CZAS APOKALIPSY. The horror, the horror
Był człowiek, który próbował poskromić zło i zrozumieć zło w sposób, który mu się wydawał najbliższy – stając się nim. Miał ku temu wszelkie możliwości. Tkwiła w nim doskonałość posunięta do granic absurdu, ideał pełnego panowania nad swoim życiem i osiągnięciami, sterowania sobą, wydawałoby się, bez przeszkód. Skupić w sobie zło absolutne, wyzwolić tym samym od niego świat i siebie – tylko ktoś taki jak on mógł tego dokonać.
Był twardy. Szalony – szalony, jeśli mierzyć go normą zwykłego życia, moralności uznanej za objawioną, praw i nakazów świata, który wysłał go w sam środek dżungli. Ale czy ktoś może być naprawdę szalony – tam? W miejscu, gdzie ludzkie serce staje się tylko pustynią, tak ogromną, że jest w stanie wchłonąć w siebie hektolitry wiary, nadziei, uczucia, nie odczuwając tego wcale? Gdzie godziny przemieniają się w dni, dni w miesiące, miesiące w lata tak szybko, że pojawia się nagle pytanie – gdzie sens, gdzie obowiązek, przytłacza absurd własnego istnienia poza wszelkim prawem i pamięcią. Groza staje się objawieniem, okrucieństwo – wyrocznią. I człowiek, który chce zginąć bez sądu, sądu innego niż własny, wyroku innego niż ten, który wydała na niego dżungla. Czas apokalipsy.
Nie widział więcej, niż mogli tam widzieć inni. Sam się do tego otwarcie przyznaje, nie uzurpuje sobie prawa do czystości postrzegania. Ścina głowy, sądzi się własnym prawem, panuje nad swoją częścią świata niepodzielnie, dręczony wciąż jedną myślą, zabić, zniszczyć, unicestwić, zbombardować ich wszystkich, nie pozwolić na więcej, nie patrzeć na więcej, nie myśleć już więcej – i niech inni też tego nie robią. Jest szalony – bo przy wszystkim tym, co robi, wciąż czuje, zapadając się w ciemność głębiej i głębiej, widzi coraz jaśniej i nie może tego powstrzymać i opanować. Jego człowieczeństwo jest wyzwaniem – patrzy w oczy tym, których skazuje na śmierć. A tam wcześniej, w dole rzeki, napalm spada na wioskę pełną kobiet i dzieci, siedemnastolatek umiera, słuchając taśmy z głosem swojej matki, ten, który przeszył kobietę serią z karabinu, wyciąga do niej rękę. Ale to nie jest szaleństwo. To jest wojna. Czas apokalipsy.
Pełnia zagłady nie mierzy się setkami upadłych istnień. Mierzy się upadkiem tego jednego człowieka, który był po prostu doskonały. Czcząc jego geniusz, czci się apokalipsę, która się dokonała, a on patrzy na to w pełni świadomy, że piekło narasta, że słowa nie są w stanie tego zmienić, że tam, w środku dżungli, nie ma wojny, strategii, ojczyzny, że jest tylko człowiek, sam, ze swoim lękiem, ze swoim cierpieniem, ze swoją śmiercią. Ta granica – gdzie ona jest? Czy pułkownik Kurtz był gorszy niż ci, którym podlegał? Czy stał się inny, bo odmówił posłuszeństwa? Czy zabijając na rozkaz – nie byłby już szalony, tylko byłby po prostu – dobrym żołnierzem? Wysłany z misją likwidacji Willard pokonuje ten sam obszar piekła, te same kręgi wtajemniczenia, które po kolei pokonywał Kurtz. Dochodzi do granic świata, gdzie panują prawa natury. Władzą jest najsilniejszy samiec w stadzie. Śmierć człowieka – nie znaczy nic. Bo tam już nie ma ludzi – jest ciemność. Czas apokalipsy.
Czasami wola życia, która stała się instynktem stadnym, popędem gatunkowym. Kurtz nie utwierdza swojej władzy, wygłaszając manifesty. On jest – a cokolwiek powie, znajdą się tacy, którzy w jego słowie dostrzegą ewangelię. Jest bezsilny – wie o tym. Jego królestwo jest królestwem cieni i popiołów. Źle go z początku, z oddalenia osądził Willard, myśląc, że tak łatwo ulec tam, w zapomnieniu, chęci stania się bogiem. Kurtz nie osiągnął nic z tego, czego mógłby pragnąć. Nie pokonał niczego ani nikogo – nawet siebie. Nie zdołał się unicestwić ani przepaść. Nie udało mu się oddzielić od krzyku, który w nim narastał, od rozdarcia, które odebrało mu siły. Postradał zmysły? Stracił rozum? Może tak byłoby lepiej dla niego. Ale on jest prawdziwy. Jest tak samo prawdziwy jak szaleństwo wojny wokół niego. Poza prawem wojny – a zatem poza prawem. A reguła jest jedna – przeżyć albo zginąć. Problem w tym, że on nie chciał wybrać żadnej z tych opcji. Czas apokalipsy.
Willard stanie się aniołem Kurtza. Aniołem mścicielem, posłannikiem, może nawet aniołem miłosierdzia, gdyby to miłosierdzie miało rację bytu w świecie takim, jak tamten. Nie spełnia już rozkazu – jest ponad rozkaz. Spełnia posłannictwo. Więziony, by zrozumiał, trzymany pod strażą, by obserwował, wreszcie wolny, by mógł wykonać to, co musiało się spełnić – na koniec stanie poza prawem i zadaniem powierzonym mu przez zwierzchników. Zabija Kurtza, nie sądząc go. Zabija, dzieląc z nim przekonanie, że to wszystko to “groza…groza”. Patrzył dość długo i dość przejrzyście, by zrozumieć, był zbyt silny, by się poddać, zbyt obojętny, by krzyczeć. Willard nie jest porządkiem, który pewnego dnia przypomniał sobie o Kurtzu. Jest dżunglą, która go dopadła, wojną, która zniszczyła. Czas apokalipsy.
Kurtz pozwoli mu działać dopiero wtedy, kiedy nie będzie już “chłopcem na posyłki”, ale świadomym indywidualnej decyzji człowiekiem, jednostką, która sama, bez woli sztabu i generała, tylko z własnej woli sięgnie po broń. Kurtz jest ofiarą złożoną na ołtarzu absurdu. Od setek podobnych mu żołnierzy, którzy codziennie stawali się taką ofiarą, różni go to, że dostąpił przekleństwa i zaszczytu, by o tym wiedzieć. To był jedyny wybór, jaki mu pozostał, gdy już poniósł całkowitą klęskę. Nie zdołał skupić całej grozy świata w sobie. Nie zdołał opanować zła, gromadząc je we własnej duszy. Tak doskonała dusza była jednak zbyt mało doskonała, by wyzwolić się z własnych ograniczeń. Dżungla będzie trwać dalej. I znajdzie się inny bóg, który spróbuje narzucić jej swoje prawa. Uznany, póki będzie silny. Zapomniany, gdy ktoś go pokona. Jak to w stadzie. Czas apokalipsy.
Czekamy na apokalipsę, a ona dokonała się już niejeden raz…, bo niejeden raz świat upadał. Apokalipsa rodzi i pochłania kolejnych pułkowników Kurtzów. Można przeżyć. Można być jednocześnie – człowiekiem i zwierzęciem. Kochać i zabijać. Przeżycie – ostanie się – w końcowym efekcie jest zasługą. Do kolejnej zagłady. The horror. The horror.
Tekst z archiwum film.org.pl.