6 BALONÓW. Wieczór z nałogowcem
Nowej produkcji Netfliksa z racji krótkiego czasu trwania bliżej do etiudy filmowej niż do pełnego metrażu. Mające do dyspozycji nieco ponad godzinę 6 balonów wcale jednak na tym nie traci. Dzięki temu scenariusz jest praktycznie pozbawiony zbędnej ekspozycji. Nie znamy szczegółowej historii bohaterów, nie wiemy, w jakim zawodzie pracują – dowiadujemy się tylko tego, co ważne dla historii. Praktycznie nic nie zostaje tu jednak zdradzone w niezgrabnie bezpośredni sposób. O naturze relacji między postaciami i ważnych wydarzeniach z ich przeszłości najwięcej mówią ich gesty, zachowania i zdawkowe nawiązania w dialogach. Ani razu nie miałem wrażenia, że ktoś mówi coś wyłącznie dla widza. To niezwykle ważne, ponieważ naturalność interakcji bohaterów jest podstawą, na której opiera się ciężar emocjonalny tego filmu. Dzięki temu i trzem fantastycznym występom 6 balonów jest dziełem, obok którego trudno przejść obojętnie.
Pierwsze sceny wrzucają nas w sam środek życia zwyczajnej młodej kobiety imieniem Katie. Nikt nas nie dręczy retrospekcjami, skrótami montażowymi z okresu wczesnej młodości ani (na całe szczęście) toporną narracją z offu. Zamiast tego obserwujemy, jak główna bohaterka dzielnie znosi trudy organizacji wielkiego przyjęcia-niespodzianki dla swojego chłopaka. Wszechobecne zamieszanie, masa spraw do załatwienia, nieznośna matka i limit czasowy – to nie tylko tło najważniejszego wątku, ale także okazja, by zapoznać nas z postaciami i relacjami między nimi. Po odhaczeniu kilku punktów z listy rzeczy do przygotowania, Katie jedzie odebrać swojego brata Setha i jego małą córeczkę. Kiedy dociera na miejsce, okazuje się jednak, że mężczyzna jest w fatalnym stanie. Seth od kilku lat zmaga się z uzależnieniem od heroiny i najwidoczniej znowu zaczął ćpać, a teraz cierpi prawdziwe męki, będąc na głodzie. Katie po raz kolejny decyduje się pomóc bratu własnym kosztem, choć tak na dobrą sprawę nie ma pojęcia, w jaki sposób powinna to zrobić.
Uzależnienie Setha i całość tej toksycznej sytuacji obserwujemy właśnie z perspektywy Katie, która jest wstrząśnięta tym, co dzieje się z jej bratem. Utrata kontroli nad fizjologią własnego ciała, majaczenie i agonalne skręcanie się z bólu to tylko niektóre z symptomów głodu narkotykowego heroinisty. To szokujący widok, zwłaszcza jeśli cierpiącym jest ukochana osoba.
Dave Franco i Abbi Jacobson bezbłędnie poradzili sobie z wykreowaniem przejmujących i wiarygodnych postaci z fantastyczną chemią między nimi. Warto jednak zaznaczyć, że ich relacja nie opiera się wyłącznie na dramacie uzależnienia, a pomimo tragizmu sytuacji jest kilka luźniejszych chwil żartów i przekomarzania się – to właśnie dzięki nim oboje są tak przekonujący jako rodzeństwo. Trzecim ze wspomnianych przeze mnie występów jest malutka Ella (co ciekawe, zagrana przez bliźniaczki), która swoim urokiem roztopi serce najbardziej nieczułej osoby. Jej emocje są po prostu prawdziwe i zawsze adekwatne do sceny, za co należą się reżyserce wielkie brawa – praca z tak małymi dziećmi jest dużym wyzwaniem, a tak dobre rezultaty to rzadkość.
Oglądając 6 balonów mamy wrażenie, że oglądamy wycinek z życia prawdziwych osób, nie tylko dzięki świetnym występom. Ogromna w tym zasługa scenarzysty, mającego niezwykłą łatwość pisania naturalnie brzmiących dialogów i doskonałe wyczucie w kwestiach międzyludzkich. Dzięki konwersacjom między bohaterami dowiadujemy się o nich wszystkiego co istotne i ani przez chwilę nie mamy wątpliwości co do tego, że tak rozmawiają bliscy sobie ludzie. Zaskakująca okazuje się natomiast tonacja – chociaż degradacja ciała i umysłu Setha pokazana jest dosadnie, nie jest to czarno-biały obraz bezwartościowego ćpuna. Nałogowiec czy nie, Seth ma w sobie dużo ciepła i wrażliwości, nawet jeśli jest egoistą. Katie również wymyka się oczywistym podsumowaniom, bo pomimo pozornego opanowania i pozy odpowiedzialnej osoby sama pozostaje współuzależniona i ewidentnie traci grunt pod nogami, mierząc się z uzależnieniem brata. Szkoda, że jej wewnętrzne rozterki postanowiono ukazać w formie przewijającej się przez cały film metafory tonięcia. Przez ten nieszczęśliwy wybór twórców mamy wrażenie, że choć przez większość czasu uważa się nas za inteligentną widownię, to momentami jesteśmy traktowani jak niedomyślni idioci. W efekcie film momentami ociera się o pretensjonalność i banał, ale w ogólnym rozrachunku to nie umniejsza jego wartości. 6 balonów zdecydowanie zasługuje na nieco ponad godzinę waszego czasu, a Netflix po raz kolejny udowadnia, że powinien trzymać się kameralnych produkcji zamiast rozdmuchanych widowisk.