search
REKLAMA
Recenzje

CHŁOPIEC I CZAPLA. Koniec studia Ghibli [RECENZJA]

Dzieło Miyazakiego przenika atmosfera rozpadu, poczucia końca – pod względem wykreowanego nastroju to zdecydowanie najbardziej melancholijny projekt w dorobku autora „Spirited Away”.

Janek Brzozowski

17 stycznia 2024

REKLAMA

Hayao Miyazaki, zgodnie z powiedzeniem Alfreda Hitchcocka, rozpoczyna swój film od fabularnego „trzęsienia ziemi”. A konkretniej od pożaru. Płonie szpital, w którym pracuje matka Mahito. Jedenastoletni chłopiec zrywa się z łóżka i biegnie na pomoc – nie jest jednak w stanie nic zrobić. Drewniany budynek rozpada się na kawałki, grzebiąc żywcem wszystkich, którzy byli w środku. Śmierć matki pozostawia w umyśle bohatera trwały ślad. Nie pomaga przeprowadzka na wieś, do starego domu ciotki – nowej wybranki ojca. Wystarczy, że Mahito zamknie oczy, a na ekranie znów pojawiają się obrazy płonącego budynku. Rzeczywistość coraz mocniej przytłacza introwertycznego bohatera. Aż w końcu pojawia się możliwość ucieczki – za sprawą tajemniczej wieży i niemniej tajemniczej czapli, której powierzona zostaje rola przewodnika po krainie magii.

Pierwsza godzina Chłopca i czapli to jednak opowieść stricte realistyczna. Historia trudnego dzieciństwa, rozgrywająca się w konkretnym miejscu i czasie – Japonii pierwszej połowy lat czterdziestych. Fanom Miyazakiego od razu pojawiają się w głowie skojarzenia ze Zrywa się wiatr – całkiem słusznie. W swoim poprzednim filmie – animowanej biografii Jirô Horikoshiego, projektanta japońskich myśliwców – twórca Mojego sąsiada Totoro po raz pierwszy oddzielił rzeczywistość od fantazji grubą kreską. Trzymał się wydarzeń z życia bohatera, uatrakcyjniając je sporadycznymi scenami wizyjnymi, które pogłębiały psychologię postaci. Chłopiec i czapla wydaje się podążać bliźniaczym torem – ale do czasu. Gdy Mahito dociera do wnętrza wieży, Miyazaki otwiera przed nami całkowicie nowy świat. Oniryczny, pełen zamków, bezkresnych mórz i fantastycznych stworzeń pokroju uroczych warawara czy papug-ludożerców. Wielbiciele Spirited Away, Księżniczki Mononoke i Ruchomego zamku Hauru nie powinni być zawiedzeni – są tu projekty postaci i wizualne kompozycje godne największych hitów studia Ghibli.

Najnowszy film Miyazakiego to przede wszystkim opowieść inicjacyjna. Przygodę, którą przeżywa Mahito, można potraktować jako metaforę dorastania – podróż nie tyle zewnętrzną, ile wewnętrzną. Reżyser otwarcie nas zresztą do tego zachęca, umieszczając w magicznej krainie odpowiedniki postaci ze świata rzeczywistego – zabieg znamy doskonale choćby za pośrednictwem Czarnoksiężnika z Oz. Ratując ciocię, która zagubiła się w odmętach innego świata, bohater przepracowuje traumę po stracie matki i staje się dorosłym mężczyzną. Bezsilność z początku filmu ustępuje miejsca upragnionemu poczuciu sprawczości. Ta zmiana niesie ze sobą jednak poważne konsekwencje: wszak dorastając, zawsze tracimy coś bezpowrotnie. Miyazaki odchodzi w Chłopcu i czapli od tradycyjnego happy endu, serwując nam zniuansowany, słodko-gorzki finał. Magiczna kraina, ów symbol dzieciństwa i świata fantazji, wali się za Mahito z hukiem. Nie ma rady – trzeba ruszyć naprzód.

Chłopiec i czapla to również film z kluczem – a tym kluczem jest biografia Miyazakiego i historia studia Ghibli. Toshio Suzuki, współzałożyciel studia i wieloletni przyjaciel Miyazakiego, przyznaje w wywiadach, że to najbardziej osobisty projekt w dorobku autora Ponyo. Pełen autobiograficznych smaczków, takich jak wykonywany przez ojca głównego bohatera zawód (Katsuji Miyazaki również był właścicielem fabryki samolotów) czy wyprowadzka na wieś w czasie wojny. Pożar z początku filmu to również zakamuflowane wspomnienie reżysera – ślad mentalny po dywanowych bombardowaniach stolicy Japonii. Wydarzeniach, które pochłonęły ponad 100 tysięcy ofiar i straumatyzowały całe pokolenie Tokijczyków, choć na kartach historii zostały permanentnie przysłonięte przez amerykańskie ataki atomowe. O druzgocących skutkach nalotów na Tokio przypomniała nam zresztą niedawno najnowsza odsłona Godzilli.

Chłopiec i czapla staje się jednak jeszcze ciekawszy, jeżeli spojrzymy nań pod kątem związanym z przyszłością Ghibli. Kluczowa dla wymowy filmu jest w takim ujęciu postać dziadka-demiurga – dalekiego krewnego protagonisty, jednoosobowego stworzyciela niezwykłej krainy. I choć według Suzukiego postać ta miała odnosić się pierwotnie do Isao Takahaty – trzeciego z czterech założycieli Ghibli, zmarłego w 2018 roku – bardzo łatwo dostrzec w niej kolejne, tym razem współczesne odbicie Miyazakiego. Portret starego mistrza, który bez powodzenia poszukuje następcy. Wykreowany przez niego świat jest piękny, ale chwieje się w posadach – potrzebuje świeżego spojrzenia. Dziadek spogląda więc z nadzieją na wstępującego do krainy, młodziutkiego krewniaka, a 83-letni Miyazaki, który najpewniej postawił krzyżyk na własnym synu po cyfrowym koszmarku, jakim był Skorek i czarownica, dedykuje swój film nikomu innemu, ale właśnie wnukowi.

„Czy nie martwi się Pan o przyszłość Ghibli?” – pyta Miyazakiego Mami Sunada, reżyserka i narratorka The Kingdom of Dreams and Madness, dokumentu poświęconego procesowi powstawania Zrywa się wiatr. Japoński animator uśmiecha się delikatnie, wyciągając nieodłącznego papierosa z ust. „Przyszłość jest jasna. Studio się rozpadnie” – odpowiada. Gdy dokumentalistka milczy – najpewniej zszokowana tym, co właśnie usłyszała – Miyazaki dodaje: „To nieuniknione, czemu więc miałbym się martwić?”. Chłopiec i czapla jest filmową emanacją tego, co nieuniknione. Dzieło Miyazakiego przenika atmosfera rozpadu, poczucia końca. Majaczące na horyzoncie statki płyną donikąd, przymierające głodem pelikany pożerają unoszące się w powietrzu warawara. Pod względem wykreowanego nastroju to zdecydowanie najbardziej melancholijny projekt w dorobku autora Spirited Away. Podobnie jak w dokumencie Sunady Japończyk dowodzi tu, że nie ma żadnych złudzeń. Cudowny świat zbudowany przez dziadka-demiurga ulega w finale nieodwracalnej dezintegracji, umierając przy dźwiękach elegijnego soundtracku Joe’ego Hisaishiego. Mahito dorasta i wybiera rzeczywistość. Życie toczy się dalej. 

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA