search
REKLAMA
Recenzje

NIE CZAS UMIERAĆ. Finał godny rekordzisty

“Nie czas umierać” to przede wszystkim finał pewnej ery – Daniel Craig wcielał się w agenta 007 przez 15 lat, co, licząc tylko filmy z Bondowskiego kanonu, jest rekordowym...

Dawid Myśliwiec

2 października 2021

REKLAMA

Gdy w 2005 ogłoszono, że nowym Jamesem Bondem został Daniel Craig, wielu widzów zbuntowało się przeciwko tej decyzji. Z wyglądu raczej chłystkowaty, a na dodatek obdarzony blond czupryną, nie był brany pod uwagę przez media i widzów jako kontynuator dzieła Pierce’a Brosnana. Jednak po premierze Casino Royale głosów niezadowolenia było było już znacznie mniej – Craig potwierdził, że ma w sobie dość charyzmy i szorstkiego uroku, by przez jakiś czas wcielać się w agenta 007. Dziś aktor kończy swoją przygodę z MI6, a Nie czas umierać to dla niego godne pożegnanie z rolą jego życia.

Od samego początku Craigowski Bond był “uczłowieczoną” wersją ulubionego agenta w służbie Jej Królewskiej Mości. W odróżnieniu od poprzednich wcieleń 007, a poczynając od Casino Royale, James Bond stał się mężczyzną bardziej emocjonalnym, posiadającym słabości i – choć wciąż był bawidamkiem – otwierającym się na miłość. Jego bolesna relacja z Vesper Lynd (Eva Green) czy skomplikowany związek z Madeleine Swann (Léa Seydoux) są dowodami na to, że kobiety w życiu Jamesa Bonda przestały być przedmiotami i marionetkami, stając się władczyniami serca agenta 007 – oraz jego największymi słabościami. Przedstawicielki płci pięknej od zawsze bywały zagrożeniem dla Bonda, ale tym razem zagrożenie nie przychodzi od nich – to miłość i chęć chronienia ukochanej okazuje się zgubna dla 007.

Mimo iż już wcześniejsze przygody Jamesa Bonda z Danielem Craigiem kładły nacisk na psychologiczne i emocjonalne przejścia bohatera, Nie czas umierać idzie w tym względzie jeszcze dalej. Gdy agent 007 po raz kolejny kończy służbę i próbuje zaznać spokoju w objęciach Madeleine Swann, demony przyszłości natychmiast go doganiają – i nie chodzi o przeszłość samego Jamesa. Kilka lat później, wciąż na szpiegowskiej emeryturze, Bond zostaje zlokalizowany przez swojego dawnego znajomego z CIA, Felixa Leitera (pierwszy występ Jeffreya Wrighta od czasu Quantum of Solace). Dowiaduje się, że nieznany złoczyńca wszedł w posiadanie śmiercionośnej broni biologicznej, a kluczem do rozwiązania sprawy jest osoba rosyjskiego naukowca (David Dencik). Choć Bond jest na emeryturze, nie trzeba długo namawiać go do powrotu do akcji. Szybko trafia na Kubę, gdzie przy pomocy nieco szalonej Palomy (fenomenalny epizod Any de Armas!) udaje mu się zlokalizować naukowca, choć to dopiero początek kłopotów.

Nie czas umierać wielokrotnie w trakcie seansu daje do zrozumienia, że to ostatnie wcielenie Bonda jakiego znamy. Słowo “emerytura” odmieniane jest przez wszystkie przypadki, agent 007 mówi nawet o sobie jako “starym gracie”, a gdy swym ponad 50-letnim urokiem próbuje oczarować Palomę, ponętna Kubanka szybciutko daje mu do zrozumienia, że romans z podstarzałym agentem to ostatnie na co miałaby ochotę. Choć wciąż jest ostatnią nadzieją MI6 – a nawet całego świata – James Bond nie jest już symbolem seksu i potęgi. Dowodzi tego także fakt, że brytyjski wywiad znalazł już dla niego zastępstwo – nowa superagentka Nomi (znana z Kapitan Marvel Lashana Lynch) zawstydza Bonda swoim oporem wobec jego uroków, a także niechęcią w stosunku do stosowanych przez niego metod. Nomi jest silna, nieustępliwa i… stylowa – jeździ supersamochodami, ubiera się jak gwiazda filmowa, a z bronią obchodzi się chyba lepiej niż sam James. Ale gdy przychodzi do zbierania informacji i ratowania świata, doświadczenie Bonda okazuje się nieocenione i ta dwójka – mimo początkowej niechęci – musi ze sobą współpracować i obdarzyć się zaufaniem. I tym samym bodaj po raz pierwszy agent 007 nie działa wyłącznie w pojedynkę.

Cary Joji Fukunaga, który zastąpił na stanowisku reżyserskim Danny’ego Boyle’a, stworzył prawdziwie widowiskowe zakończenie. Wielokrotnie przesuwany ze względu na pandemię koronawirusa 25. film o przygodach Jamesa Bonda jest z wielu względach innowacyjny – część z tych nowości zostało już wspomnianych w tym tekście, innych nie mogłem tu zdradzić. Ale Nie czas umierać to przede wszystkim finał pewnej ery – Daniel Craig wcielał się w agenta 007 przez 15 lat, co, licząc tylko filmy z Bondowskiego kanonu, jest rekordowym wynikiem. Należało mu się więc zakończenie godne rekordzisty i wydaje się, że właśnie takie otrzymał.

Dawid Myśliwiec

Dawid Myśliwiec

Zawsze w trybie "oglądam", "zaraz będę oglądał" lub "właśnie obejrzałem". Gdy już położę córkę spać, zasiadam przed ekranem i znikam - czasem zatracam się w jakimś amerykańskim czarnym kryminale, a czasem po prostu pochłaniam najnowszy film Netfliksa. Od 12 lat z różną intensywnością prowadzę bloga MyśliwiecOgląda.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA