Znamy nazwisko reżysera nowego BONDA. I nie, nie jest to Christopher Nolan
No i stało się. Po miesiącach spekulacji, po tuzinie wymienionych w mediach nazwisk potencjalnych twórców dwudziestego piątego filmu o przygodach Jamesa Bonda, wiadomo już oficjalnie, kto zasiądzie na stołu reżyserskim. Będzie to Brytyjczyk Danny Boyle, autor takich filmów jak Trainspotting czy Slumdog. Milioner z ulicy. Jak wam się ten wybór podoba?
Boyle udzielił w środę wywiadu dla Metro New York, promując swój nowy serial pt. Trust, wyprodukowany przez telewizję FX. Na pytanie o udział w nowym Bondzie reżyser odpowiedział:
Zajmujemy się teraz scenariuszem i tak naprawdę wszystko od tego zależy. Obecnie pracuję nad skryptem autorstwa Richarda Curtisa. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, chcemy zacząć kręcić w ciągu sześciu lub siedmiu tygodni. Wtedy nowy Bond będzie gotowy tuż pod koniec roku.
Mówiąc „pracujemy”, reżyser miał na myśli także Johna Hodge’a, scenarzystę, który ma ponoć ciekawy pomysł na nowego Bonda. Panowie współpracowali już razem przy takich filmach jak obie części Trainspotting, Trans i Niebiańska plaża. Choć wytwórnia MGM jeszcze nie udzieliła swojego komentarza w sprawie, to jednak wszyscy podkreślają, że nazwisko Boyle’a znajdowało się bardzo wysoko w notowaniach producentów.
Podobne wpisy
Bondem oczywiście zostanie Daniel Craig, czyli czterokrotny odtwórca roli słynnego agenta Jej Królewskiej Mości. Reżyser, z którym aktor ostatnio współpracował – Sam Mendes – wywiązał się z powierzonego mu zadania, ale to nie wystarczyło. Choć jego Skyfall oraz Spectre zarobiły krocie – oba filmy łącznie mogą pochwalić się niemal dwumiliardowymi zyskami ze świata – to jednak praca nad nimi okazała się dla reżysera na tyle uciążliwa, że grzecznie podziękował za udział w kolejnym projekcie.
Nie zastąpi go jednak ani Christopher Nolan, ani Denis Villeneuve czy inne gorące nazwisko, przewijające się mediach. Dwudziesty piąty Bond wyjdzie spod ręki Danny’ego Boyle’a, co z jednej strony może zaskakiwać, ale gdy bliżej przyjrzeć się temu wyborowi, to zdaje się być w pełni uzasadniony.
To bowiem Brytyjczyk, a jak wiadomo, to oni mają pierwszeństwo w reżyserowaniu przygód brytyjskiego agenta. Dwa, to reżyser o wyrobionym statusie, w którego filmografii bardzo trudno jest znaleźć ewidentne wtopy. I w końcu trzy, Boyle jest reżyserem niezwykle uniwersalnym, zdolnym do podporządkowania się wymogom konwencji, otwartym jednocześnie na nowe, oryginalne rozwiązania, czy to fabularne, czy techniczne. Moim zdaniem sobie poradzi, ale mam nadzieje, że nie ugnie się pod naciskiem producentów i przemyci do filmu nieco swoim transowych odlotów, ożywiając tę niezwykle sztywniacką – ostatnimi czasy – historię. Powodzenia!