CO JEST GRANE? Brzydka prawda o Hollywood
Czasy świetności Roberta De Niro niestety już przeminęły. Już gdzieś tak od dekady rozmienia się na drobne i rzadko kiedy potrafi zadowolić widzów kreacją na poziomie w jakimś nadającym się do oglądania filmie. Na szczęście, oglądając najnowszy film Barry’ego Levinsona Co jest grane?, odetchnąłem z ulgą, bo już się bałem, że De Niro po raz kolejny zrobi z siebie pośmiewisko. A tu proszę, mamy całkiem niezły film i naprawdę dobrą rolę, jedną z najlepszych w jego wykonaniu od lat.
Poznajemy Bena (De Niro), producenta filmowego, borykającego się z całą masą problemów, którym niełatwo sprostać. Jako producent ma na głowie właściwie cały film, to właśnie on musi użerać się z rozkapryszonymi gwiazdami, prowadzić negocjacje przy podpisywaniu kontraktów, w dodatku musi cały czas czuwać nad całym procesem postprodukcji. Oczywiście żadna z tych rzeczy nie idzie tak jak trzeba. Wytwórnia jest mocno niezadowolona z kontrowersyjnego zakończenia jego najnowszego filmu, w którym to zostaje zabity pies i żąda zmiany. Z kolei reżyser nie chce na to przystać, gdyż kłóci się to z jego wizją całego obrazu. Sprawa jest o tyle istotna i dodatkowo stresująca, że film ma zostać pokazany na festiwalu w Cannes, dla Bena jest to więc zawodowe być albo nie być. Do tego dochodzi gwiazdor filmowy (Bruce Willis), który za nic nie chce zgolić brody, urządzając przy tym potworne awantury, przez co realizacja kolejnego projektu również wisi na włosku. Jeśli ktoś wciąż sądzi, że zawód producenta filmowego to kaszka z mleczkiem, trzepanie wielkiej kasy i weekendy pod palmami, to, oglądając najnowszy obraz Levinsona, może się zdziwić. A i to nie wszystko. W życiu prywatnym Benowi także się nie układa. Ma ciągłe problemy z porozumieniem się z jedną ze swoich byłych żon (Robin Wright Penn), do której nadal coś czuje, tyle że ta ma romans ze znajomym scenarzystą (Stanley Tucci). A do tego córka (Kristen Stewart) cierpi na nieustanne problemy sercowe. Słowem, do sielanki daleko.
Co jest grane? pokazuje nam w bardzo ciekawy i przekonujący sposób kulisy produkcji filmowych w Hollywood. Nieczęsto widz ma okazję poznać tę branżę od kuchni, co sprawia, że obraz jest od tej strony naprawdę interesujący. Smaczku całości dodaje fakt, że Ben to prawdziwa postać – producent Art Linson, który ma na swoim koncie pracę przy takich filmach jak Nietykalni, Gorączka czy Podziemny krąg. Również Co jest grane? to jego robota (film nie tylko wyprodukował, ale też napisał do niego scenariusz na podstawie własnej książki). Sprawia to, że do całej opowieści podchodzimy w miarę na poważnie, dzięki czemu film nabiera pewnych rysów prawdopodobieństwa i nie do końca traktujemy go jako fikcyjną historyjkę. Z drugiej strony czuć tu pewien dystans, lekkość, to zapewne ręka Levinsona jest za to odpowiedzialna.
Podobne wpisy
Trudno jednoznacznie zaklasyfikować Co jest grane? do konkretnego gatunku. Zapewne wielu uzna, że jest to dramedy, ale na dobrą sprawę nie ma tu ani za dużo dramatu, ani zbyt wielu zabawnych sytuacji. Taki trochę to dziwny twór. Najbardziej rzuca się w oczy satyra na Hollywood i jest to właściwie najmocniejszy punkt tego obrazu. Sceny pokazujące życiowe rozterki Bena nie są zbytnio zajmujące i wystarczająco wyraziste, od tej strony sytuację ratuje w większości tylko aktorstwo. Natomiast ta część filmu, która opowiada o tym, jak się robi filmy w Fabryce Snów, jest o wiele ciekawsza, zabawniejsza i ogląda się ją zdecydowanie lepiej. Ogólnie nie jest to jakieś wielkie dzieło, ale z pewnością warte obejrzenia po to chociażby, by poznać pracę producentów od podszewki oraz dla aktorstwa, które jest mocnym punktem tego filmu.