DZIADEK DO ORZECHÓW i CZTERY KRÓLESTWA. Anonimowy cukierek
Taśma produkcyjna Walta Disneya prężnie działa. Perfekcyjnie naoliwiona, nie zwalnia ani na moment. Mniejsza o efekt końcowy, choć zazwyczaj to rzeczy co najmniej przyzwoite. Liczy się przede wszystkim to, by cały czas być na czele, by nie stracić kontroli nad władzą symboliczną, by mieć monopol na nasycanie wyobraźni widzów. Daleki od doskonałości Dziadek do orzechów i cztery królestwa idealnie wpisuje się w excelowe tabelki marketingowego planu. Równie elegancko zmieści się w weekendowym planie rodzinnego popołudnia w centrum handlowym. To wysokobudżetowa, kolorowa przygodówka na półtorej godziny. W tym samym stopniu doskonała, co anonimowa. Ale czy ktoś spodziewa się czegoś więcej?
Disney sprostał oczekiwaniom, z gracją przeskoczył poprzeczkę postawioną na słusznej wysokości i porozsyłał kopie filmu do kiniarzy. Technicy dawno pozwijali studyjne dekoracje Dziadka do orzechów... Zaraz w ich miejsce wniesiona zostanie lwia skała czy Wielki Mur Chiński dla Mulan. Wyczekujemy kolejnych trailerów z Disneylandu.
Dziadek do orzechów i cztery królestwa, swobodnie podchodzący do źródłowego opowiadania Ernsta Hoffmanna i chętnie korzystający z oprawy Czajkowskiego, traktuje o przechodzącej kryzys rodzinie. Zaraz przed świętami umiera matka nastoletnich Klary, Luizy oraz najmłodszego Freda. Trójka rodzeństwa zostaje pod opieką czułego, ale przygnębionego tragicznym rozstaniem, ojca. Ten w wigilijny wieczór przekazuje dzieciom specjalne prezenty, zaplanowane jeszcze za życia przez jego żonę.
Klara (niewybitna, cokolwiek przeźroczysta Mackenzie Foy) otrzymuje zdobione srebrne jajko, którego wnętrze skrywa ponoć jakiś sekret. Otworzyć go jednak nie sposób, ponieważ potrzebny jest do tego pewien klucz, a matka prawdopodobnie z premedytacją go nie dołączyła. Klara to ciekawska, niepoddająca się łatwo dziewczyna. Inicjał na jajku kieruje ją do twórcy dziwnego artefaktu. Jest nim ojciec chrzestny Klary, pan Drosselmeyer (Morgan Freeman). Wynalazca nie ma klucza, ale wie, gdzie go można znaleźć. Wytrych został w magicznej krainie Czterech Królestw. Zaświatach, które matka Klary odwiedzała, gdy była dzieckiem. Nasza bohaterka oczywiście tam trafi. Odnalezienie klucza okaże się tylko jednym z zadań, które będzie musiała wykonać Klara. Przy okazji usłyszy kilka mott i życiowych mądrości. Raczej niewartych zanotowania.
Dziadek do orzechów i cztery królestwa operuje ogranym baśniowym schematem. Zestawione ze sobą zostają dwa światy: rzeczywisty i wyobrażony. Klara przeżywająca i poruszona śmiercią matki wkracza do miejsca, które jej rodzicielka stworzyła siłą wyobraźni. Samo to przejście można rozumieć na poziomie metaforycznym – jako próbę ostatniego kontaktu z bliską jej osobą. Podróż Klary będzie miała charakter terapeutyczny, ale poza rozstrzygnięciem sporu między królestwami (przyznam szczerze, że trudno stwierdzić, o co w nim chodzi), bohaterka odnajdzie tam mentalny spokój, okazję na chwilę oddechu. Również receptę, jak „uzdrowić” dotkniętych żałobą członków rodziny.
Podobne wpisy
Film Disneya jest kinem cukierkowym i umyślnie przesłodzonym, wyrazistym i krzykliwym. Tak pod względem przeszarżowanych aktorskich ról, bujnych kostiumów czy złocistych scenografii. Zresztą inaczej nie mogło przecież wyglądać Królestwo Słodyczy czy Kwiatów. Disney w wydaniu aktorskim ukształtował bardzo specyficzny wizualny styl. Sztuczność przedstawianych światów jest w nim wręcz manifestowana. Ta umowność, przerysowanie i wyolbrzymienie mają nieustannie przypominać, że jesteśmy świadkami jedynie spektaklu. Uczestnikami gry, której nigdy nie możemy przegrać. Przede wszystkim jednak, utwierdza widzów w poczuciu bezpieczeństwa. Właśnie gwarancją komfortu przyciąga do siebie Disney.
I nawet jeśli w Dziadku do orzechów… wybrzmiewają emocje niepożądane (od smutku, przez żal, po stany depresyjne), a w kilku scenach młodsi widzowie pewnie ze strachu zamkną oczy, to ani przez moment nie będziemy wątpić: happy end jest gwarantowany. Trudno przy tym określić, w czym najnowszy film Disneya jest lepszy bądź gorszy od niedawnej Pięknej i bestii, Alicji w Krainie Czarów czy Kopciuszka. To filmy jednej kategorii. Tworzone według powtarzanego wzoru, wykluczającego jakiekolwiek artystyczne ryzyko. Nie twierdzę przy tym, że to niby ono świadczy o wyższości innych filmów. Dziadek do orzechów… to przykład efektywnego i dochodowego pomysłu na kino. I mimo, że pozbawiony jest choćby ułamka brawury, nie zwiastuje wyczerpania tej skutecznej formuły.