LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI. Komentarz do finalnego zwiastuna
Za nieco ponad miesiąc premiera kamienia milowego Rozszerzonego Świata DC i swoiste podsumowanie drogi, którą Zack Snyder rozpoczął Człowiekiem ze stali w 2013 roku. Liga Sprawiedliwości w polskich kinach zadebiutuje 17 listopada, a do sieci trafił finalny zwiastun widowiska. Z jednej strony czuć, że wyciągnięto pewne wnioski z błędów poprzednich filmów, z drugiej istnieje obawa, że dostaniemy obraz zbyt wykalkulowany.
Liga Sprawiedliwości od początku wydawała się projektem trudnym. Wyraźnie czuć, że Warner Bros. chciało szybko dogonić konkurencję i w pośpiechu odpowiedzieć na Marvelowskie Avengers. Dlatego też sequel Supermana stał się filmem dzielonym z Batmanem, który dodatkowo wprowadzał – w dość pokracznej formie – pozostałych członków Ligi.
Ekipa Zacka Snydera weszła na plan Ligi Sprawiedliwości niemal w momencie wypuszczenia do kin Batman v Superman i, nawet jeśli twórcy nigdy tego nie przyznają, musiała w jakimś stopniu przekierowywać ciężar całości tak, aby ustosunkować się do negatywnego odbioru poprzedniego filmu. Kiedy na skutek rodzinnej tragedii Zack Snyder odszedł od projektu, okazało się, że wcześniej już scenariusz poprawiał Joss Whedon (twórca wymienionych wyżej Avengers), a po odejściu Snydera to on zajął się dokrętkami (około 20 minut materiału) i postprodukcją.
Różnice między mrocznym i depresyjnym stylem Snydera a paniczną próbą odejścia od tegoż doskonale widać w zwiastunie. Ten rozpoczyna się przygnębiającym, wzruszającym snem Lois Lane, a kończy wymuszonymi żartami Barry’ego Allena, które mnie niebezpiecznie kojarzyły się z niesławnym Batman i Robin. Po drodze dostajemy istny festiwal geekowskich atrakcji i przytłaczających scen akcji. Koniec końców to właśnie początek, w którym wyraźnie czuć ducha Snydera i słychać znakomity motyw Hansa Zimmera, wypada dużo lepiej niż kolorowy, napchany żartami kalejdoskop widoczny w dalszej części zajawki.
Podobne wpisy
Boję się, że filmowi zabraknie chociażby grama subtelności i dostaniemy pokracznego Frankensteina pozszywanego tanim CGI z przestylizowanego mroku Snydera i zbyt lekkich, komediowych poprawek Whedona. Trudno będzie też szukać winnego. Będziemy mogli się tylko domyślać, które elementy wprowadził pierwotny reżyser, które jego następca, a jeszcze jakie wymusiło studio…
Nie popadając jednak w zbytni pesymizm, nie będę ukrywał, że nie potrafię nie czekać na film, w którym Batfleck, Amazonka, król Atlantydy, Cyborg i lepsza wersja Quicksilvera ramię w ramię walczą z demonami z kosmosu. Są filmy złe, które i tak są dobre, a w razie czego jeden uśmiech Gal Gadot pozwoli mi Ligę Sprawiedliwości do listy takich produkcji śmiało dopisać.