Wiemy, że nie macie czasu, by śledzić wszystkie newsy ze świata kina, dlatego przygotowaliśmy dla was krótkie podsumowanie najważniejszych wydarzeń filmowych tygodnia.
Tym żyje świat. Marvel zaprezentował trailer najważniejszego filmu w historii ludzkości: pełnometrażowy blockbuster superbohaterski z kobietą (na razie białą) w roli głównej i tytułowej. Zwiastun zawiera wszystko, co trzeba: słowo „wojna” dla podkreślenia poważnej wymowy widowiska, puszczone oko – bohaterka ląduje w wypożyczalni video, a także Samuela L. Jacksona odmłodzonego o 20 lat. Aktorski pojedynek między Brie Larson (Oscar na koncie) a Jude’em Lawem (dwie nominacje do Oscara) na razie wygrywa ten drugi: w jednym ujęciu zaprezentował więcej mimiki, niż Larson w całym spocie. Aha, czekam na polski tytuł widowiska i od razu mam swoją propozycję: Kapitanka Marvel!
Tak twierdzi twórca postaci, który relację bohaterów miał oprzeć na swoim związku z montażystą serialu. A Żwirek kręci z Muchomorkiem!
Coś na otarcie łez po słabo przyjętym Ostatnim Władcy Wiatru wg. Shyamalana. Platforma zapowiada serial, który mają przygotować twórcy animowanego oryginału: Michael Dante DiMartino i Bryan Konietzko. Dla producentów najważniejsze jest to, że serial będzie zróżnicowany etnicznie, co podkreślają w zapowiedziach. Dla mnie najważniejsze jest to, że nikt nie może mnie zmusić do oglądania tego show. Wystarczy mi oryginał.
Bob Iger, najważniejszy facet w Disneyu (a także numer 1 w zestawieniu najbardziej wpływowych osób w show-biznesie w 2018 wg Hollywood Reporter), połapał się, że wypuszczanie jednego filmu z serii rocznie to za dużo. Przyznał, że trochę się zapędził i po epizodzie IX jego firma nieco zmieni taktykę. Zapowiedział, że teraz będą stawiać na JAKOŚĆ, a nie ILOŚĆ. Cóż mogę dodać – niektóre pozycje zobowiązują do chwili refleksji i odrobiny dystansu. Trzymam Igera za słowo. Ktoś powinien trzymać go za gardło.
Symbol wszystkiego, co zajebiste, i wszystkiego, co okropne w latach dziewięćdziesiątych – film Kosmiczny mecz – doczeka się sequela. W roli głównej LeBron James, w rolach drugoplanowych Looney Tunes. Ciekawi mnie, czy któraś z postaci będzie biała lub heteroseksualna. Podobno biali nie potrafią skakać…
Nie wiem jak wy, ja płaczę ze szczęścia. O serialowej wersji komiksu A. M. (zakładam, że nie będzie chciał, by jego nazwisko pojawiało się w kontekście tej produkcji) i Dave’a Gibbonsa marzyłem od 2010 roku, ale o tym, że miałaby tam być muzyka dwóch najgenialniejszych współczesnych kompozytorów, nawet nie odważyłem się fantazjować. Czekam tym bardziej!