search
REKLAMA
Berlinale 2020

BERLIN ALEXANDERPLATZ. W paszczy Bestii

Tomasz Raczkowski

28 lutego 2020

REKLAMA

Powieść Döblina dokonywała wiwisekcji Zeitgeistu złamanej przez I wojnę światową Republiki Weimarskiej, współczesna adaptacja Qurbaniego celuje w zrobienie tego samego w odniesieniu do heterogenicznego kulturowo berlińskiego mikrokosmosu. W tej wizji Berlin jawi się jako monstrum, pulsujące mrocznymi popędami i pożerające śmiałków starających się je okiełznać. Reprezentujący etniczną hybrydowość współczesnych Niemiec reżyser ani nie patrzy na kwestie imigracji i wykluczenia społecznego z moralizatorską wyższością, ani nie wygładza ich obrazu, ukazując problematyczne konteksty. Los orbitujących wokół półmitycznego Alexanderplatz jest tu wpisany w ekonomiczne i klasowe uwarunkowania, a sfery życia prywatnego i relacji społecznych przenikają się, tworząc niemożliwą do rozplątania sieć, w którą wpadają pragnący „czegoś więcej niż kromki chleba z masłem” Berlińczycy.

Znajdujący się w centrum tej swoistej ewokacji ducha współczesnych Niemiec i Europy Francis staje się w opowieści Qurbaniego tragiczną figurą nieustępliwej żądzy przetrwania. Przekuwa swoją inność i wykluczenie w stanowiącą tarczę tożsamość, przeistaczając się z Francisa we Franza – imigranta, który zdecydował się na podróż do europejskiego jądra ciemności, chcąc wyrwać się z zatęchłej beznadziei Tempelhof i być uznanym za człowieka, a nie problem. W jednej ze scen wykrzykuje „Ich bin Deutschland!”, manifestując dosadnie nową hybrydową i skomplikowaną tożsamość Berlina. Nowo narodzony w zgiełku Alexanderplatz Franz jest jednak niejako automatycznie skazany na pożarcie przez berlińską bestię – podążając za impulsami, nierozerwalnie wiąże swój los z demonicznym Reinholdem (znakomity Albrecht Schuch), ucieleśnieniem tłumionego gniewu najsłabszych i najbardziej pogardzanych, którzy tak jak przybywający do Europy imigranci za wszelką cenę chcą wyrwać się z życiowej beznadziei.

Skomplikowana, podszyta homoerotyzmem relacja Francisa z Reinholdem, w przeciwwadze do pozytywnego oddziaływania Mieze, wyznacza główną trajektorię filmu, uderzającego też w duchowe, niemal sakralne tony. Reinhold i Mieze przyjmują u Qurbaniego role odpowiednio zwodniczego demona i świętej ladacznicy, co wpisuje się w paraboliczny wymiar opowieści, czerpiący z motywów biblijnych i afrykańskiego kontekstu duchowego, powracającego w wizjach głównego bohatera. W porządku symbolicznym Berlin Alexanderplatz rozpisany jest w triadzie dusza–egzystencja–społeczeństwo. Te trzy sfery i rodzące się między nimi napięcie determinują losy Francisa/Franza, stającego się niemal uniwersalną figurą ludzkiej szamotaniny życiowej. Nieustanne krzyżują się tu doznania zmysłowe i metafizyczne drżenia, melodramatyczne uniesienia i organiczny seks, wzniosłe ideały i prozaiczne uwarunkowania. Taki horyzont, zawieszenie pomiędzy materią a duchem, stanowi o społecznej sile filmu, potrafiącego oddać doświadczenie jednostki zanurzonej w wieloznacznej rzeczywistości, rozdzieranej przez sprzeczne pragnienia i powinności.

Burhan Qurbani mówi więc o współczesnych Niemczech i Europie, dokonując podobnego przetworzenia do tego, jakie zaproponował w zeszłym roku Ladj Ly na gruncie francuskim, transformując klasyczną powieść Victora Hugo w skomplikowaną panoramę współczesnej Francji. Berlin Alexanderplatz jest przy tym dziełem z jednej strony wierniejszym literackiemu materiałowi, z drugiej bardziej niż na realistyczną obserwację nastawiony na refleksyjność i diagnozy, których wehikułem staje się Francis/Franz. Trzygodzinny Berlin Alexanderplatz stanowi monumentalną hybrydę obyczajowego dramatu i na wpół surrealistycznych impresji. Film Qurbaniego jest wyczerpującym doświadczeniem, na przemian chwytającym za trzewia i męczącym – reżyser wciąga bowiem widza w kakofoniczny świat bohaterów i nie szczędzi dosadnych, lecz roztropnie rozłożonych uderzeń, oferując ambiwalentne doświadczenie otwarte na co najmniej kilka możliwych odczytań. To ambitna i udana próba uchwycenia dręczących współczesny świat napięć, a równocześnie przypowieść o podróży przez zdradliwy społeczno-polityczny tygiel, którą można potraktować jako przestrogę i moralną konfrontację z obnażającą degenerację naszego świata pół materialną, pół metafizyczną Zoną.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA