search
REKLAMA
Recenzje

BAZYL. CZŁOWIEK Z KULĄ W GŁOWIE. Jean-Pierre Jeunet stał się pacyfistą?

Odys Korczyński

17 marca 2018

BAZYL. CZŁOWIEK Z KULĄ W GŁOWIE
REKLAMA

Gatunek czarnej komedii surrealistycznej wysoko zawiesza poprzeczkę reżyserowi co do poziomu dziwności postaci. Mając doświadczenie z Delicatessen, Amelii i Miasta zaginionych dzieci, Jeunet potrafił to zadanie wykonać znakomicie pod względem formalnym. I tak w osobliwych lochach zrobionych ze złomu gnieżdżą się: Mały Pierre (Michel Crémadès) – szalony konstruktor robotycznych mechanizmów z przerdzewiałych szrotów, Remington (Omar Sy) – zafiksowany na punkcie wyszukiwania rymów, nadpobudliwy humanista, Gryzak (Dominique Pinon) – niegdyś podobno znany cyrkowiec, specjalista od wystrzeliwania siebie z wielkiej armaty, Kobieta guma (Julie Ferrier) – specmistrzyni od wyginania ciała, żeby schować się w lodówce, oraz jeszcze kilkoro innych dziwolągów.

Wyglądałoby całkiem dobrze, gdyby nie stłoczenie na zbyt małej powierzchni aż tylu osobliwości bez spokojniejszego zaprezentowania, kim rzeczywiście są. Skaczą oni, krzyczą, sceny z nimi zmieniają się jak w kalejdoskopie. Jako biedni złomiarze nagle mają dostęp do tylu dziwnych i w sumie nietanich technologii szpiegowskich, że z tego komediowego surrealizmu robi się męczące wyczekiwanie, aż wreszcie uda im się zniszczyć dwie potężne firmy zbrojeniowe.

A tu jeszcze na koniec Jeunet próbuje łopatologicznie wprowadzić wątek pacyfistyczny. Gdzieś w Afryce, na Bliskim Wschodzie, w zamachach ETA i IRA giną niewinne kobiety i dzieci. A wszystko to przez finansowanie obu stron konfliktów przez nasze, europejskie konsorcja produkujące broń i miny przeciwpiechotne. Zgadza się, rzekomo od 1997 roku używanie min przeciw ludziom jest zakazane, ale po pierwsze nie wszystkich, tylko tych odpalanych samoczynnie, a po drugie konwencji nie podpisali najwięksi producenci broni, czyli USA, Rosja i Chiny.

Zgadzam się również, że to szczytny cel, piętnować to zakłamane dążenie do pokoju gabinetowych elit w Unii Europejskiej, ale Jeunet chyba pomylił kino zaangażowane z czarną komedią surrealistyczną. W tym gatunku filmów takie upolitycznione elementy, jeśli już są, powinny być znacznie lepiej zmetaforyzowane. W Bazylu poszło jednak bo bandzie, czyli tak, żeby każdy zrozumiał antywojenną intencję bez wykazania się zdolnościami rozpracowywania alegorii.

Scenariuszowych braków nie uratują nawet piękne zdjęcia Tetsuo Nagaty, łamiące perspektywę i proporcje twarzy zbliżenia na szerokim kącie, gawędziarska muzyka, stylizacja czołówki na kino noir z lat 40. ani pełna detali scenografia Aline Bonetto. Mojego rozczarowania dopełnia zakończenie Bazyla, kiedy to surrealistyczny, mroczny klimat rozmywa się w odmętach wszechobecnego Internetu i siły oddziaływania share’ów na platformie YouTube. Dobro oczywiście zwycięża. Świat staje się lepszy bez skompromitowanych właścicieli dwóch firm zbrojeniowych, a Bazyl nadal żyje. Przecież codziennie ma pół na pół szans, że umrze. Czyżby to też była ściema, taki lejtmotyw filmu, żeby pooglądać animowane wizualizacje obrony mózgu głównego bohatera przed niechybną śmiercią? Przed nią nikt nie umknie, bo to kula wystrzelona z pistoletu samego Boga. Może dlatego tak cenię kino Jeuneta, że stawia się poczynaniom idei tego w niebiosach jak taki mały sierżant.

korekta: Kornelia Farynowska

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA