search
REKLAMA
Nowości kinowe

Amerykańska sielanka. Reżyserski debiut Ewana McGregora

Maciej Niedźwiedzki

28 stycznia 2017

REKLAMA

Debiutujący na reżyserskim stołku Ewan McGregor znalazł inspirację w prozie amerykańskiego giganta – Philipa Rotha. Nie dziwię się, że wybrał Amerykańską sielankę. Jeśli chodzi o literaturę piękną, to dla mnie absolutna czołówka. Błyskotliwy, intrygujący i niebanalny rodzinny portret na tle burzliwych czasów. To również tekst wyjątkowo wygodny dla medium kina, aż proszący się o adaptację. Rozbudowany fabularnie, z kilkoma punktami kulminacyjnymi, ulokowany w tak często eksploatowanych przez filmowców latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych – czy to za sprawą rodzącej się nowej obyczajowości, licznych napięć społecznych, czy konfliktów politycznych. Każda z tych przemian znajduje swoje odbicie w arcygenialnym dziele Rotha. To jednak nie wszystko, ponieważ największą siłą Amerykańskiej sielanki jest trójka głównych bohaterów, zawiłych psychologicznie osobowości zamkniętych pod jednym dachem.

Życie Seymoura Levova (Ewan McGregor) to pasmo sukcesów. Przystojny atleta podziwiany przez wszystkich i idol lokalnej społeczności. Poświęcona mu szkolna gablota po kilkudziesięciu latach wciąż wisi. Gdy chłopak dorasta, przejmuje po ojcu przynoszącą niemałe zyski fabrykę rękawiczek. Żeni się z przepiękną Dawn (Jennifer Connelly), sławną dzięki zwycięstwu w plebiscycie na miss New Jersey. To nie atrakcyjna lalka, ale mądra i wrażliwa osoba. Po kilku latach przychodzi na świat wymarzona córeczka, Merry (Hannah Nordberg, Dakota Fanning). W pierwszym akcie McGregor skutecznie roztacza nad światem rajską aurę. Jasne, miejscami prześwietlone zdjęcia nie mają w sobie jednak kiczu, oddają bowiem ducha amerykańskiej powojennej prosperity.

Z każdego ujęcia bije przyjemne ciepło. To jednak żar zwodniczy, niespodziewany przedsionek piekła.

Merry dorasta i ze słodkiego malucha przemienia się w wulgarną buntowniczkę. W Nowym Jorku angażuje się w antywojenne manifestacje. Nie wierzy w pacyfizm, ale w rewolucję. Jedynym słusznym rozwiązaniem jest gwałtowna reakcja – “oko za oko, ząb za ząb”. Marksistowska ideologia wzmaga niechęć do zamożnych, ustatkowanych rodziców. Brzydzi ją domowe ognisko i lokalny dobrobyt. W końcu dochodzi do zamachu bombowego na miejscową pocztę. Ginie jedna osoba, a Merry znika bez śladu. Od tego dnia obsesją Seymoura stanie się odnalezienie córki, podejrzewanej o przeprowadzenie ataku.

Amerykańska sielanka to kino intensywne, o dużym ładunku emocjonalnym. Każda scena ma widza poruszyć i zaangażować. McGregor w inscenizacji i prowadzeniu aktorów stawia na dosadność i ekspresyjność. Jednak mimo braku szczególnych subtelności wygrywa, ponieważ jego film naprawdę wciąga, dzięki nasilającemu się wrażeniu niepokoju i niestabilności.

Ewan McGregor wyeksponował wątek desperackiego poszukiwania córki przez Seymoura, zbliżając tę historię do gatunkowego kryminału. Brak jakichkolwiek poszlak i uciekający czas wzmacniają wrażenie beznadziejności. Amerykańska sielanka konsekwentnie nabiera coraz bardziej ponurych barw, uderzając w depresyjne tony. Najcięższa dla Seymoura i Dawn jest niewiedza. Małżeństwo Levovów żyje w nieustannym uczuciu traumy. Tragedii, której nie da się przetrawić. Nie da się od niej uciec, ponieważ ciągle jest ona hipotezą, nie dokonała się w pełni. Właśnie na tej płaszczyźnie Amerykańska sielanka oferuje najwięcej. Między Seymourem i Dawn dochodzi do nieoczekiwanego konfliktu. Za sprawą solidnych aktorskich ról i psychologicznej wiarygodności postaci oba stanowiska są uzasadnione. Reżyser też wobec nikogo nie jest oskarżycielski.

Amerykańska sielanka nie jest produkcją idealną. Fabuła ma miejscami zbyt skokowy charakter. Ewolucja postaci mogłaby przebiegać w nieco płynniejszy sposób, a w kilku scenach aktorzy niewątpliwie zbyt szarżują w wyrażaniu emocji. To na pewno kino żywe i przejmujące. Ewan McGregor nie objawił mi się jako wyjątkowy reżyser, jako twórca z nowym pomysłem na kino. Amerykańska sielanka ani narracyjnie, ani estetycznie nikogo nie zaskoczy. To rzetelna filmowa robota, potwierdzająca zarażającą siłę książkowego oryginału.

korekta: Kornelia Farynowska

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA