ATHENA. Oby nie była to prorocza wizja…
Romain Gavras i Ladj Ly mają ze sobą sporo wspólnego. Obaj nakręcili w ostatnich latach filmy, które uznane zostały za powiew świeżości we francuskim kinie (odpowiednio: The World Is Yours z 2018 i Nędznicy z 2019), a na dodatek wzajemnie wsparli się „aktorsko” – każdy z nich pojawił się w niewielkiej roli w filmie drugiego. Tym razem połączyli siły na najbardziej twórczym polu – Romain stanął za kamerą, by zekranizować scenariusz, który współtworzył Ladj. Tak powstała Athena, swoisty sequel Nędzników i jeden z najbardziej energetycznych i jednocześnie zatrważających filmów, jakie pojawiły się na Netfliksie w tym roku.
Athena to jeden z tych filmów, w których początkowy punkt zapalny eskaluje z minuty na minutę, by brutalnie kulminować w finale opowieści. Dobrym punktem odniesienia będzie tu Raid Garetha Evansa, indonezyjska petarda sprzed 11 lat, w której 20 policjantów stawia czoło hordom bandytów strzegących mafijnego bossa ukrywającego się w obskurnym bloku. Tam fabuła była jednak pretekstowa, u Gavrasa chodzi o coś znacznie poważniejszego – napięcia społeczne. W tytułowej fikcyjnej dzielnicy dochodzi do zbrodni – ginie 13-letnietni Idir, a sprawcami zabójstwa są policjanci. W otwierającej Athenę scenie początkowej brat chłopca, żołnierz Abdel (znany z Nie czas umierać Dali Benssalah), prosi społeczność dzielnicy o pokojowe uczczenie pamięci Idira, ale na to jest już za późno. Iskra policyjnej zbrodni rozpaliła prawdziwy pożar nienawiści wśród mieszkańców Atheny, którzy pod przewodnictwem drugiego z braci chłopca, Karima (debiutant Sami Slimane), wypowiadają wojnę miejscowej policji.
W następującej tuż po przemówieniu Abdela brawurowej sekwencji Atheńczycy wkraczają na komisariat. Dzięki sprawnemu montażowi ponad dziesięciominutowa scena zdobywania i dewastowania posterunku policji wydaje się nakręcona w jednym ujęciu (w rzeczywistości było ich siedem), tym samym narzucając szalone tempo akcji, którego Athena nie traci aż do ostatniej sceny. Obserwujemy buzującą w Karimie nienawiść, która pcha go do, wydawałoby się, samobójczych decyzji i otwartej wojny z policją, ale on i jego armia mają wszystko doskonale przemyślane – ich dzielnica jest ich twierdzą, a uzbrojeni w hełmy i tarcze mundurowi na ich terenie są jak dzieci we mgle. Wydaje się, że całkowitej tragedii może zapobiec jedynie Abdel, który usiłuje dotrzeć do młodszego brata i ocalić go przed niechybną śmiercią. Kwestią czasu jest bowiem, gdy do Atheny dotrą kolejne oddziały specjalne policji. Czy Karimowi i jego żołnierzom uda się wymóc na władzach, by ujawnili nazwiska funkcjonariuszy odpowiedzialnych za śmierć Idira?
Mocne i dynamiczne kino
O ile Nędznicy opowiadali o zgniliźnie panującej w szeregach policji z perspektywy funkcjonariuszy, o tyle Athena jest rewersem tamtej historii – pokazuje reakcję multietnicznej społeczności na zbrodnię popełnioną przez tych, którzy powinni pilnować porządku. Nie ulega wątpliwości, że Karim i większość jego sprzymierzeńców to w mniejszym lub większym stopniu przestępcy – w innym przypadku nie potrafiliby zbrojnie napaść na posterunek policji i występować przeciwko oddziałom uzbrojonych funkcjonariuszy. Czy jednak to usprawiedliwia bezkarność policji w wymierzaniu sprawiedliwości mieszkańcom dzielnicy, nawet tym nieletnim? Gavras i Ly nie usprawiedliwiają żadnej ze stron – każda z nich ma coś na sumieniu, żadna nie ma moralnej wyższości, ale to mieszkańcy Atheny domagają się sprawiedliwości i wydaje się, że mają do tego prawo. Ale dość szybko zdajemy sobie sprawę, że nigdy jej nie dostaną – konflikt zbytnio już eskalował, a aparat państwa nie pozwoli, by przestępcy wyszli z tego starcia zwycięsko. I znów okazuje się, że argument siły z dyplomacją nie ma nic wspólnego.
Athena to mocne, dynamicznie zrealizowane kino akcji z bardzo gorzko wybrzmiewającym komentarzem społecznym. Nie po raz pierwszy dowiadujemy się, że nastroje społeczne we Francji, zwłaszcza w środowiskach multietnicznych, są dziś niczym potężna bomba, która może eksplodować w każdej chwili. I choć na ulicach Paryża i innych francuskich miast zamieszki nie są niczym nowym, wypada mieć nadzieję, że konflikty na linii rząd–społeczeństwo nie eskalują tam tak, jak w wizji Romaina Gavrasa i Ladja Ly.