Oparta na Pieśni lodu i ognia R.R. Martina Gra o Tron święciła triumfy przez większość swojego czasu emisji aż do tyleż słynnego, co powszechnie krytykowanego 8 sezonu, ze szczególnym uwzględnieniem finalnego odcinka.
Problem powszechnie przypisano konieczności pozamykania wszystkich złożonych i pracowicie przez 8 lat rozwijanych wątków w skromnych 6 zaledwie odcinkach ostatniego sezonu. Dziś już wiadomo, że sam autor książek nalegał, żeby sezonów GoT było co najmniej 10.
Nie pomogło też przez niektórych uważane za haniebne rozwiązanie wątku Daenerys Targaryen zagranej przez Emilię Clarke, która to przez lata stała się ulubienicą dużej części publiczności.
Głos w sprawie zabrał nie byle kto, bo sam Miguel Sapochnik, reżyser takich odcinków jak Wojna Bękartów czy Wichry zimy, a obecnie jeden z showrunnerów i reżyserów Rodu Smoka.
W wywiadzie dla New York Timesa odniósł się do niesławnego finału i ku sporemu zaskoczeniu nie wymienił ani pośpiechu, ani po łebkach skleconego scenariusza Ósemki, ani nawet wysoce kontrowersyjnego, jak by się wydawało, wątku Daenerys. Jego zdaniem przyczyna leżała gdzie indziej; trzymajcie się foteli:
Problemem, kiedy to robiliśmy, był ten dziwny epilog ze szczęśliwym zakończeniem.
Zdewastowane oczekiwania milionów fanów, jeden z najbardziej rozczarowujących finałów w historii telewizji, zniszczone ukochane, budowane przez lata postaci, a problemem jest happy end? Naprawdę?!