CZĄSTKI KOBIETY. O jedną metaforę za daleko
Nie ulega wątpliwości, że nadal trwająca pandemia przeora współczesny rynek filmowy. Dosyć szybko przekonamy się jako widzowie, jak bardzo brakuje kinom (o ile w końcu zostaną otwarte) oraz platformom streamingowym kontentu do emitowania. Z tego powodu cieszmy się, że w cyfrowych magazynach pozostało jeszcze trochę produkcji do przedstawienia, nawet jeżeli nie są one idealne. Lepszy rydz niż nic.
Podobne wpisy
Cząstki kobiety w reżyserii Kornéla Mundruczó i na podstawie scenariusza Katy Wéber (prywatnie partnerki Węgra) to autorefleksyjna wiwisekcja traumy po utracie dziecka, jaką para artystów przeprowadziła na sobie po tym, jak sami doznali podobnej tragedii. Oczywiście oglądanie filmu umieszczonego na Netfliksie nie powinno być zdeterminowane wątkiem autobiograficznym. Wprawdzie twórcy wplatają kilka elementów dla nich bliskich – choćby ojciec zmarłego dziecka także jest pochodzenia węgierskiego – jednak Cząstki kobiety należy postrzegać przez pryzmat uniwersalnych prawd. Wydaje się bowiem, że nadal ludzie, w tym przedstawiciele sztuki, nie odnaleźli odpowiedniego języka do wypowiedzenia niezwykle silnego cierpienia, jakie musi być udziałem rodziców chowających swoją ledwie narodzoną latorośl. Nad owym zagadnieniem, jak zresztą nad wieloma sprawami związanymi z ciążą oraz jej konsekwencjami, unosi się społeczne tabu, które jednak coraz częściej jest usuwane poprzez realistyczne prezentacje losów postaci uwikłanych w różne perypetie z tym związane. Na przykład w ostatnich tygodniach na rynku komiksowym ukazała się niezwykle interesująca pozycja Dziewięć miesięcy czułego chaosu, której autorka Lucy Knisley próbuje, na podstawie własnych doświadczeń, rozwiać wszelkie mity narosłe wokół tematu ciąży. Wokół zagadkowej śmierci bobasa kręci się także fabuła serialu Servant, którego drugi sezon pojawi się w styczniu na platformie Apple TV+.
Wracając do Cząstek kobiety: najpierw ta historia została zaprezentowana w formie spektaklu w warszawskim TR Warszawa. Być może pamięć płata mi figla, ale z tego, co pamiętam, Mundruczó postawił w wersji teatralnej na formę udawanej telenoweli. Innymi słowy, para głównych bohaterów zapraszała do swojego domu kolejnych gości, często rozmowy były typowe dla tego typu spotkań (błahe, o mało istotnych sprawach, utrzymane w lekkim tonie), a jednocześnie dochodziło do momentów, gdy pozornie spokojna fasada pękała, a zza niej wyłaniała się ogromna tragedia, nieukojony żal po stracie, a przede wszystkim poczucie, że stracone zostało nie tylko dziecko, ale także szansa na prowadzenie szczęśliwej relacji miłosnej. To zresztą nie pierwszy raz, gdy Węgier wykorzystał popkulturową formę do opowiedzenia o poważnych sprawach. Chwilę wcześniej zrealizował przecież Księżyc Jowisza, gdzie superbohaterski sztafaż służył zadaniu pytań o gotowość zachodnich społeczeństw na przyjście nowego mesjasza.
Tymczasem film Cząstki kobiety jest już utrzymany w znacznie poważniejszej tonacji. Zaczyna się od kilku scenek rodzajowych, gdy Martha (Vanessa Kirby) żegna się ze znajomymi z pracy przed nadciągającym urlopem macierzyńskim, następnie wraz z mężem (Shia LaBeouf) kupuje za pieniądze matki (Ellen Burstyn) samochód w salonie, aż w końcu trafia do domu, gdzie rozpoczyna się kilkudziesięciominutowy mastershot, w trakcie którego rozpoczyna się akcja porodowa. Kamera pilnuje bohaterów, przemieszczając się za nimi po pomieszczeniach mieszkania, od kuchni przez łazienkę aż do sypialni, gdzie w końcu na świat wychodzi upragniona córeczka. Coś jednak idzie nie po myśli świeżo upieczonych rodziców, bobas nagle sinieje, aż w końcu zatrzymuje się jego serce. Umiera, zanim przyjeżdża pogotowie. Długa sekwencja bardzo wpływa na emocje odbiorcy, mimo że obrazy porodu nie są aż tak dosłowne jak w prekursorskim pod tym względem Window Water Baby Moving Stana Brakhage’a z 1959 roku.
W dalszej części filmu Mundruczó śledzi trajektorię losów dwójki zagubionych bohaterów. Fragmentaryczna narracja, podzielona na rozdziały w postaci comiesięcznych obrazków z życia rodziny, służy ukazaniu zmian zachodzących w ich psychice. W trakcie kolejnych scen Węgier bada, jak otoczenie reaguje na śmierć dziecka, którędy wiodą ścieżki cierpiących rodziców, jak próbują odreagować doznawane cierpienie, a przede wszystkim – czy istnieje możliwość, by popękane serca mogły zostać posklejane w ramach ledwie funkcjonującego małżeństwa. Pojawia się bowiem wątpliwość, czy dwie osoby przeżywające ból z tego samego powodu są w stanie sobie pomóc, czy może jednak warto szukać ratunku na zewnątrz, z dala od źródła problemów.
Cząstki kobiety są typowym przykładem kina artystycznego z całym dobrodziejstwem inwentarza. Niewiele się dzieje na poziomie tekstu, bohaterowie nie potrafią rozmawiać na temat swoich emocji, dlatego też tak istotne jest wyłapywanie szczegółów z otaczającej ich rzeczywistości. Zimowy krajobraz przypomina scenerię znaną z Niemiłości Andrieja Zwiagincewa. Wiecznie padający śnieg i oblodzone ulice symbolizują wewnętrzną martwotę protagonistów. Gdyby jednak reżyser Księżyca Jowisza poprzestał tylko na takich metaforach, jego dzieło mogłoby doścignąć poziom wspomnianego rosyjskiego tytułu. Niestety, Cząstki kobiety są przeładowane przyciężkawymi metaforami w postaci zwiędniętych kwiatów, brudnych naczyń, pestek jabłek i budowanego mostu. Choć można zaakceptować przesunięcie ciężaru opowiadania z tekstu na obraz, to trudno pogodzić się z rodzajem wykorzystywanych symboli. Ich dosłowność odbiera jakąkolwiek przestrzeń do samodzielnej eksploracji esencji filmu, z kolei ich nachalność sprawia, że intymność uczuć doświadczanych przez protagonistów zostaje przefiltrowana przez pretensjonalność, a odarta z liryczności.
Na marginesie, choć to film o kobiecej traumie, powiązanej także z relacją z matką, brakuje choćby odrobiny męskiej perspektywy. Albo inaczej: brakuje tak uczciwego podejścia do męskiego doświadczenia. Postać grana przez LaBeoufa jest stereotypowym samcem, dla którego ważniejsza od przepracowania problemów jest ucieczka w nałogi i seks. Ponadto związany z nim wątek klasowy zostaje potraktowany po macoszemu. Wydaje się, że jego „gorsze” pochodzenie jest wrzucone jak gdyby na siłę, bez poważniejszego rozwinięcia. W kontekście całej fabuły nie ma znaczenia, skąd pochodzi i jaka ciągnie się za nim przeszłość.
Choć Cząstki kobiety są niezwykle ważnym świadectwem stabuizowanego społecznie doświadczenia, nie można przy ocenie dzieła dać się szantażować ważkości podjętego tematu. Za rzadko mówi się o tak trudnych wydarzeniach, lecz trzeba wymagać od twórców jak najuczciwszego zniuansowania omawianej sprawy. Jednakże, mimo stawianych zarzutów, warto dostrzec w filmie Węgra niezwykłe piękno kadrów określających stan ducha Marthy i Seana. Trzeba również docenić wspaniałą grę Vanessy Kirby. Aktorka najpierw znakomicie odegrała scenę porodu, by później zaprezentować, jak wygląda kobieta z trudem trzymająca emocje na wodzy, gdy wszyscy wokół patrzą na nią li tylko przez pryzmat straconego dziecka. Namacalnie czuć, jak buzują w niej gniew i niezgoda na zaistniałą sytuację, jak pragnie uciec na koniec świata, byle tylko wścibskie koleżanki matki nie wypytywały jej o najgorsze sprawy. Dobrze prezentuje się też drugi plan na czele z Sarah Snook, Molly Parker i Bennym Safdiem.
Dosłowność metafor zabiła film Kornéla Mundruczó. Należy docenić odwagę za podjęcie tak trudnego – również ze względów autobiograficznych – tematu, niemniej jednak zabrakło wyczucia w umiejętnym korzystaniu z symboliki. Mimo wszystkich przedstawionych oskarżeń na Netfliksie pojawił się kolejny bardzo ważny film, którego premiera powinna otworzyć poważną dyskusję. Oby na jej końcu pojawiły się konstruktywne wnioski i oby dzięki nim członkowie społeczeństwa inaczej traktowali osoby dotknięte tragedią w postaci utraty nowo narodzonego dziecka.