AVA. Dorastanie w okamgnieniu
Dla trzynastoletniej Avy (Noée Abita) dzieciństwo skończyło się w gabinecie okulistycznym. Wiedziała, że ma chore oczy i kiedyś, z czasem, jej wzrok się pogorszy, ale diagnoza jest bezlitosna: najpierw będzie gorzej widzieć przy słabym świetle, w nocy będzie praktycznie niewidoma, a całkowita ślepota to kwestia czasu, którego nie zostało wiele. Silna jak na swój wiek i charakterna dziewczyna przyjmuje tę wiadomość, nie roniąc ani jednej łzy, jedynie zaciska zęby ze złości. Jest z matką i młodszym rodzeństwem na wakacjach nad Atlantykiem – to miał być beztroski czas dla nich wszystkich. Zamiast tego Ava będzie musiała pogodzić młodzieńczy bunt z ekspresowym kursem dorastania i oswoić się ze swoją sytuacją. Postanawia zobaczyć – i doświadczyć – jak najwięcej.
W dodatku dziewczyna musi robić to właściwie sama. Jej matka nie umie znaleźć z córką wspólnego języka. Uważa, że najlepiej będzie cieszyć się wakacjami i zachowywać tak, jakby wszystko było w porządku. Ponadto kobieta ma wyraźnie obsesję na punkcie swojego młodszego dziecka, a także swojego wyglądu. W związku z czym potrafi być irytująca, chwilami wręcz nieznośna dla Avy, która ma na głowie większe zmartwienie niż płaczące niemowlę i figura starzejącej się matki. Wobec tego trzynastolatka musi sama nauczyć się żyć bez ciągłego polegania tylko na swoim wzroku. Kiedy tylko może, przewiązuje oczy opaską i tak spaceruje po plaży, zanurza się w morzu, a nawet próbuje wspinać. Chodząc po omacku, ćwiczy równowagę i cierpliwość, z tyłu głowy ma bowiem świadomość, że kalectwo jest tylko kwestią czasu. Mimo braku perspektyw na wyleczenie oczu i napiętych relacji z matką Ava ani na chwilę nie popada w depresję. Humor i zaskakujący w tak młodym wieku hart ducha dziewczyny pozwalają jej radzić sobie z problemami po swojemu. Nie rezygnuje przy tym ani z relacji z chłopakiem, ani z robienia psikusów matce, która skupiając się na sobie, nie zauważa potrzeb córki.
Pełnometrażowy debiut Lei Mysius jest złożony – podobnie jak sytuacja tytułowej bohaterki. W obrębie historii o dorastaniu film zawiera elementy kilku gatunków, a wszystkie w logiczny sposób wiążą się z akcją. Od kiedy Ava wie, że wkrótce straci wzrok, ma surrealistyczne koszmary, gdzie lęk przed oślepnięciem, niechęć do matki i młodszego rodzeństwa oraz fascynacja poznanym chłopakiem łączą się w niepokojące obrazy (np. niemowlęcia bez oczu). W tych kadrach dominuje smutny niebieski kolor i atmosfera rodem z horroru. To jednak tylko epizod w całym filmie, który ma znacznie lżejszy nastrój. Kiedy Ava poznaje intrygującego, małomównego Juana, zaczyna posuwać się coraz dalej w zdobywaniu doświadczeń. Oboje smarują się glinką, stylizując na dzikich ludzi, i w towarzystwie czarnego psa oraz ze strzelbą w ręce zaczynają terroryzować plażę nudystów. W ten sposób zdobywają jedzenie, alkohol i użyteczne drobiazgi. Lecąca w tle piosenka Sharon Jones „She ain’t no child no more” i dynamiczny montaż sprawiają, że cała scena ma humorystyczny i nieco łotrowski sznyt. Za to klimat kina drogi czuć w scenie, kiedy Ava i Juan idą asfaltową drogą pośrodku pustkowia, a ulica wydaje się nie mieć końca. Lea Mysius w ramach jednego filmu pokazała, że bardzo świadomie porusza się między gatunkami, choć wszystko przez cały czas służy opowiadanej historii. Mało tego, reżyserka wydaje się świadomie odnosić do różnych konwencji, by podkreślić różnorodność doświadczeń młodej Avy.
Mimo podejmowania trudnych tematów (w dodatku w bezkompromisowy, dość bezpośredni sposób) film jest bardzo pogodny, wręcz pozytywnie nastraja. To subiektywna, bo widziana oczami Avy, historia o radzeniu sobie w brawurowy i wiarygodny sposób z widmem nieuleczalnej choroby. Największe brawa należą się Lei Mysius: za przemyślane podejście do niełatwych zagadnień i przedstawienie ich z dużym dystansem i humorem, tak prawdziwie, bez uderzania w patetyczne tony.