APOCALYPTO. Niezwykły film Mela Gibsona
“Wielką cywilizację można pokonać od zewnątrz, dopiero gdy ulega rozkładowi od wewnątrz.”
Tym zdaniem amerykańskiego historyka Willa Duranta film się rozpoczyna, a dalsza część jest tegoż ilustracją. Na początku przywołam ocenę kolegi, jaka nastąpiła po seansie: “film jest szablonowy, przewidywalny, będącym takim, jakich wiele, novum stanowi jedynie wrzucenie tego w nieco odmienną oprawę”. Trudno się doprawdy z tym nie zgodzić, zatem chyba warto podkreślić, że ten film to schemat wręcz wzorcowy. Zakończenie jest nam znane wraz z nastaniem początku, nie fascynuje tutaj tajemnica, praktycznie zwrotów akcji brak. Mimo to obraz uważam za dobry, a to z jednego powodu: Gibson wspaniale potrafi wyczuć czym jest magia kina!
Jak napisał niegdyś Gaiman w jednej ze swych fantastycznych książek : “Była sobie dziewczyna i jej wuj sprzedał ją w niewolę (…). Oto opowieść, reszta to szczegóły.” Tak też jest tutaj: był sobie niegdyś wojownik o imieniu Łapa Jaguara, jedno z plemion żyjących nieco dalej przybyło i wzięło go w niewolę, on jednak uciekł, albowiem nie mógł umrzeć – zbyt mocno kochał swą piękną żonę i dzieci. Oto cała opowieść. Czyż nie jest kolejną historią o tym samym? Czyż nie jest wiadomym od początku, co będzie dalej? Oczywiście. Reszta to szczegóły, które nie zmienią niczego, co zostało wyżej powiedziane. Te szczegóły Gibson kreśli jednak ręką wytrawnego twórcy filmowego i sprawia, że banał zachwyca. Gaiman kontynuował swą myśl w słowach : “Istnieją historie, które, jeśli otworzymy przed nimi nasze serca, ranią zbyt mocno”.
Aby Apocalypto się spodobało, potrzebny jest jeden warunek: owo otwarcie na ową historię, zaakceptowanie wszystkich szablonów, z jakich korzysta reżyser i scenarzysta. To bowiem jedynie kino akcji oraz opowieść miłosna, podane w zachwycającej technicznie formie. Tylko tyle, zarazem jednak również aż tyle, albowiem historia jest bardzo emocjonalna, o ile tylko widz pozwoli sobie na zaangażowanie w nią. Emocje budzi jednak nie wędrówka bohatera, a ludzkie okrucieństwo, które niezmiennie trwa i trwało będzie – parabola z teraźniejszością może jest niezwykle prosta, jednak jednocześnie bardzo przemawiająca. Widzimy polowanie na ludzi, niczym na zwierzęta, widzimy dzieci pozostawione same sobie i stosy rozkładających się trupów, bezwładnie zalegających na ziemi. Widzimy wszystko to, co człowiek z takim upodobaniem kultywuje wciąż i niezmiennie. Raczej nie ma także większych szans na to, aby cokolwiek się zmieniło w tym względzie. Dlaczego jednak akurat Majowie posłużyli za przykład-ostrzeżenie? Bowiem najbardziej wyraźnie degradację można ukazać, gdy dzieje się ona w wysokorozwiniętym społeczeństwie. To ich przecież nazywano “Grekami Nowego Świata”, a jednak ci ludzie nauki w czasie upadku swej cywilizacji poddali się krwawym kultom. Wszelkie choroby i zniszczenie miały zostać usunięte przez pośrednictwo religii, która była narzędziem w rękach kapłanów. Skierowanie oczu w tym kierunku okazało się jednak zgubne. Wielka cywilizacja sama zadecydowała o swym upadku, potem wystarczyło już tak niewiele, aby zniszczyć ją do końca…
Podobne wpisy
Jeden z konkwistadorów w wieku XVI spisał dziennik z podróży, przedstawiający świat Majów. Diego de Landa, bowiem o nim mowa, najpierw nakazał zniszczyć wiele manuskryptów, następnie zaczął studiować kulturę Majów i opisał półwysep Jukatan. Zarówno on, jak i inni Hiszpanie przerażeni byli zwyczajem składania ofiar. Gibson koncentruje się na tym aspekcie, będącym jednym z przejawów upadku cywilizacji Majów. Nie oszczędza widoku głów toczących się po schodach złowrogiej piramidy, epatuje zbiorowiskiem rozkładających się ciał ludzkich. Wszystko po to, aby ukazać jak człowiek oświecony potrafi się stoczyć w dół. To nie coś, co możemy usprawiedliwić w słowach: “taka była tamta kultura”, po czym dorzucić bezmyślne: “Majowie nigdy nie byli tak krwawi jak Aztekowie” (ciekawe czy ofiary były tego samego zdania i przyniosła im ulgę świadomość, że są mordowani przez znacznie mniej okrutnych Majów, a nie przez krwiożerczych Azteków).
U Gibsona nie ma miejsca na statystyki, albowiem zastępuje je tragedia cywilizacji.
Ofiarami są bowiem ludzie, którzy cierpią, którzy płaczą i którzy chcą żyć, nie upatrując nic chwalebnego w tym, że ktoś złoży ich w ofierze, ku chwale bogów. Ten świat nie jest bowiem ich światem. Ich życie było proste. Jedną z największych katastrof przeżywał młody Indianin, którego gnębiła teściowa, nie zważając, że zawstydza młodego wojownika publicznie. To były te małe – wielkie problemy, aż do momentu, kiedy okazało się, że można zostać brutalnie wyrwanym z tego przytulnego świata, zostać sprzedanym na targu niewolników lub też pójść pod nóż, pozbyć się serca i stać ścierwem dla much.
Gibson od samego początku przedstawia plemię, które niebawem stanie się łupem dla innego plemienia, w sposób bardzo życzliwy. Wioska odznacza się sielskością, a elementy w rodzaju jedzenia jąder upolowanego zwierzęcia są nad wyraz zabawne. Panuje atmosfera przyjaźni, niepokój wkrada się tylko na chwilę. Oto zjawiają się ludzie, mówiący, że ich ziemia została splądrowana, gdy Łapa Jaguara chce dowiedzieć się więcej zostaje powstrzymany przez ojca. To bowiem nie jest jego problem, plemię powinno dbać o siebie wzajemnie, nie o innych, przerażonych, a przez to słabych. Obojętność sprawia, że nie poznają zagrożenia i gdy ono przychodzi jest już zbyt późno na skuteczną obronę… rozpoczyna się jednak bratobójcza walka. Tu Gibson pozwolił sobie na subtelność, która jednak z mijającym czasem niknie. W mieście kapłan będzie już krzyczał do zebranego tłumu, że nie są prawdziwe oskarżenia o próżność, o to, że cywilizacja Majów gnije. Nie zmieni się przecież niczego zażegnując konflikty. Ziemia jest sucha i potrzebuje pojącej ją krwi. A tłum wierzy… Tego typu odniesienia do współczesności (przy jednoczesnym przepowiadaniu jej apokalipsy w najbliższym czasie) są momentami zbyt rażące, albowiem ideologia wydaje się delikatnie występować przed samą fabułę. Oczywiście to z mej strony także zwykłe czepialstwo, albowiem nie można Gibsona oskarżyć o to, że jakaś scena, czy słowa nie znajdują uzasadnienia w samej historii. Na to twórca sobie nie pozwala.