search
REKLAMA
Nowe Horyzonty 2024

DAHOMEJ. Trudna historia

„Dahomej” ma niewątpliwą wartość edukacyjną i tu można film Diop docenić, ale to niestety jedyny atut dokumentu.

Tomasz Raczkowski

7 sierpnia 2024

REKLAMA

Dahomej to nazwa historycznego afrykańskiego państwa, istniejącego przez około 300 lat, aż do początku XX wieku na terytorium dzisiejszej Republiki Beninu. W końcówce połowie XIX wieku kres państwowości Dahomeju położyły wojny z Francją, które doprowadziły do trwającej wiele dekad zależności kolonialnej, której cień kładzie się na współczesnym Dahomeju-Beninie aż do dziś. Po ponad stu latach od francuskiej pacyfikacji Królestwa do Afryki wróciło 26 lokalnych dzieł sztuki, zrabowanych niegdyś przez Francuzów. Ten powrót dahomejskich zabytków do ojczyzny jest tematem nowego filmu Mati Diop (Atlantyk), zatytułowanego po prostu Dahomej.

Ledwie godzinny dokument Diop śledzi drogę 26 zabytków, od pakowania w paryskim quai Branly, przez lądowanie na afrykańskiej ziemi, katalogowanie przez lokalnych historyków i archeologów, aż do ponownego wystawienia, już w benińskiej instytucji muzealnej. Reżyserka krok po kroku przedstawia przedsięwzięcie oddania przez Francuzów artefaktów, obudowując faktograficzne kadry kontekstowym komentarzem, wprowadzającym widza – docelowo mającego w najlepszym wypadku nikłe pojęcie o Królestwie Dahomeju i znaczeniu pokazywanych dzieł sztuki – w historię, której częścią jest gest dawnych kolonizatorów. Bohaterami są same eksponaty, których reprezentant – posąg króla Gezo – w geście przełamującym konwencjonalną formę dokumentu, zyskuje na ekranie głos, opowiadając o swoim wygnaniu i powrocie w pierwszej osobie. W końcu autorką Dahomeju nie jest ekipa telewizyjna z Porto-Novo, ale ceniona, pochodząca z cenionej senegalskiej dynastii filmowej reżyserka.

Niestety obietnica intrygującej opowieści o wracających do przemianowanej ojczyzny zabytków zostaje niespełniona. Diop wrzuca do swojego filmu kilka artystycznych pomysłów – wspomnianą narrację eksponatów, impresyjne kadry uliczne, etnograficzne oddanie głosu samym spadkobiercom tytułowego Królestwa w dłuższej sekwencji studenckiej debaty. Żadna z tych koncepcji nie jest jednak rozbudowana i wyciągnięta jako estetyczny klucz Dahomeju, który pozostaje do bólu schematycznym, kręconym praktycznie w płaskiej konwencji telewizyjnego reportażu. Zresztą same w sobie bronią się tak naprawdę tylko kończące film kadry ulicznego gwaru, bo monolog króla Gezo drażni brakiem aranżacji wizualnej, a debata jest tak zmontowana, że nie wynika z niej wiele konstruktywnych wniosków ani też interpretacyjnych sugestii.

Wygląda to wszystko trochę tak, jakby Mati Diop dostała rządowe zlecenie na nakręcenie dokumentu o powrocie 26 zabytków do Beninu, więc nakręciła ekspresowo relację z przewozu i przyjęcia, dorzucając kilka „autorskich” sygnatur, żeby nazywało się, że mamy do czynienia z ambitniejszym projektem. Efekt jest przykry, bo nie tylko razi brak inwencji, czy też raczej chęci, niewątpliwie uzdolnionej autorki, ale rozczarowuje też wydźwięk polityczny filmu (nagrodzonego przecież za społeczne zacięcie Złotym Niedźwiedziem w Berlinie), który poza wrzuconą na uboczu uwagą o setkach dahomejskich skarbów wciąż pozostających we francuskich zbiorach nie podejmuje krytycznego dialogu z postkolonialną rzeczywistością. Bardziej niż refleksję o splataniu przeszłości i teraźniejszości Dahomej oferuje historiozoficzną czytankę, ewidentnie kierowaną bardziej do białego widza, a także politycznie neutralną, bezpieczną zarówno z benińskiej, jak i francuskiej perspektywy.

Dahomej ma niewątpliwą wartość edukacyjną i tu można film Diop docenić, ale to niestety jedyny atut dokumentu. Pozostaje mieć nadzieję, że honorarium za opowieść filmową o 26 skarbach wracających do domu i zastrzyk kapitałów symbolicznych po przebiegu festiwalowym (cóż, że na wyrost) pozwoli reżyserce ze spokojem i energią przygotować godnego następcę dla Atlantyku. Bo Dahomej będzie raczej ciekawostką, pobocznym projektem w jej filmografii, niż jej wizytówką. A przynajmniej pozostaje mieć taką nadzieję, bo inaczej – jeśli to nagradzany dokument, a nie niedoceniona fabuła wyznaczy dalszą trajektorię jej kariery – Diop może rykoszetem stać się kolejną poszkodowaną w zmaganiach sił dahomejskich i francuskich.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA