search
REKLAMA
Krótkie spięcie

Elizabeth Olsen szczerze o wypisaniu się z gangu Olsenek

Damian Halik

18 czerwca 2017

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Ciężko sobie wyobrazić kino familijne lat dziewięćdziesiątych bez sióstr Olsen. Dwie urocze blond dziewczynki, Mary-Kate i Ashley, dzieliły i rządziły w branży, jednak ich filmowe kariery nie przetrwały próby czasu. Podczas gdy słynne bliźniaczki święciły swoje największe triumfy, gdzieś zupełnie na uboczu stała ich młodsza o trzy lata siostra – Elizabeth Olsen. Nie ciągnęło jej przed kamery, jednak dziś to ona błyszczy na wielkim ekranie, choć decyzja o wyborze tej ścieżki kariery długo w niej dojrzewała.

Zaczęło się od Pełnej chaty, gdzie od maleńkości Mary-Kate i Ashley (występujące naprzemiennie w roli Michelle Tanner) robiły furorę u boku Boba Sageta, Dave’a Couliera i Johna Stamosa. Rezolutne dziewczynki bardzo szybko zyskały popularność, w międzyczasie wystąpiły w kilku filmach, a po zdjęciu serialu z anteny w 1995 dorobiły się nawet serii filmów sygnowanych własnym nazwiskiem, które powstawały niemal taśmowo – pojawił się jednak problem. Lata leciały, a typowe dla dzieci naturalność i pewność siebie, napędzające dotąd kariery Olsenek, nagle przestały wystarczać. Trzeba było grać, a na naukę aktorstwa zabrakło czasu w napiętym grafiku dziewcząt. Rynek nie przyjął tego najlepiej, ale Mary-Kate i Ashley miały już plan awaryjny. W 2004 roku, w wieku zaledwie osiemnastu lat, porzuciły karierę filmową, by skupić się na branży modowej. Czasem jeszcze pojawiają się w rolach epizodycznych, jednak ten pociąg już odjechał. A mówię o tym tylko dlatego, że zupełnie inną drogą podążyła ich młodsza siostra, Elizabeth Olsen, o której istnieniu jeszcze kilka lat temu mało kto wiedział.

Mogłoby się zdawać, że pójście w ślady nieco starszych sióstr będzie czymś naturalnym dla małej dziewczynki – tym bardziej że przez cały czas była świadkiem ich popularności, wiedziała, co daje sława. Jako że jest do nich dość podobna – jak to w rodzinie – czasem nawet bywa nazywana trzecią bliźniaczką, jednak na twarzy podobieństwa się kończą. Choć swój debiutancki, epizodyczny występ Lizzy zanotowała w 1994 roku w Jak uratowano Dziki Zachód, gdzie gwiazdami były oczywiście Mary-Kate i Ashley, wiele lat musiało upłynąć, by z własnej woli wróciła przed kamerę. Od początku jednak stanowczo odcina się od gangu Olsenek. Pomijając sam fakt, że nie po drodze było jej wtedy z siostrami, chodziło przede wszystkim o ucięcie spekulacji na temat wpływu rodzinnych powiązań na błyskawiczny rozwój jej kariery, ale te pojawiły się niemal natychmiast po jej powrocie do aktorstwa.

Elizabeth Olsen miała zaledwie pięć lat, gdy zaliczyła wspomniany debiut (raptem chwila na ekranie), jednak już wtedy wiedziała, że chce zająć się tańcem. Jak wspomina, w latach dziewięćdziesiątych rodzice czasem zabierali ją na przesłuchania, ale zupełnie jej się to nie podobało. Tamten okres podsumowuje jednym zdaniem:

Gdy byłam młodsza, wolałam zająć się nauką tańca oraz zajęciami pozalekcyjnymi.

Lata mijały, sława starszych sióstr przygasała, a Lizzy żyła jakby obok tego wszystkiego, ale aktorstwo dopadło także ją – a wszystko za sprawą spotkanego w szkole średniej nauczyciela, który pokazał jej, że nie chodzi jedynie o odgrywanie ról, lecz o głębszą filozofię, która się za tym kryje – o czym nie mogła mieć pojęcia, obserwując siostry. Dopiero poznanie tajników aktorskiego warsztatu spowodowało, że Elizabeth Olsen zainteresowała się tematem. Tak znalazła swoją nową pasję, dzięki której kilka lat później, w roku 2010, ponownie stanęła przed kamerą.

Za datę rozpoczęcia filmowej kariery Elizabeth Olsen należy uznać 21 stycznia 2011 roku. Niespełna miesiąc przed swoimi dwudziestymi drugimi urodzinami Lizzy odwiedziła swój pierwszy festiwal – od razu trafiając na słynne Sundance – gdzie premierowo zaprezentowano aż dwa filmy, w których wystąpiła, czyli Martha Marcy May Marlene oraz Cichy dom. Szczególnie ten pierwszy sprawił, że o Olsence zrobiło się głośno. Dorosły debiut przyniósł jej sporo pochlebnych recenzji oraz kilka nominacji. Od tego momentu jej kariera nabrała błyskawicznego rozpędu, co oczywiście wywołało falę hejtu ze strony osób, które z góry zakładały, że Liz wszystko zawdzięcza swoim siostrom.

Jako że wypisanie się z gangu Olsenek niewiele jej dało, aktorka po prostu skupiła się na grze. W międzyczasie udało jej się zakończyć rodzinne niesnaski, jak gdyby na przekór hejterom, zaczęła pokazywać się publicznie ze starszymi siostrami. Te jednak nie mieszają się w jej karierę – prowadzą swój modowy biznes, który nijak ma się do branży filmowej. Z kolei Elizabeth szturmem wdziera się na szczyt, łącząc występy w obrazach niezależnych z udziałem w hollywoodzkich blockbusterach.

Trudno powiedzieć, na ile w przypadku Elizabeth Olsen działa magia nazwiska, jednak najważniejsze jest to, że aktorkę broni jej gra. Rok po świetnym debiucie Liz wystąpiła w Red Lights z Cillianem Murphym, Sigourney Weaver i Robertem De Niro, następnie – u boku Josha Brolina –  zagrała w filmie Oldboy. Zemsta jest cierpliwa, za co została nominowana do nagrody BAFTA w kategorii najlepsza aktorska nadzieja kina, ostatecznie ulegając Juno Temple. To jednak rozbudziło jej apetyt i zmotywowało do udania się na przesłuchania do GodzilliKapitana Ameryki: Zimowego żołnierza, gdzie ubiegała się o rolę Sharon Carter (Emily VanCamp), jednak osoby odpowiedzialne za casting uznały, że bardziej nadaje się do roli Wandy Maximoff. W filmie zagrała więc epizod, ale jednocześnie dołączyła na stałe do dalszych produkcji MCU, co było dla niej wielkim przeżyciem:

Nie czułam się dość pewnie, by na planie Avengers: Czas Ultrona trzymać się z ekipą. Byłam nieco na uboczu, ale bardzo pomogła mi obecność Scarlett Johansson.

Może nie ma to (jeszcze) przełożenia na nagrody, jednak wyraźnie widać, że Liz podąża zupełnie inną drogą niż jej siostry. Dzięki zdobytemu w szkole warsztatowi aktorka ma szansę na dłużej zagościć na wielkim ekranie. Ostatnio Elizabeth Olsen można było zobaczyć w ciepło przyjętym podczas festiwalu w Cannes Wind River, gdzie wystąpiła u boku swego kolegi z ekipy Mścicieli, Jeremy’ego Rennera.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA