CRIMES OF THE FUTURE Davida Cronenberga. Nowe ciało, nowa sztuka?
Wybrzeże gdzieś na końcu świata. Mieszkania – rudery, wyludnione portowe miasteczko, świat jakby zaraz przed technologiczną katastrofą albo chwilkę po apokalipsie zombie. Całkiem niedawno musiało stać się coś wyjątkowo niefortunnego. Oczywiście jak przy każdym cywilizacyjnym załamaniu (ekonomicznym, zdrowotnym, wojennym) ktoś musiał na tym skorzystać i skutecznie skapitalizować. Jeden stracił wszystko, inny zarobił fortunę. W oddali widać laboratorium przyszłości, statek kosmiczny czy międzygwiezdny jacht. David Cronenberg roztacza przed nami jedynie zdawkowe wyobrażenie, wizję skali mikro – za pomocą okruchów informacji, skrawków otoczenia – całą resztę musimy sami sobie dopowiedzieć (na własną odpowiedzialność). Najdotkliwszy lęk wywołuje niewiedza, a egzystencjalny niepokój to dziecko nieklarownych pojęć i zaburzenia wartości. Crimes of the Future eksploruje to terytorium i wchodzi z widzami w dialog. Czy tak można? Czy tak wypada? Czy nie przesadzili? Jak bardzo to nieprawdopodobne i jak bardzo to niewłaściwe?
W jednej z kamienic samozwańcze Biuro Nowych Organów. Nieopodal ponura latarnia, w której podziemiach swoje performance’y wystawiają Saul Tenser (Viggo Mortensen) i Caprice (Léa Seydoux). Nie są to jednak malarskie ekspozycje, instalacje artystyczne czy narkotyczne seanse wideo. Tenser i Caprice eksperymentują z ciałem, sięgają po nowe technologie, dłubią w ludzkich wnętrznościach. Wierzą, że to kolejna Muza. Chirurgia artystyczna, cierpienie jak nowa forma sztuki, organizm jak plastelina. Dla Tensera to też coś więcej niż wrażenie estetyczne. To też forma ratunku i szukania lekarstwa. Mężczyzna cierpi dość dotkliwie (problemy z przełykaniem, sklecenie choćby jednego zdania jest drogą przez mękę, powykrzywiana postura). Codzienne sesje na kościstym ortopedycznym fotelu, kroplówka na łóżku rodem z gniazda Obcego. Hoduje w sobie nowy organ, który ma uśmierzyć przeszywający go ból. Nie wszystko idzie z zgodnie z planem. Zaprośmy gości, sprzedajmy bilety, wytniemy go na oczach publiczności, ozdobimy tatuażem. Cięcie na żywo, flaki na wierzchu. Czasy się zmieniły więc mniej w tym wszystkim szoku, więcej poznawczej ciekawości. W cierpieniu zawsze było coś romantycznego. Nowe ciało, nowa sztuka?
Cierpienie jako forma sztuki
W Crimes of the Future Davida Cronenberga w mniejszym stopniu interesuje plecenie klasycznie rozumianej intrygi i zawiązywanie konfliktów, bardziej rozważania i kontemplacja nad zastaną sytuacją. To kino dialogów i medytacji. Filozoficzna zaduma nad człowieczeństwem i tym, co czyni, by za człowieka być uznanym. Detektyw (osmolona koszula, podarte spodnie, brak odznaki) odwiedzający Tensera i Caprice nie kwestionuje choćby przez moment legalności ich działalności, ale przychodzi rozważyć czy uprawiają oni sztukę bądź nie. Z czym tak naprawdę mamy do czynienia. To nie Picasso ani Kandinsky, żadna inna abstrakcja. To amputacja na żywo. Cronenberg zastanawia się, czym jest estetyka i czym jest piękno i dochodzi w swoich rozważaniach do ekstremum. Nie popada przy tym w dydaktyzm, nie proponuje odpowiedzi, snuje jedynie opowieść, sięga po kolejne anegdoty i punkty widzenia. Z jednej strony horror i koszmar, z drugiej esej i intelektualne ćwiczenie. W obu przypadkach wyczerpująco i śmiało.
Kiedy indziej tancerz ozdobiony kilkudziesięcioma dodatkowymi uszami. Przestań widzieć, przestań czuć, przestań mówić. Zagrywka pro forma, poszukiwanie nowych metod doświadczania rzeczywistości albo zwyczajna manipulacja. Może to zwyczajna tortura a człowiek przyjmującym wszystko na siebie płótnem. Poznamy też matkę-morderczynię, ale jej akt to nie sprawa zero-jedynkowa. Sami oceńcie. Crimes of the future to kino ze strefy szarości.
Wyśnione to wszystko, niemożliwe, hipotetyczne i odległe. Etyczny dylemat jest jednak faktyczny, pytania zasadne a granica przyzwoitości wyraźnie przekroczona. Powrót jest już niemożliwy, kalibracja błędów ani przez chwilę nie jest brana pod uwagę, przed Tenserem i Caprice jedynie kolejne kroki do przodu: by sięgnąć objawienia, by doświadczyć granicznej rozpaczy.
Każdy występ, każdy eksperyment, każda nowy zabieg to również erotyczne doświadczenie z innego wymiaru. Oblizywanie warg, podniecenie, popęd. Nie taki był cel, ale taki jest efekt. Cała naprzód. W jednej z rozmów pada stwierdzenie, że „chirurgia to nowy seks”. Cronenberg tym samym zatacza koło. Mimo zabawek przyszłości, cudów technologii, mimo niezbadanych możliwości człowiek ciągle będzie wracać do prymarnych instynktów i je będzie zaspakajał. Zawsze będzie chodzić o przetrwanie i przekazanie dalej życia. Ich nie da się wyciąć, zastąpić, poprawić i zmienić. Ta potrzeba siedzi w nas za głęboko, tam nie sięgnie żadne narzędzie, żadne oprogramowanie. Nieważne ile człowieka w maszynie. Ile maszyny w człowieku.