REŻYSER ŻYCIA to PATRYK VEGA polskiego YouTube’a
O Reżyserze Życia (Danielu Rusinie) pierwszy raz usłyszałem ponad trzy tygodnie temu, na samym początku października. Wszystko za sprawą nowego materiału Gargamela (Jakuba Chuptysia), który w prawie godzinnym wywodzie wypunktował największe wady twórczości Rusina. Paradoksalnie zachęcił mnie w ten sposób do bliższego zapoznania się z projektami filmowymi Reżysera Życia. Czy naprawdę jest aż tak źle? W kilka dni obejrzałem ponad 30 filmików, które odnaleźć można na kanale Daniela Rusina. Wnioski nasunęły się same – Reżyser Życia okazał się nie tylko manipulatorem i hipokrytą, ale również Patrykiem Vegą polskiego YouTube’a. Już tłumaczę dlaczego.
Pierwszym ogniwem spajającym twórczość Daniela Rusina z twórczością autora Botoksu jest jej pseudospołeczny charakter. Dlaczego „pseudo”? Obu „filmowców” zdaje się bowiem interesować nie tyle podejmowana przez nich tematyka, co związana z nią popularność. Obaj gorączkowo chwytają się spraw nośnych – albo będących aktualnie na świeczniku, albo stanowiących chroniczny, nigdy nierozwiązany problem społeczny. Jedyna różnica polega na tym, że Patryk Vega zwykł celować w tematy przez duże T (polityka, służba zdrowia, mafijne podziemie), podczas gdy Daniel Rusin najbardziej lubi żerować na nieco bardziej skonkretyzowanych, osobistych dramatach (niechciana ciąża nastolatki, pigułka gwałtu czy prześladowania w szkołach).
Obaj panowie wielokrotnie podkreślają w wywiadach, że kręcą swoje filmy z potrzeby serca, szlachetnych chęci zaprezentowania światu „jak naprawdę wygląda sytuacja”, a pieniądze grają role drugoplanową. Trzeba być bardzo naiwnym człowiekiem, aby uwierzyć w szczerość takich deklaracji. Rusin i Vega realizują swoje projekty jak najmniejszym nakładem czasu i pracy – najważniejsze jest, aby produkt ujrzał światło dzienne jak najszybciej, dopóki temat jest chwytliwy. Obaj nie widzą w takim podejściu nic złego, afiszują się nawet swoim zabójczym tempem pracy. Reżyser Życia podkreśla w wywiadzie dla portalu parenting.pl, że „krótkie filmiki można nagrać w jeden, dwa dni. Tak na szybko, na aparacie. Ostatni film kręciliśmy tylko 7 godzin”. Oczywiście taka strategia twórcza ma swoje określone konsekwencje – produkcje Rusina są inscenizacyjnie nudne (szczytem rozmachu jest wizualizacja rozmów na Messengerze), pełne prostych błędów technicznych (takich jak wypunktowana przez Gargamela nagła zmiana formatu albo niepożądany członek ekipy filmowej w kadrze) i, last but not least, okropnie powierzchowne.
Powierzchowne, czyli w gruncie rzeczy szkodliwe. Za przykład niech posłuży film Wpadka (figurujący wcześniej pod takimi tytułami jak Nastolatka w ciąży, Usunięcie dziecka czy Usunięcie ciąży – jakby ktoś jeszcze miał wątpliwości, że popularność nie jest tutaj celem nadrzędnym). Grana przez Julię Wróblewską siedemnastolatka zachodzi w ciążę i decyduje się na aborcję, korzystając z tabletek poronnych. W ostatnim momencie od decyzji odwodzi ją matka (postać, która dosłownie kilkanaście sekund wcześniej krzyczała: „Jaki wstyd! Co sąsiedzi teraz powiedzą? Nie myślałam, że jesteś taka głupia!”) oraz chłopak, który wpada do domu, aby prosić rodziców o rękę ich córki. Całą produkcję wieńczy duży, żółty (kilkakrotnie znikający – jak wykazał w swoim materiale Gargamel) napis: „Zawsze masz wybór by dać szanse życiu” (pisownia oryginalna). Jeżeli ktoś zabiera się za tak drażliwy temat jak nastoletnia ciąża, to powinien wykazać się znacznie większą wrażliwością i empatią. Postaci z filmów Reżysera Życia są impulsywne, krzykliwe, niestabilne emocjonalnie. Tacy bohaterowie wyglądają interesująco przed kamerą, przykuwają odbiorcę do ekranu, ceną jest jednak psychologiczny realizm, którego w produkcjach Rusina nie uświadczymy. Reżyser Życia zawsze musi uderzyć w ekstremum, każda scena musi być emocjonalną bombą – stąd tyle wrzasków, zwrotów akcji i dramatycznych ściemnień. Jego filmy są efekciarskie, moralizatorskie, oparte na uproszczonej, a zatem nieprawdziwej wizji świata, w którym nie ma miejsca na subtelności i odcienie szarości. Nie zdziwiłbym się, gdyby jakaś nastolatka pod wpływem Wpadki zdecydowała się zataić swoją ciążę przed rodzicami. Przecież rozmowy na trudne tematy zawsze muszą kończyć się krzykiem, płaczem i zamknięciem w toalecie.
Wpadka była pierwszą poważną wpadką (sic!) w internetowej karierze Daniela Rusina. Na tyle poważną, że twórca zdecydował się nagrać krótki materiał, w którym przepraszał, próbując jednocześnie wmówić widzom, jakoby jego intencją nie było opowiadanie się po którejkolwiek ze stron, ale obiektywna prezentacja tematu. Najważniejszym dowodem w sprawie miała być czarna plansza na końcu Wpadki – miejsce, w którym niegdyś znajdował się wspomniany akapit wyżej napis o charakterze pro-life. Jakiś czas temu, zapewne pod wpływem materiału Gargamela, filmik przeprosinowo-wyjaśnieniowy zniknął z kanału Rusina i podejrzewam, że już na niego nie wróci.