AFTERSUN. Debiut, który jest jednym z najlepszych filmów roku
To będzie recenzja z gatunku: zachwyty. Choć te nie zrodziły się od razu. W trakcie oglądania filmu nagromadziło się we mnie tyle emocji, że ich przetrawienie i przeanalizowanie trochę mi zajęło. Teraz wiem, że Aftersun jest filmem przepięknym. Pokazuje mało, lecz przekazuje bardzo wiele.
Ojciec, córka i kasety wideo
Aftersun to pełnometrażowy debiut (!) Charlotte Wells. W dorobku pochodzącej ze Szkocji kobiety znaleźć można tylko jeden film krótkometrażowy. Fakt ten sprawia, że jeszcze bardziej zadziwiała mnie dojrzałość, szczerość, wielowymiarowość jej najnowszej produkcji. Ten film jest aż do bólu osobisty i z pewnością nosi znamiona autobiografii.
Trudno jednoznacznie opowiedzieć, o czym jest Aftersun. I nie wiem, czy opowiadanie o tym ma w przypadku tego filmu sens. Zostając na powierzchni, jest to historia młodego, 30-letniego ojca i jego 12-letniej córki, którzy pod koniec lat 90. spędzają wakacje w tanim tureckim kurorcie. Idylliczne krajobrazy, falujące morze, leniwie płynące popołudnia są jednak wspomnieniami, które dorosła już Sophie wyciąga na wierzch w swojej pamięci, oglądając po latach nagrania z tego czasu. Jako dorosła kobieta postanawia przypomnieć sobie najszczęśliwsze chwile, jakie dzieliła ze swoim ojcem.
Oboje raczej cieszą się ze wspólnego wypoczynku. Kąpią się, nurkują, jedzą lody, korzystają z typowych rozrywek ośrodków wypoczynkowych. Czerpią ze swojej obecności jak najwięcej, nie mogąc być ze sobą na co dzień. Calum próbuje za wszelką cenę zatuszować wstręt, jaki czuje do samego siebie, ale córka rozumie i odczytuje go trafniej, niż mógłby się tego spodziewać.
Sporadyczne tarcia są naturalnymi elementami relacji ojciec – dorastająca córka. Nie noszą znamion traumatycznych czy toksycznych zachowań. Jednak pod powierzchnią kryje się coś ważnego. Obok ulotnych wspomnień z wakacji Wells wkłada sceny będące jakby niepasującymi elementami układanki, przebłyskami. Sytuacje rozgrywające się między wyłączeniem a ponownym włączeniem kamery są tajemnicze, wyjęte z kontekstu, pełne niedopowiedzeń. Mówią nam jednak więcej o skomplikowanej relacji ojca i córki, niż kolorowe wakacyjne pocztówki.
O tym filmie należy jednak mówić jak najmniej. Aftersun odbiera się podskórnie. Zdaje sobie sprawę, jak sztucznie i nad wyraz może to brzmieć, jednak film lepiej przyrównać do doświadczenia, przeżycia filmowego niż zwykłego seansu. Prawie nic, z tego, co najistotniejsze, nie dzieje się tutaj dosłownie, jawnie, wprost. Głównymi materiałami, z których Wells tworzy swój obraz, są impresje, ulotne emocje, uratowane wspomnienia, home videos. Relacja Caluma i Sophie jest wzięta w nawias. O tkwiących w nich emocjach dowiadujemy się głównie, czytając między wierszami. To bardzo oniryczny film, momentami wprowadzający w trans, intrygujący pięknymi malowniczymi kadrami. To dlatego, że Wells próbuje tu uchwycić nieuchwytne. Ogromnie cieszy mnie jednak fakt, że tak ryzykowny eksperyment filmowy, jakim jest Aftersun, wypadł tak dobrze i tak pięknie.
Wells genialnie operuje narastającym niepokojem, przedstawiając sielankowe obrazki z wakacji, w które jednak bezlitośnie wdziera się poczucie strachu, napięcia, jakby coś wisiało w powietrzu i miało zaraz ulec detonacji. W pewnych momentach film można by nawet oskarżyć o bycie thrillerem. Jednak nic przełomowego, naruszającego senną statyczność filmu się nie dzieje. To, co najważniejsze, wyczytuje się z błyskawicznych gestów, spojrzeń, słów rzuconych niedbale, jakby od niechcenia, mających w sobie jednak ogromny ładunek emocjonalny. Umykają niepostrzeżenie, ale w rzeczywistości wprawiają całą historię w drżenie będące jakby niewyczuwalnym trzęsieniem ziemi. Są sceny, przy których chce się zatrzymać na dłużej, przeanalizować, dociec, jakie jest ich drugie dno. Film stawia jednak nie na przydługie analizy, ale na szczere natychmiastowe doznania.
Debiut Charlotte Wells to film o tłumionych emocjach, które nie znajdują ujścia. Dlatego w filmie niewiele się dzieje, co może być dla wielu widzów nużące. Wells obrała trudną drogę. Uznała, że to, co najważniejsze dla odbioru jej historii, zamknie w nawias, nie pokazując, tylko sugerując. Ci jednak, którzy wczują się w opowiadaną historię, w bardzo wyraźny sposób poczują ból, strach, ogromną tęsknotę i ogromną miłość, które dobijają się spod powierzchni i parują z postaci Caluma i Sophie, ale nigdy nie zostaną wyrażone wprost.
Aftersun to próba filmowej konfrontacja dorosłej córki z ojcem, którego, choć te kilkanaście lat temu nie mogła w pełni zrozumieć, teraz rozumie zdecydowanie mocniej. To próba rozliczenia z ich wspólnej przeszłości. Piękna i czuła próba dotarcia do strzępów wspomnień i uczuć do nieobecnego już rodzica. Przychodzi taki moment w życiu każdego dorosłego, kiedy zaczynamy bardziej rozumieć swoich rodziców i widzieć w nich ludzi będących częścią szerszej perspektywy. Ludzi, którzy nie pojawili się na świecie w momencie naszego przyjścia na świat. Sophie, która sama właśnie stała się rodzicem, właśnie sobie to uświadamia, a Aftersun jest jej podróżą przez te fascynujące i czułe przemyślenia. Dlatego ten film dotyka każdego inaczej.
Aftersun jest też wyjątkowym i boleśnie szczerym obrazem rodzicielstwa we współczesnym kinie. Możliwe jest to nie tylko dzięki zręczności Wells, ale w równym stopniu dzięki magnetycznemu duetowi aktorów Paula Mescala oraz Frankie Corio. Z ich pomocą zniuansowana relacja ojca i córki tak dobrze wybrzmiewa na ekranie. Natomiast Queen i David Bowie w Under Pressure już nigdy nie zabrzmią tak samo.