ASAKO. DZIEŃ I NOC. Dojrzewanie do miłości
Film Asako. Dzień i noc wchodzi do polskich kin rok po festiwalu w Cannes, na którym dostał się do konkursu głównego i spotkał z ciepłym przyjęciem. Japoński obraz faktycznie mógł podobać się nad Sekwaną, bo wpasowuje się w gusta francuskich kinomanów – to dzieło egzaltowane, pięknie nakręcone, do kontemplowania. Młody reżyser Ryūsuke Hamaguchi (Happy Hour) nakręcił kameralny, intymny, choć niezbyt oryginalny film o miłości.
Poznajemy śliczną studentkę Asako (Erika Karata), która od pierwszego wejrzenia zakochuje się w tajemniczym Baku (Masahiro Higashide). Wielkie uczucie kończy się jednak równie gwałtownie, jak zaczyna, bo pewnego dnia chłopak po prostu znika. Przenosimy się w czasie o dwa lata – Asako mieszka w Tokio, gdzie spotyka Ryohei, który… wygląda identycznie jak Baku. Nieznajomi zbliżają się do siebie… Rozczarują się ci, którzy pójdą do kina w nadziei na obejrzenie gęstego, psychologicznego filmu albo ciekawego rozwinięcia motywu sobowtóra – Asako w swym szkielecie jest bowiem sentymentalną historią miłosną. Chwilami reżyser skłania się w stronę komedii romantycznej, chwilami – w kierunku melodramatu i choć całość jest ciekawie pomyślaną kompilacją scenek z codziennego życia bohaterki, to nie wszystkie z nich są równie interesujące.
Obok świetnych sekwencji (trzęsienie ziemi w teatrze) występują epizody kiczowate, a niekiedy wręcz męczące. Ledwie 100-minutowy metraż w pewnym momencie zaczyna się dłużyć. Być może to kwestia kulturowa – europejskiego widza może drażnić patetyczność gestów, teatralność zachowania, nadęcie kwestii dialogowych, raczej czerstwy humor. Jednocześnie jednak Asako kłania się zachodniemu odbiorcy, przywołując nazwiska Czechowa czy Ibsena (Dzika kaczka); podaje tym samym klucze do drugiego dna całości (życie w kłamstwie, karmienie się marzeniami, skupienie na przeciętności). Także w fabule udaje się pokazać – dość powierzchownie, bo to nie jest główny temat filmu – rozkrok pomiędzy Wschodem a Zachodem, w jakim stoi współczesna Japonia (np. Ryohei pracuje w korporacji planującej wprowadzenie firmowej sake na rynek zachodni).
A jednak w tej spokojnej, momentami nieco usypiającej opowieści tkwi wschodnia głębia i mądrość. Choć herezją byłoby postawienie dzieła Hamaguchiego obok filmów Ozu, to patronat japońskiego mistrza jest tutaj nader wyczuwalny. W Asako istotną rolę grają celebracja codzienności oraz symboliczne, prowokujące do głębszej analizy kadry. Wyestetyzowanego obrazu dopełnia elektroniczna muzyka autorstwa tofubeats. Nieco sztampowa historia miłosnego trójkąta przemyca ważne prawdy o życiu; losy Asako mają znamiona przypowieści, opowieści mądrościowej, uogólnionej refleksji nad naturą związków. To film o tym, jak wielkie piętno odciska na nas pierwsza miłość. A także o tym, że wszyscy żyjemy fantazmatami: rozpamiętujemy przeszłość lub wybiegamy myślami w przyszłość, wiecznie nieobecni w teraźniejszości. Upływ czasu to obok natury miłości najważniejszy wątek obrazu, sygnalizowany poprzez nawracający motyw wody. My sami zmieniamy się w czasie, zmieniają się i nasze związki: spotykając młodzieńczą miłość po latach, nie potrafimy odtworzyć dawnej magii.
Reżyser stawia widzowi prowokacyjne pytanie: w kim tak naprawdę się zakochujemy? W prawdziwej osobie czy w naszym wyobrażeniu o niej? Czyż sytuacja Asako nie jest metaforą tego, jak dopatrujemy się cech naszej wielkiej, minionej, niespełnionej miłości w każdym następnym parterze – aż do momentu pogodzenia się ze stratą? Albo tego, że zakochujemy się ciągle w tym samym, wyśnionym ideale, przypisywanym kolejnym osobom? Tytułową bohaterkę obserwujemy na przestrzeni ponad siedmiu lat – początkowo jest bierna, wyprana z emocji, wycofana, wręcz śnięta: by stworzyć zdrową relację, będzie musiała się ubrudzić, odrzucić mrzonki i zaakceptować rzeczywistość. Miłosna relacja Asako zostaje dla kontrastu zestawiona ze związkiem jej bezpośredniej, szczerej lokatorki, który zaczyna się od tego, że jej przyszły chłopak wypowiada brutalną, nieupiększoną i nieprzekłamaną opinię na temat jej gry aktorskiej. Nawet jeśli film opowiada to wszystko nieco łopatologicznie i na granicy prawienia komunałów, to seans Asako opisałabym jako doznanie kojące, wyciszające, terapeutyczne.
Asako. Dzień i noc to propozycja dla romantyków; dla osób, które uznają miłość za najwyższą wartość i nie wstydzą się wzruszeń. Pomoże także uporządkować pewne sprawy w głowach tych, którzy sklejają właśnie złamane serce lub walący się związek. Słodycz, delikatność i pewna wtórność tej opowieści nie zachwycą jednak widzów o bardziej cynicznym czy też zdroworozsądkowym podejściu do życia – propozycja japońskiego reżysera wywoła u nich w najlepszym wypadku obojętne ziewnięcie, w najgorszym: poirytowane przewrócenie oczami.