BECKHAM. FENOMEN Idola [RECENZJA]
Istnieje kilka wybitnych produkcji dokumentalnych o sportowcach, których nie powstydziliby się twórcy najwybitniejszych dramatów czy thrillerów. Są to chociażby Ostatni taniec, Maradona by Kusturica czy Sześciu wspaniałych z Manchesteru United. Jest w nich pasja, dramaturgia, ujęcie fenomenu przy jednoczesnym odsłonięciu gardy. Po drugiej stronie szali mamy niewiele wnoszące na poziomie emocjonalnym laurki, takie jak Lewandowski – Nieznany. Wszystkie teoretycznie łączy jedno – traktują o wybitnych jednostkach i drużynach. Co zatem powoduje, że przy jednych lecą łzy, odczuwa się drżenie i adrenalinę, a przy drugich wzrusza jedynie ramionami? Cóż, odpowiedź jest prosta – musi być w tym prawda, pasja i pikanteria. Beckham od Netflixa, na całe szczęście, jest jedną z najlepszych produkcji sportowych, jakie miałem okazję oglądać. Nie stawia pomnika, tylko ukazuje wszystkie blaski i cienie byłego kapitana reprezentacji Anglii.
It's personal
Muszę to zaznaczyć na początku – David Beckham miał gigantyczny wpływ na mnie jako młodego człowieka, inspirował mnie i elektryzował. Nosiłem niemal każdą jego fryzurę, naśladowałem na boisku jego sposób uderzania piłki. Cóż, przez 16 lat grałem półamatorsko w piłkę nożną, do dzisiaj brakuje mi atmosfery meczu i szatni. Dlatego strasznie sceptycznie podchodziłem do miniserialu Beckham, który pojawił się na Netfliksie. Miałem świadomość, że samo życie Anglika jest gotowym materiałem na scenariusz, jednak bałem się, że będzie to próba wybudowania pomnika, zrobienia z Becksa kogoś więcej, niż był, i tłumaczenia jego potknięć. Dostałem produkcję, która nie boi się poruszać najbardziej bolących wątków z życia Davida i na równi stara się ukazać jego fenomen, jak i walkę z trudnościami, których byłem świadkiem. W latach 1998–2013 śledziłem jego karierę z prawdziwym zaangażowaniem. Wszystko zaczęło się od słynnego kopnięcia w nogę Diego Simeone, które podczas Mistrzostw Świata we Francji niemal zniszczyło Beckhamowi karierę i życie. Nie mam pojęcia, dlaczego od tego momentu zacząłem kibicować temu chłopakowi z wydumaną, a nawet wyśmiewaną blond fryzurą. Cały świat się przecież od niego odwrócił. Pamiętam, że gdy go broniłem, to moi trenerzy wpajali mi, że takie zachowanie jak jego było głupotą, brakiem odpowiedzialności za drużynę. Nie zgadzałem się z tym. Bolało mnie to, co spotkało Becksa. To było okrutne. Jednak sposób, w jaki sobie z poradził z nienawiścią, przekuł w siłę i stał się najbardziej rozpoznawalnym piłkarzem świata, dał mi absolutny bodziec w życiu do nieustannego dążenia do przodu. Będę mu za to wdzięczny do końca życia.
Bezczelny przystojniak
Film Netflixa odbrązawia Davida Beckhama, ukazuje go jako osobę wielu pragnień, nieustannie głodną, wychodzącą też poza strefę komfortu. Dostajemy, chyba dosyć zaskakujący, obraz człowieka, który wciąż jest na afiszu, nie zaspokaja się, pragnie zawsze czegoś więcej, a przy tym pozostaje dobrym, całkiem normalnym facetem. Podczas czterech odcinków otrzymujemy bardzo dobrze poprowadzoną narracyjnie drogę przez zwycięstwa, trudności, czasami pomyłki, porażki, po których ten pozbawiony prywatności, ścigany przez paparazzi człowiek, zawsze stawał się mocniejszy. To nie jest laurka pochwalna. Twórcy dokumentu zaprosili wielu gości, którzy w naprawdę różny sposób wypowiadają się o Angliku – nierzadko go krytykują, ukazują swoją perspektywę i punkt widzenia dotyczący jego postaci, decyzji. To powoduje, że otrzymujemy produkcję naprawdę wartościową formalnie. Najbardziej cenię właśnie te wypowiedzi, które pomagają zrozumieć to, co się działo w głowie człowieka, który przez tyle lat żył w blasku fleszy, a przy tym jednocześnie zawsze był nimi speszony. Archiwalne wywiady z jego piłkarskim ojcem Sir Alexem Fergusonem, wypowiedzi kolegów z Manchesteru United – Gary’ego Neville’a, Roya Keane’a, Rio Ferdinanda, Paula Ince’a czy Scholesa dają nam inne światło na to, kim dla nich był Becks, jak się zmieniał, wzrastał w ich oczach, a także wykraczał ponad poziom ich pojmowania tego, kim jest piłkarz. Beckham był czymś więcej i to idealnie ukazuje ten film. Czy był najlepszym piłkarzem swoich czasów? Oczywiście, że nie. Sam zainteresowany wypowiada się z niezwykłą estymą i szacunkiem o innych. Miał w sobie jednak coś niesamowitego i wyjątkowego jednocześnie – pewien unikalny styl, pokład charyzmy, nietuzinkowości, krnąbrności magnetyzmu, które powodowały, że dla niego jako postaci ludzie przychodzili na stadion. Później ci sami ludzie wracali do domu i śledzili każdy jego krok w gazetach, telewizji, później w internecie. W XXI wieku większy fenomen dotyczył tylko Cristiano Ronaldo i Messiego, którzy jednak nie wykraczali aż tak bardzo poza futbol jak Becks. On był ikoną popkultury, mężem Spice Girl, Beatlesem na boisku. I to wszystko się działo w czasach, kiedy tabloidy były absolutnie BEZLITOSNE.
Posh jakiej nie znamy
Tak, ten fragment może będzie najbardziej istotnym i osobistym w całej tej recenzji. Beckham jest filmem, który – mam nadzieję – zmieni też postrzeganie Victorii Adams. Posh we wczesnych latach dwutysięcznych stała się tą złą kobietą u boku wybitnego piłkarza, którego kochał świat. Zrzucano na jej barki winy za niepowodzenia w Madrycie, odejście z Manchesteru United. Ja sam nie przepadałem za byłą Spice Girl, miałem do niej żal. Po tych 4 odcinkach wiele jednak zrozumiałem. Ujął mnie zwłaszcza jeden moment w pierwszym odcinku, kiedy to Beckham sprowadza Victorię na ziemię, nabija się z niej, a ona po prostu przyjmuje to na klatę. Wygląda to jak nieudana scena, a fragment znalazł się w wersji ostatecznej. Może jest to wyreżyserowana scena, nie wiem. Dla mnie to dowód dystansu, który trafia tam, gdzie trzeba. W filmie pojawia się też wiele szczerych wypowiedzi, także o terapii, które ukazują jej perspektywę, niezauważalne, przemilczane upokorzenia, poświęcenia, presję, z jaką ona i mąż musieli się zmierzyć w latach świetności Becksa. A była ona przytłaczająca. Tak, poniekąd sami się o nią prosili, bo byli parą bezkompromisową, konsekwentnie budującą swój popkulturowy wizerunek. Jednak momenty, które przeżywali, były szalenie bolesne i to widać w ich wypowiedziach. Nie wyobrażam sobie tego, co musieli przeżywać w tych najtrudniejszych chwilach.
Nie będę ukrywał, Beckham jest dla mnie dokumentem, który na nowo przypomniał mi, na czym polegał fenomen mojego idola. Najprawdopodobniej nie jestem zupełnie obiektywny w ocenie miniserialu Netflixa, jednak nawet gdy biorę głęboki oddech, otrzepuję się z warstwy emocji, jakie we mnie wywołał, to wciąż mam przed oczami kilka formalnych elementów, które windują go ponad średnią. Są to: sposób podejścia do samej postaci piłkarza, brak strachu w ukazaniu jego słabości, bardzo dobre prowadzenie narracji, budowanie napięcia i odpowiednia celebracja najważniejszych wydarzeń. To nie jest leniwy dokument. O, nie! Pozostaje tak samo głodny bycia czymś więcej, jak postać, o której odpowiada. Dlatego uważam, że twórcy Beckhama wykonali kawał dobrej roboty. A wcale tak nie musiało być. Popatrzmy na Lewego…