AVENGERS: KONIEC GRY. Recenzja OBIEKTYWNA
Choć od premiery Avengers: Koniec gry minęło już trochę czasu, film wciąż jest oglądany przez fanów gatunku i poddawany licznym analizom i ocenom. Wydaje się jednak, że w tych opiniach dominuje dość jednostronne, subiektywne podejście do tematu. Fani oceniają dzieło MCU przez pryzmat swoich osobistych doświadczeń i preferencji, a antyfani biorą pod uwagę swoją nieuzasadnioną niechęć do kina superbohaterskiego. Z perspektywy czasu warto spojrzeć na ten film obiektywnym okiem.
Endgame to dwudziesta druga produkcja zrealizowana w ramach olbrzymiego, bezprecedensowego projektu, jakim jest Marvel Cinematic Universe. W jego ramach producent Kevin Feige zatrudnia różnych reżyserów do realizacji kolejnych adaptacji przygód bohaterów znanych z kart komiksów. Znajdziemy tu produkcje o Iron Manie, Spider-Manie, Thorze czy Hulku. Nie każdy z bohaterów doczekał się własnego filmu, z różnych przyczyn – czasem chodziło o prawa autorskie, innym razem o solowy potencjał postaci. Naczelnym filarem całego MCU są produkcje z serii Avengers, czyli te, które w głównym wątku fabularnym zbierają wszystkie najważniejsze postacie i ukazują ich działania na rzecz ocalenia planety przed złoczyńcami.
Film braci Russo trwa trzy godziny i jak sama nazwa wskazuje, dotyczy spraw ostatecznych. Avengers stają przed finalnym zagrożeniem, któremu muszą sprostać. Tak długi czas trwania pozwolił twórcom nie tylko zrealizować wiele widowiskowych, wypełnionych efektami specjalnymi scen, ale także zbudować emocjonalne portrety bohaterów. Widzimy Tony’ego Starka w obliczu trudnych decyzji, jesteśmy z Kapitanem Ameryką w momencie jego upadku i wzlotu, poznajemy rozterki znanych i lubianych „trykociarzy”. Fabuła jest zbudowana na trzyaktowym fundamencie – początek filmu zapoznaje widza z sytuacją wyjściową i położeniem bohaterów, rozwinięcie fabuły przynosi masę zwrotów akcji i przygód, a koniec pozostawia nas z wrażeniem, że skończyła się wielka opowieść i nic już nie będzie takie jak przedtem.
Nie będzie kłamstwem stwierdzenie, że Koniec gry to jedna z najdłuższych i najbardziej złożonych realizacyjnie produkcji superbohaterskich w historii kina. Akcja filmu rozgrywa się na Ziemi, ale także w przestrzeni kosmicznej. Na potrzeby produkcji zaangażowano fizyka teoretycznego Clifforda Johnsona, który pomagał w opracowaniu koncepcji i wizji pozaziemskich światów. Łącznie przy filmie pracowało prawie trzy i pół tysiąca osób, a budżet produkcyjny pochłonął ponad trzysta pięćdziesiąt milionów dolarów amerykańskich. Liczby mają dwie tendencje – nie kłamią i mówią same za siebie.
Podobne wpisy
Aktorskie szeregi filmu zasilają znane z poprzednich produkcji gwiazdy. Na ekranie mamy szansę zobaczyć lub usłyszeć takie sławy jak Robert Downey Jr., Chris Evans, Mark Ruffalo, Chris Hemsworth, Scarlett Johansson, Jeremy Renner, Don Cheadle, Paul Rudd, Brie Larson, Karen Gillan, Danai Gurira, Benedict Wong, Jon Favreau, Bradley Cooper, Gwyneth Paltrow czy Josh Brolin. Trzeba przyznać, że poszczególni wykonawcy wykorzystują swój talent i warsztat, by wcielić się w postacie znane z komiksów. Nie brakuje w filmie prezentacji ich scenicznych umiejętności, nie brakuje też pokazów kaskaderskich wykonywanych przez specjalistów najwyższej klasy z Hollywood. Warto wspomnieć o tych, którzy pozostają w cieniu, a bez nich nie moglibyśmy cieszyć się kinem. Operator Trent Opaloch dołożył wszelkich starań, by sfilmować opowieść o komiksowym rodowodzie, używając nowoczesnych kamer Arri Alexa IMAX, montażyści Jeffrey Ford i Matthew Schmidt wybrali najodpowiedniejsze nakręcone ujęcia i poukładali je w najlepszy możliwy sposób, a wisienką na torcie jest muzyka skomponowana przez Alana Silvestri.
Avengers: Koniec gry pokazuje, że kino superbohaterskie żyje i ma się jak najlepiej. Wysokobudżetowa produkcja zwróciła się z kilkukrotną nawiązką, a uniwersum MCU nadal się rozwija. Każdy miłośnik filmu znajdzie tu coś dla siebie – od muzyki, przez aktorstwo, na reżyserii kończąc. Warto docenić wysiłek całej ekipy włożony w przygotowanie tak olbrzymiej produkcji. Nie czuję żadnych oporów, by nazwać film braci Russo dziełem skończonym.