CZŁOWIEK Z MARMURU. CZŁOWIEK Z ŻELAZA. Tropami Birkuta. Narodziny „Solidarności”
Jerzy Radziwiłowicz w omawianym dyptyku gra dwóch bohaterów (Mateusza Birkuta i jego syna, Macieja Tomczyka), co oczywiście nie jest nowym zjawiskiem w kinie, ale nie sposób przejść obok tego obojętnie. Podobno zaledwie jeden raz w reżyserskiej karierze Wajdy zdarzył się incydent, gdy improwizacja w trakcie zdjęć próbnych ostatecznie stała się faktyczną częścią filmu. To za sprawą Radziwiłowicza, który w jednej z ćwiczonych scen był tak przekonujący, że zdaniem autora filmu nie należało już niczego udoskonalać.
Interesująca jest metamorfoza jaką przechodzi Birkut: od nieco zagubionego człowieka z małej wsi, którego początkowo wydarzenia przerastają i na skutek swojej naiwności oraz poddania się manipulacji zostaje przodownikiem pracy, przeobraża się w ludowego buntownika, mającego świadomość własnej sytuacji i niepozwalającego pozbawić się godności. Pojęcie świadomości jest zresztą niezwykle istotne. Sukcesywnie dochodzi do niej Birkut, który z czasem zostaje wyrzucony z systemu i zburzeniu ulega zespół wartości, wobec którego wykazywał swoją naiwność. Świadomość osiąga Agnieszka, która odkrywa zakłamanie języka, nieukazywanie rzeczywistości takiej, jaka jest. Świadomość dotyczy także jej ekipy współpracującej (często uznawanej za symbol społeczeństwa), której członkowie nie bez przyczyny są zróżnicowani wiekowo – operator to przedstawiciel starszego pokolenia, dźwiękowiec młodszego, zaś montażystka to osoba w wieku średnim, znajdująca się pomiędzy nimi.
Podobne wpisy
Władze mogły poddać cenzurze scenariusze i wyciąć dane sceny bądź pojedyncze zdania (np. stwierdzenie Agnieszki po pierwszym przyjeździe do Nowej Huty: „Jakaż to koszmarna architektura”, co zostało zinterpretowane jako aluzja do tamtejszego pomnika Lenina), lecz znakomite aktorstwo na etapie czytania skryptu nie było do przewidzenia. Tak pełnokrwiste i uderzające autentyzmem kreacje nie miały prawa się podobać przedstawicielom środowiska komunistycznego, ale na całkowite usunięcie bohaterów nie mogli już sobie pozwolić.
Na uwagę zasługuje pieczołowicie przygotowana scenografia i wspomniana już jakość zdjęć. Nie może dziwić fakt, że Wajda u boku operatora Edwarda Kłosińskiego oraz scenografa Allana Starskiego wiele godzin poświęcił na oglądanie kronik filmowych z tamtych czasów, aby umiejętnie wystylizować na ówczesne zdjęcia bieżąco kręcone przez nich sceny.
Momentami trochę mniej satysfakcjonująco wygląda charakteryzacja. Przykładem będzie scena, w której ma miejsce odgórny nakaz ogolenia grupy robotników. Twarz Birkuta, jak i kilku jego kolegów, nie jest jednak pokryta zarostem. Bohaterowie już są ogoleni, czego można było uniknąć i pozwolić aktorom na zapuszczenie przynajmniej trzydniowego zarostu. Naturalnie to są niuanse, niemniej w tak pamiętnej scenie szczególnie rzucające się w oczy.
W swojej autobiografii Wajda dosadnie stwierdził, że Człowiek z marmuru nie opierał się na życiorysie Piotra Ożańskiego, który nawet napisał do reżysera list. Budowniczy Nowej Huty wyraził pochwałę wobec jakości nakręconego utworu, lecz dodał: „(…) jest tylko mi bardzo przykro, moje wyczyny ludzie oglądają na ekranach, a ja nie mam nic z tego. Proszę o przemyślenie tej sprawy”. Wajda widział uzasadnienie dla rozczarowania byłego przodownika pracy, ale zapewnił, że na scenariusz Aleksandra Ścibor-Rylskiego składa się wiele zaczerpniętych z życia anegdot, zaś nie konkretnie jedna historia.