustrzelili wielu miłośników dobrego kina. Scenarzysta Kenneth Ross został potem zatrudniony raz jeszcze, by dokonać adaptacji powieści tego pisarza (Akta Odessy). Fred Zinnemann okazał się równie skrupulatnym i kompetentnym zawodnikiem, co bohater jego filmu. I dzięki temu produkcja wciąga, mimo iż trwa 140 minut – nic istotnego nie wycięto, niczego zbędnego nie dodano, a całość, mimo niewielu scen akcji, ma dobre tempo. Duża w tym zasługa doświadczonego montażysty Ralpha Kemplena. Pierwszy film zmontował w 1932, więc jego kompetencja w tym fachu jest bezdyskusyjna. Nie bez znaczenia jest również fakt, że Kemplen jest jedyną osobą, którą za Dzień Szakala wyróżniono nominacją do Oscara.