Z SALI KINOWEJ do PRZEGLĄDARKI. Czy festiwale online to PRZYSZŁOŚĆ?
Tyle „suchej teorii”, pora rozważyć warstwę praktyki. Jak sprawdza się formuła festiwalu online z punktu widzenia uczestnika? Pierwszy, najbardziej widoczny element tego doświadczenia to brak szczególnej odświętności wydarzenia – festiwal zaczyna się informacją i odpaleniem poszczególnych funkcji na stronie internetowej, znika więc specyficzne odczucie, że odbywa się coś „wyciętego” z regularnego biegu rzeczy. Festiwal staje się kolejną aktywnością online, która staje się nagle dużo bliższa (nie trzeba iść do kina, wystarczy zalogować się w przeglądarce) i właściwie zlewa z innymi bodźcami. Dla kogoś podchodzącego do festiwali filmowych tak jak ja, to na pewno spora zmiana i powiedzmy sobie szczerze, zmiana in minus. Do tego dochodzi rozłożenie samego seansu w czasie – filmy są dostępne w pewnym marginesem, seans można zacząć chwilę później, zatrzymać, przesunąć. To jeszcze bardziej osłabia poczucie wyjątkowości tego, w czym bierzemy udział, degradując seans online do czynności dużo bardziej banalnej i niezobowiązującej, niż seans realny. I choć ten aspekt jest też widoczny w przypadku „pojedynczych” projekcji za pomocą streamingu wirtualnych sal i VOD, wykorzystanie tej formuły w ramach festiwalu, dodatkowo potęguje to odczucie.
Wydaje się więc, że festiwal w formie online traci swój impet i urok, pozostając w zasadzie kolejnym streamingiem, jakich w ostatnich miesiącach (aż za) wiele. Jednak nie do końca. Oczywiście trudno uznać festiwal online za równoważny substytut tego „realnego”, ale posiada on pewne cechy podtrzymujące wyjątkowość festiwalu, a także atuty, które w przyszłości być może rozwiną się w kolejną formę filmowej aktywności. Przede wszystkim wydzielenie filmów w ramach programu i – mimo wszystko – ograniczenie projekcji w ramach wydarzenia, sprawia, że wciąż mamy do czynienia z czymś szczególnym. Nawet, jeśli spada unikalność projekcji festiwalowych online, to nie zostaje przekreślona. Nie okazuje się więc festiwal online całkowicie przezroczystym wariantem seansów internetowych, wymuszając pewne minimum zaangażowania – organizację czasu, analizę programu i wejście w określoną przestrzeń – choćby tylko wirtualną.
Doświadczenie festiwalu online jest więc do pewnego stopnia dwoiste (by nie powiedzieć schizofreniczne) – z jednej strony towarzyszy mu poczucie satysfakcji, z istnienia imprezy i jej oferty, pomimo sytuacji, która mogłaby teoretycznie wydarzenia tego typu uśmiercić. Z drugiej jednak strony, seansom online towarzyszy fantomowy ból odebranego waloru uczestnictwa – spotkania, chłonięcia atmosfery miejsca i poczucia wspólnoty, tworzącej się spontanicznie wokół pewnego typu kina. Przekłada się to na pomieszanie satysfakcji, doznań artystyczny, nostalgii i niepokoju o to, jak wyglądać będzie przyszłość festiwali filmowych i czy nie jesteśmy właśnie świadkami rewolucji internetowej, zmieniającej całkowicie kształt obiegu filmowego i odbioru kina. Choć stosunkowo trudniejszy z powodu „wrzucenia w codzienność”, odbiór online filmu może być równie pełny co w wersji kinowej i jak pokazuje Wiosna Filmów, wcale nie musi działać na niekorzyść filmów ambitnych – wręcz przeciwnie, nagłe „zainfekowanie” domowego kieratu przez wyraziste, autorskie światy filmowe, może zaoferować zupełnie unikalną wartość, rozszerzającą wpływ sztuki na widza.
Trudno wyrokować o rozwoju zdarzeń w zakresie wydarzeń filmowych i dalszych losach instytucji (jeśli czegoś uczy nas pierwsza połowa 2020 roku to właśnie tego), jednak w pandemii pewne rzeczy dotyczące kina zostały poddane weryfikacji i możemy już pokusić się o wstępne wnioski na temat tego, co ta sytuacja mówi nam o kinie. Przede wszystkim, wbrew obawom niektórych, okazuje się, że kino nie jest łatwe do wykreślenia z codzienności, a silnie odczuwana tęsknota wielu widzów do sal i wydarzeń kinowych prowadzi do wniosku, że śmierć organicznego kina, jeśli nastąpi, nie będzie kwestią chwili, pstryknięcia palcem i zmiany modelu dystrybucji. W przypadku festiwali widać też, że ważne są nie tylko same filmy – liczy się wspólnota, uczestnictwo w wydarzeniu i rytualna otoczka, towarzysząca życiu kinomana.
Czy festiwale online to przyszłość? Czy tylko przejściowy, „awaryjny” wariant podtrzymujący istnienie tych wydarzeń w kryzysowych sytuacjach? Na pewno nie można obrażać się na nowe media i z góry przekreślać tej formy realizacji wydarzeń. Jak pokazuje Wiosna Filmów (i Krakowski Festiwal Filmowy), festiwal online ma szanse się sprawdzić, i umożliwia kontakt z kinem, w inny sposób niedostępnym. Jest też, co może okazać się ważne, kanałem stosunkowo zwiększającym zasięg wydarzenia – przy łączu internetowym łatwiej jest „dotrzeć” na wydarzenie, gdy nie trzeba do tego kilkudziesięciu kilometrów podróży. Świeże doświadczenie każe mi jednak podejrzewać, że realizacja w formie realnej będą jeszcze dłuższy czas domyślną przestrzenią „grawitacji” festiwali, której atutów w postaci „odświętności” i bezpośredniego poczucia kontaktu nie tylko z kinem, ale całą towarzyszącą mu wspólnotą, jeszcze dłuższy czas nie da się zastąpić narzędziami cyfrowymi. W mechanizmach wirtualnych widziałbym natomiast ciekawą formę rozszerzenia tradycyjnych praktyk filmowo-festiwalowych – być może realizowane „fizycznie” imprezy, będą się decydowały na równoległe programy czy sekcje wirtualne, dające przestrzeń uzupełnienia, wsparcia czy wręcz demokratyzacji dostępu do programu. Może wkraczamy więc w erę festiwali hybrydowych – na pewno jednak potrzeba tego typu wydarzeń okazuje się wciąż bardzo silna wśród publiczności.