CROSSING. O poszukiwaniu i przekraczaniu [RECENZJA]
Kino Gruzji przeżywa w ostatnich latach świetny okres – co jest być może gorzką ironią, zważywszy, jak trudny moment swojej długiej historii przeżywa sam kraj. Praktycznie co roku na ekrany światowych kin trafia ciekawa propozycja z Kaukazu, a tamtejsi twórcy pomału uzyskują europejską i światową renomę. Tak jest z autorem poruszającego A potem tańczyliśmy Levanem Akinem, którego najnowszy film Crossing trafia właśnie – w ostatni weekend 2024 roku – do polskich kin.
Crossing rozpoczynamy na gruzińskiej plaży nieopodal Batumi. Tam Lia, emerytowana nauczycielka, szuka informacji na temat swojej zaginionej siostrzenicy, która niegdyś mieszkała na tamtejszych osiedlach. Odpowiedzi na dręczące ją pytania nie znajduje, ale nastoletni cwaniak Achi podpowiada, że poszukiwana dziewczyna opuściła Gruzję i ruszyła w stronę Stambułu. Zdeterminowana, by odszukać krewniaczkę – w myśl obietnicy danej siostrze – Lia decyduje się na podróż do stolicy Turcji, a towarzyszy jej w tym równie zdeterminowany, by wyrwać się z domu brata Achi. Niecodzienna para – emerytowana belferka i jej dawny, krnąbrny uczeń udają się faktycznie na Zachód, gdzie dzięki informacjom chłopaka mają odnaleźć Teklę. Na miejscu misja okazuje się jeszcze mniej prosta, niż zakładali, a ich drogi krzyżują się z kilkoma postaciami, przede wszystkim aktywistką na rzecz osób transpłciowych Evrim.
Jak łatwo domyślić się z powyższego zarysu, film Levana Akina to podróż tyleż przez przestrzeń, co przez emocje, kino poszukiwania tożsamości, swojego miejsca na świecie i spokoju ducha, na który nastają demony przeszłości i nie zawsze przyjazne otoczenie. Oczyma swoich bohaterów gruzińsko-szwedzki filmowiec portretuje polifoniczny Stambuł, który staje się w narracji tyglem kultur i zbłąkanych dusz. Inaczej niż inny Akin o imieniu Fatih w Na krawędzi nieba czy Głową w mur twórca Crossing nie egzotyzuje miasta nad Bosforem, tak jak unika (prawie) romantyzowania swoich bohaterów. Krzyżujące się opowieści poszczególnych osób, splatane ze sobą magią przypadków, nie niosą zdecydowanych morałów. Zamiast tego Akina interesuje przede wszystkim doświadczenie poszukiwania, które łączy postaci tej narracji, i to tej logice meandrowania i sprawdzania, czy za rogiem nie ma aby sensu życia, podporządkowuje swój film.
Crossing to rzecz subtelnie nakręcona i precyzyjnie zagrana, ale największym atutem koprodukcji skandynawsko-francusko-gruzińsko-tureckiej jest sposób, w jaki portretuje miejskie życie. W kamerze fabularnego filmu Akin mieści też niemal dokumentalne urywki codzienności, przesycając swoją opowieść specyficznym etnograficznym spojrzeniem na miasto. I może paradoksalnie to właśnie te fragmenty Crossing okazują się najlepsze, najbardziej wciągają i pozwalają wczuć się w emocje bohaterów snujących się pośród tętniących życiem ulic. Sekwencje te pozwalają też uwierzyć w samą historię zyskującą dzięki temu realizm, którego zachowanie jest kluczowe w tej opowieści, pomimo jej bardziej psychologiczno-duchowych stawek.
Można powiedzieć, że tytułowe przekraczanie ma dla bohaterów wymiar wieloraki. Oczywiście przekraczają morze, cieśniny i granice, ale równocześnie przekraczają te niewidoczne barykady i rozgraniczenia w sobie samych. Warto zanurzyć się w ich świat, utkany subtelnie przez Akina na pograniczu szorstkiego realizmu i empatycznego kina duchowej przemiany, by przekonać się, jak uniwersalne okazać się mogą historie gruzińskich i tureckich rozbitków życiowych i jak bliski nam samym jest kipiący życiem Stambuł – nawet jeśli wygląda inaczej niż nasze rodzinne miejscowości.