CONOR MCGREGOR: ZŁY CHŁOPIEC. Dlaczego KOCHAMY mordobicie?
To może nie jest portal o sportach walki, ale zdecydowanie jest o filmach. Tak się składa, że obejrzałem ostatnio dobry film dokumentalny. Przedstawiający profil nietuzinkowego fightera. Poznajcie Conora McGregora.
Nie wiem, czy powinienem tłumaczyć, kim przytaczana przeze mnie persona jest, na ile jest to oczywiste, na ile nie. Dla osób śledzących sporty walki to z pewnością postać bardzo dobrze znana. Czy mamy tu do czynienia z legendą? Być może Conor McGregor sobie już teraz na to miano zasłużył, byłbym jednak na razie ostrożny w wykorzystywaniu tego określenia w jego kontekście. Z pewnością nakręcony o nim film dokumentalny autorstwa Gavina Fitzgeralda jest jednym z elementów budowania tej legendy i umacniania popularności irlandzkiego zawodnika MMA. Co do tego nie mam wątpliwości.
McGregor już teraz wygospodarował sobie stałe miejsce w historii tego sportu. Dwa tytuły mistrza UFC (wagi piórkowej i lekkiej) zdobyte rok po roku i to w bardzo młodym wieku (jeszcze przed trzydziestką) z miejsca budzą szacunek. To nie one jednak stanowią clou dla filmowej wypowiedzi o tym zawodniku, a droga do tych mistrzostw oraz mierzenie się z przeciwnościami losu. Historia McGregora jest, można powiedzieć, typowa. Chłopak niewywodzący się ze specjalnie zamożnej rodziny, uwikłany w konflikty (z innymi, ale też z samym sobą), nie widząc dla siebie większych perspektyw, w pewnym momencie podejmuje radykalną decyzję – odchodzi z pracy i postanawia zawalczyć o swoje życie. Dosłownie.
W filmie ukazane zostało niemalże mordercze zaangażowanie Conora w treningi mieszanych sztuk walk. Śledzimy jego pierwsze sukcesy i torowanie sobie drogi do starcia na szczycie z Brazylijczykiem José Aldo – jednym z najbardziej utytułowanych zawodników MMA w historii. Zanim jednak do niego dochodzi, napięcie w filmie odpowiednio rośnie, Conor przechodzi przez kolejne szczeble, nabierając pewności siebie. To właśnie owa pewność, niejednokrotnie odczytywana w kategoriach pychy lub arogancji, Conora pozwoliła mu zmierzyć się z Aldo w tak widowiskowy sposób. Jak zapowiadał, tak zrobił – przeczekał początkowy atak Brazylijczyka i odpowiedział celnym i krótki sierpem na szczękę, co momentalnie zgasiło światło Aldo już w piętnastej sekundzie pierwszej rundy tego starcia. Starcia już historycznego.
Potem dochodzi do pojedynku z Amerykaninem Natem Diazem, w którym następuje punkt zwrotny w karierze McGregora – przegrana po długiej serii triumfów. Co dzieje się później, przypada na finał filmu, a wiąże się z odrobieniem lekcji domowej przez Conora i wygraniem rewanżu z Diazem. Tworzy się z tego opowieść o człowieku wyjątkowo niepokornym, konsekwentnie budującym swój medialny wizerunek „niegrzecznego chłopca”, mający pomysł na siebie, będący jednocześnie zawodnikiem niesamowicie skupionym na doskonaleniu swoich umiejętności przydatnych do walk w oktagonie (ubolewam, że w dokumencie nie zostało rzucone światło na specyfikę treningu animal flow, z którego Conor czerpał).
Jest on w tym wszystkim zabójczo pewny siebie. Tak pewnym, że momentami ma się wrażenie, że w jego spojrzeniu więcej jest nieznającego ryzyka szaleństwa niż racjonalnej oceny swoich możliwości. Przykład Conora raz jeszcze dowodzi, że kluczem do zwycięstwa jest nie tyle poskromienie strachu, ile wręcz wyłączenie w mózgu możliwości jego odczuwania. Oddawania się całkowicie woli żywiołu.
Wątek jego medialnego wizerunku warto pociągnąć dalej, ponieważ to owe kontrowersyjne emploi sprawia, że o McGregorze wciąż wiele słyszymy, pomimo tego że już kilkukrotnie kończył karierę sportową. Jego przykład dowodzi, iż w sporcie warto budować swoją markę nie tylko przez umiejętności i serce do walki, ale także… poprzez bycie charakterystycznym. Ponoć zawodnik ma stanąć u boku Jake’a Gyllenhaala (być może się z nim konfrontując), występując razem z nim w przygotowywanym remaku Wykidajły (powiadam wam: to będzie hit!). Fani niepokornego fightera mają jednak powody do zadowolenia z innej przyczyny. Conor McGregor, pomimo burzliwych losów i wyjątkowo groźnie wyglądającej kontuzji (złamana noga), w tym roku wraca na ring. Ma być bowiem jednym z trenerów słynnego reality show The Ultimate Fighter, programu będącego swego rodzaju medialną przybudówką UFC, emitowanego od 2005. Finałem 31. sezonu ma być walka pomiędzy Conorem McGregorem i Michaelem Chandlerem, zapowiedziana na jesień tego roku.
Będzie zatem o Conorze głośniej. Być może emitowany na Netfliksie film dokumentalny o nim odżyje i ponownie wzbudzi zainteresowanie. Jest to produkcja bardzo solidnie zmontowana, ze świetną ścieżką dźwiękową, dobrze oddającą niespokojną osobowość bohatera. Opowieść została nakreślona w sposób przystępny, nie uświadczmy tu gadających głów wygłaszających komunały na temat poświęcenia i woli walki. Wszystko to bije z zaprezentowanych obrazów. Nie wiem, czy film oddaje sprawiedliwość tej postaci. Zdaję sobie sprawę, że nie wyjaśnia niektórych kontrowersji z nim związanych. Natomiast o jednym jestem przekonany. Takie filmy jak Conor McGregor: Zły chłopiec – ale także takie filmy jak fabularny Wojownik z Tomem Hardym – to produkcje, które umacniają niezwykle silny status MMA, jako sportu, który może nie ma takiej klasy jak boks, ale z pewnością jest od niego niemniej porywający, widowiskowy i budzi momentami znacznie większe emocje.
Na koniec refleksja ogólna. Wiele mówi się o tym, że Conor McGregor to dobry zawodnik, ale niedobry człowiek. Być może. Oktagon to jednak brutalne miejsce. Tylko ci bezwzględni, zdolni do największych poświęceń mogą osiągnąć w nim sukces. Nie każdy jest do tego zdolny, dlatego jest tak fascynujące oglądanie w akcji tych, którzy na ten moment kilku rund są w stanie wyłączyć sumienie i zamienić się w uosobienie atawistycznej siły. Krew się czasem z tego leje, ale… jest to inspirujące.