search
REKLAMA
Archiwum

CENA ODWAGI. Angelina Jolie udowadnia, że gra wyśmienicie

Filip Jalowski

12 kwietnia 2021

REKLAMA

Po głośnej Drodze do Guantanamo angielski reżyser Michael Winterbottom postanowił przedstawić szeroko pojęty problem terroryzmu z innej perspektywy. Jako narzędzie posłużyła mu jego najnowsza produkcja, oparta na wspomnieniach Marianne Pearl (wdowy po zamordowanym przez islamskich fundamentalistów dziennikarzu “Wall Street Journal”, Danielu Pearlu) Cena odwagi.

Pearl – jeden z dziennikarzy przebywających w Pakistanie po tragedii 11. września – został uprowadzony 23 stycznia 2002 roku. Terroryści uznali go za amerykańskiego szpiega i agenta CIA. W zamian za jego uwolnienie zażądali oswobodzenia więzionych przez Amerykanów członków Al-Kaidy i przekazania rządowi pakistańskiemu myśliwców bojowych F-16. Rząd amerykański stanowczo odmówił spełnienia postawionych przez porywaczy warunków, przeprosił małżonkę Pearla i zaapelował do terrorystów, by dziennikarza wypuścili. Wkrótce na światło dzienne wypłynęła taśma relacjonująca ostatnie minuty jego życia. Daniel Pearl został ścięty. W kilka dni po tym wydarzeniu pakistańska policja znalazła w rowie nieopodal Karaczi zmasakrowane szczątki ciała amerykańskiego dziennikarza – tragedia stała się faktem.

W rolę zamordowanego dziennikarza wcielił się Dan Futterman, w jego żonę jedna z najjaśniejszych gwiazdek hollywoodzkiego firmamentu – Angelina Jolie. I właśnie o niej wypada powiedzieć nieco więcej, bo tylko dzięki jej zdolnościom aktorskim Cena odwagi zasługuje na miano filmu poprawnego. Pani Jolie przypomina nam o tym, że grać potrafi wyśmienicie. Nasuwa na myśl Angelinę z czasów Przerwanej lekcji muzyki, Angelinę niesamowicie przekonującą, no i “oscarową”. Jej umiejętności przejawiają się przede wszystkim w manierze, z jaką wypowiada swoje kwestie – idealne odwzorowanie angielskiego zanieczyszczonego nutką francuszczyzny. Nie omieszkam również pogratulować charakteryzatorom, którzy uczynili ją niesamowicie podobną do pierwowzoru.

Sam film, co by nie powiedzieć, jest poprawny. Winterbottom decyduje skupić się na przedstawieniu nienawiści emanującej wręcz z filmowych kadrów. Groźne spojrzenia Pakistańczyków, ich obojętność w stosunku do naszych problemów, ale i amerykańskie poniżanie więźniów oskarżanych o terroryzm i wypieranie się oczywistych przewin w doskonały sposób przedstawiają sedno konfliktu na osi Ameryka – Bliski Wschód. Winterbottom zauważa, że w XXI wieku naszej ery wciąż kierujemy się zasadą “oko za oko, ząb za ząb” wykutą na kamiennej steli za czasów Hammurabiego, niemalże dwa tysiąclecia przed Chrystusem. Cztery tysiące lat, a my wciąż nie potrafimy wyciągnąć wniosków – smutne.

Oprócz doskonałej kondycji Jolie i ciekawego spojrzenia na problem terroryzmu, obraz Anglika nie zachwyca. Denerwują typowo amerykańskie retrospekcje przedstawiające związek Pearlów jako małżeństwo idealne. Ich mdła i sielankowa poetyka odwraca uwagę od prawdziwego problemu i usiłuje sztucznie wymusić serię wzruszeń i potok łez – bez sensu. Jeśli reżyserowi chodziło tu o wierne odwzorowanie literackiego pierwowzoru (nie wiem, wspomnień pani Pearl nie czytałem), powinien zwrócić uwagę na to, iż kobieta nosząca w swoim łonie dziecko mężczyzny, który w tragiczny i nieludzki sposób ginie (a przy tym jego śmierć staje się czymś medialnym), wyidealizuje zarówno jego, jak i ich związek. Dalej, czy Winterbottom chciał zrobić dokument, paradokument, film fabularny? Jeśli ten ostatni – to czy dramat, film sensacyjny? Nie wiem.

Cenę odwagi obejrzeć warto jedynie dla podsumowującego ją przesłania i dla pani Jolie. Całość psuje “winterbottomowskie” zamiłowanie do formy dokumentu. Może warto zrezygnować z fabuły i powrócić do swoich korzeni?

Tekst z archiwum film.org.pl (16.11.2007).

REKLAMA