search
REKLAMA
Recenzje

BŁYSK DIAMENTU ŚMIERCI. James Bond, jakiego potrzebujemy [RECENZJA]

Jeżeli myśleliście, że Quentin Tarantino osiągnął szczyt w dziedzinie estetyzacji przemocy, to kino Cattet i Forzaniego szybko wyprowadzi was z błędu.

Janek Brzozowski

7 sierpnia 2025

REKLAMA

Jeszcze nie tak dawno temu zastanawialiśmy się wszyscy, kto wyreżyseruje nowego Jamesa Bonda. Giełda nazwisk była imponująca: Alfonso Cuarón, Edward Berger, Christopher Nolan, Edgar Wright. W końcu stanęło na Denisie Villeneuvie – wyborze dość bezpiecznym, choć z co najmniej kilku względów ekscytującym. Gdyby decydenci z Amazona mieli nieco więcej odwagi i artystycznej wrażliwości, to rozważyliby jeszcze jedną opcję: Hélène Cattet i Bruno Forzaniego. Francusko-belgijski duet odpowiedzialny m.in. za Błysk diamentu śmierci.

Doskonale pamiętam swoje pierwsze zderzenie (bo tak wypadałoby to określić) z ekspresyjnym, całkowicie osobnym kinem Cattet i Forzaniego. Nowe Horyzonty 2018, sekcja „Nocne szaleństwo”. Mój dobry przyjaciel – zadeklarowany miłośnik giallo i innych przedstawicieli włoskiego kina gatunkowego – zaciągnął mnie na seans Niech ciała się opalają, przekonując, że będzie to soczysta, pulpowa rozrywka. I rzeczywiście, miał rację – trup na ekranie ścielił się gęsto, chociaż koniec końców nie to liczyło się w filmie Cattet i Forzaniego najbardziej. Fabuła była prosta jak drut: zupełne pustkowie, 250 kilogramów złota i ciągnąca się przez 90 minut strzelanina. Wyjątkowo nieskomplikowanej historii przeciwstawiona została kunsztowna realizacja – pełna pieczołowicie zainscenizowanych, oryginalnych ujęć i eksperymentalnych zabiegów montażowych.

Błysk diamentu śmierci wyróżnia się na tle Niech ciała się opalają zdecydowanie większym naciskiem na fabułę. Głównym bohaterem jest tu niejaki John (Fabio Testi) – emerytowany szpieg spędzający jesień życia w luksusowym hotelu na Lazurowym Wybrzeżu. Mężczyzna popija martini nad brzegiem morza, od czasu do czasu zawieszając oko na młodych, kobiecych ciałach. Rubaszne obserwacje rodem z kina Paolo Sorrentino sprawiają, że bohater mimowolnie wraca pamięcią do odległych czasów młodości, kiedy to jako jurny agent specjalny o pseudonimie John D. (Yannick Renner) demaskował międzynarodowe spiski i nawiązywał liczne, płomienne romanse. Przemierzając nadmorskie pejzaże, John coraz mocniej wikła się w gąszcz własnych wspomnień i snów na jawie. Dręczony obsesją, z czasem zaczyna podejrzewać, że jego nemezis – nieuchwytna, regularnie zmieniająca tożsamość Serpentik – powróciła, a wraz z nią – szansa na wyrównanie rachunków z przeszłości.

Cattet i Forzani dociskają pedał gazu właściwie od samego początku. Coś tak prozaicznego jak przesiadywanie z kieliszkiem Martini na plaży potrafią zainscenizować w sposób, który sprawia, że nagle wydaje się to najbardziej ekscytującą czynnością na świecie. Szukają nieoczywistych punktów widzenia: kamera wnika na moment do wnętrza kieliszka, prezentując nam rzeczywistość przez pryzmat kolorowej cieczy, żeby zaraz skupić się na palonym przez bohatera papierosie, zaprezentowanym na ekstremalnym zbliżeniu, z wyciszonymi dźwiękami otoczenia. Im dalej w las, tym duet pozwala sobie na więcej, prawdziwą maestrię osiągając w najbrutalniejszych scenach filmu. Jeżeli myśleliście, że Quentin Tarantino osiągnął szczyt w dziedzinie estetyzacji przemocy, to kino Cattet i Forzaniego szybko wyprowadzi was z błędu. Twórcy korzystają w dużej mierze z prostych środków: kamera nie wykonuje tutaj ekwilibrystycznych jazd, tańcząc dookoła walczących na śmierć i życie bohaterów. Filmowa poetyckość osiągana jest za pomocą zbliżeń, detali, przesyconych barw, półcieni, efektownych kombinacji kształtów. To kino niesłychanie wręcz precyzyjne, a przy tym sensoryczne, odwołujące się wprost do naszych zmysłów. Nieocenioną funkcję pełni w nim chociażby dźwięk: szmer lateksu ocierającego się o skórę, brzęk szkła dziurawiącego ludzką twarz. Efekty dźwiękowe – wyizolowane z otoczenia i wyeksponowane w postprodukcji – wybijają się niejednokrotnie na pierwszy plan, czyniąc seans jeszcze bardziej immersyjnym doświadczeniem.

Filmy Cattet i Forzaniego – Błysk diamentu śmierci jest tej tendencji najlepszym przykładem – to również kinofilskie perełki, pełne intertekstualnych odniesień do klasyków europejskiego kina gatunkowego. Szczególnym uwielbieniem duet darzy włoskie produkcje z lat 60. i 70., orbitujące wokół giallo i spaghetti westernu. Zarówno w inscenizacji, jak i treści Błysk diamentu śmierci odwołuje się jednak w pierwszej kolejności do zjawiska tzw. eurospyów – relatywnie tanich produkcji z Półwyspu Apenińskiego, które kręcono masowo na fali popularności Jamesa Bonda, aby zaspokoić zapotrzebowanie europejskiej widowni na rodzime kino szpiegowskie. Dziesiąta muza to jednak dla szalonej wyobraźni Cattet i Forzaniego za mało. W końcowych partiach ich film przeistacza się niespodziewanie w żywy komiks, nawiązujący stylistycznie do popularnej serii o przygodach Diabolika. Czarno-białe kadry wchodzą w dialog z tryskającymi kolorem ujęciami, udowadniając przy okazji, jak cienka granica dzieli życie i sztukę.

Bo właśnie tę granicę potraktować należy koniec końców jako jeden z najważniejszych tematów Błysku diamentu śmierci. Tytułowy błysk okazuje się ostatnim przebłyskiem świadomości głównego bohatera – nie szpiega sensu stricto, lecz niegdysiejszej gwiazdy filmów szpiegowskich, dziś cierpiącej na zaawansowaną demencję. Białe plamy w pamięci mężczyzna wypełnia fragmentami filmów, w których występował – nie potrafi już dłużej odróżnić, co przydarzyło się jemu, a co granej przez niego postaci. Życie i sztuka splotły się ze sobą w nierozerwalnym uścisku. Wiele bym dał, aby obejrzeć kiedyś podobny film z Jamesem Bondem w roli głównej: zrealizowany z takim pietyzmem formalnym i pomysłem fabularnym.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA