search
REKLAMA
Recenzje

CZŁOWIEK Z MARMURU. CZŁOWIEK Z ŻELAZA. Tropami Birkuta. Narodziny „Solidarności”

Radosław Dąbrowski

3 stycznia 2018

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Na tym etapie tekstu przejdźmy do drugiej części dyptyku. Człowiek z żelaza zawiera scenę, która dosłownie łączy go z jego poprzednikiem, albowiem w istocie została nakręcona z intencją bycia częścią Człowieka z marmuru. To słynny moment, w którym Agnieszka nie znajduje grobu Birkuta i zostawia kwiaty zatknięte w bramę. Oczywiście czuwające nad realizacją filmu osoby stwierdziły, że scenę należy usunąć, albowiem nie było żadnych niepogrzebanych ofiar grudniowych wydarzeń. Wajda wyciął scenę, aby po kilku latach do niej powrócić.

Film kręcono od stycznia do kwietnia, co było korzyścią dla rekonstrukcji wydarzeń grudniowych, ale tym samym utrudniało odtworzenie aury sierpnia. Postać Agnieszki została przesunięta na dalszy plan (co nie oznacza, że dla kontynuacji Człowieka z marmuru nie jest istotna). Wysunął się natomiast, niejako przejmujący jej funkcję, Winkel  – w początkowej wizji grany przez Zbigniewa Zapasiewicza, ostatecznie w roli tej wystąpił Marian Opania. Wajda argumentował swoją zmianę bardziej odpowiednimi do charakteru postaci walorami fizycznymi drugiego z aktorów.

 

Człowiek z żelaza to pierwszy w twórczości Wajdy film na zamówienie, co miało prawo okazać się mankamentem dla nadchodzącej realizacji. Kontynuacja Człowieka z marmuru powstała szybko, z dnia na dzień. Wyzwanie, jakie podjął Wajda, wiązało się z nieustannymi zmianami dotyczącymi ogólnej idei: twórcy dowiadywali się o nowych faktach, które powinni byli umieścić w filmie, zaś inne informacje podlegały redukcji. Trudności scenariuszowe były ogromne, Ścibor-Rylski nie miał nadmiernego komfortu w pisaniu i w niektórych dialogach wspomagała go Agnieszka Holland. Dostarczane mu były także liczne nagrania magnetofonowe, zapiski, fragmenty przemówień, ulotki – często materiały te przynależały do „szarych” ludzi, którzy reagowali w ten sposób na wieść o przygotowywanym utworze. Takie warunki pracy, z jednej strony bogactwo materiału, z drugiej potężne ograniczenia czasowe, musiały się odbić na jakości powstającego dzieła. Potrzeba jak najszybszego jego ukończenia wynikała także z chęci zgłoszenia kandydatury na festiwale (w dodatku w szczytowym momencie zainteresowania Polską i „Solidarnością”), do czego jeszcze wrócimy.

Na zaistniałą sytuację można spojrzeć dwojako. Z jednej strony bolesne są liczne rażące potknięcia montażowe, wręcz amatorskie (np. w scenie, gdy Winkel wyciera rozlany alkohol w łazience), a pewne wątki należałoby ukazać lepiej (jakkolwiek trywialnie tego w tym momencie nie ująłem). Z drugiej przy tak niewielkim komforcie pracy oraz niemalże zerowym wsparciu władzy należy docenić inne aspekty. Udało się oddać tragizm strzelaniny na kolejowym wiadukcie w Gdyni i zadbać o realizm, pomimo że generał Jaruzelski odmówił użyczenia czołgów, a w scenie nie wziął udziału żaden prawdziwy mundurowy funkcjonariusz MO i tajemnicą pozostaje, w jaki sposób udało się zdobyć te kilkadziesiąt mundurów i przebrać epizodystów. To tylko jeden z kilku przykładów świetnie zainscenizowanych wydarzeń (zapewne ze względu m.in. na ten epicki rozmach w kręceniu został zbudowany mit „Solidarności”), dzięki czemu nie ma nadmiernego kontrastu pomiędzy dominującą częścią fabularną filmu a wstawkami dokumentalnymi (np. scenami ukazującymi zatrzymania na ulicy w roku 1970, które pierwotnie miały zostać usunięte). Niektóre autentyczne wydarzenia (np. sceny podpisania porozumień sierpniowych) uzupełniano o zdjęcia inscenizowane, na czym film nie ucierpiał, a wręcz przeciwnie – ponownie wskazał na reżyserski kunszt Wajdy.

Człowieka z żelaza także warto zwrócić uwagę na scenografię Allana Starskiego. Co prawda wiele zdjęć nakręcono przed autentyczną bramą stoczni, ale bywały momenty, gdy jedynym rozwiązaniem był powrót do Warszawy. W Wytwórni Filmów scenograf Wajdy pieczołowicie odtworzył narożnik stoczniowej portierni, wraz z bramą, i tam dokręcono brakujące ujęcia. Wrażenie autentyzmu zostało podtrzymane.

Montaż i udźwiękowienie przebiegały jednak w szalonym pośpiechu, aby zdążyć z na canneński festiwal, na który Człowieka z żelaza został zaproszony. Twórcy mieli nadzieję, że międzynarodowy rozgłos ich dzieła spowoduje szybsze udostępnienie go rodzimej publiczności. Zdobycie Złotej Palmy można argumentować tym, co w Człowieku z żelaza jest najsilniejsze: uchwycenie spektakularnych wydarzeń historycznych w momencie ich narodzin, z obecnością autentycznych postaci (Lecha Wałęsy czy Anny Walentynowicz) oraz zademonstrowanie ich fabularnego wariantu z szeregiem społecznych oraz kulturowych kontekstów. Poważne mankamenty techniczne zdają się być przysłonięte.

Bez wątpienia to dwa bardzo ważne i zarazem kontrowersyjne filmy. Do dziś prowokują do myślenia i rozważań. Zapewne już na samym starcie, gdy pomyślimy o ich temacie. Tym bardziej zachęcam czytelników do podzielenia się własnymi opiniami.

REKLAMA