Przykro mi, rok 2019 NALEŻY do KINA SUPERBOHATERSKIEGO
Oglądałem wczoraj jedną z telewizji informacyjnych. Dziennikarze starali się zapełnić ciszę wyborczą materiałami, na które na co dzień zwracają znikomą uwagę, toteż całkiem rozbudowany komentarz przypadł Jokerowi Todda Phillipsa. Anna Wendzikowska – znana ze swoich wywiadów z licznymi gwiazdami Hollywood i przybliżania telewidzom najnowszych premier kinowych – wypowiadała się o niespodziewanym hicie Warner Bros., zachęcając do wizyty w kinie i podkreślając przy tym, że „nie jest to film komiksowy”.
Joker – jak sam tytuł wskazuje – skupia się na postaci jednego z najbardziej ikonicznych antagonistów amerykańskiego komiksu superbohaterskiego i jako taki zdecydowanie JEST filmem komiksowym. Czy pani Wendzikowska użyła skrótu myślowego, chcąc powiedzieć, że film Todda Phillipsa jest luźną, daleką od pierwowzoru ekranizacją? Być może. Ale czy o koszmarnej Kobiecie-Kot też powiedziałaby, że nie jest filmem komiksowym? W końcu film z Halle Berry w roli tytułowej stoi jeszcze dalej od źródła. Pewnie nie. Kobieta-Kot nie jest bowiem kinem z jakimikolwiek ambicjami, ale durnym pseudoblockbusterem i jako taki może być – w przeciwieństwie do Jokera – komiksowy.
Podobne wpisy
Najwyższy czas się obudzić i zobaczyć, że mamy 2019 rok, a ekranizacje komiksów superbohaterskich dawno przestały być bękartami Hollywood. Nie tylko nasza rodzima dziennikarka ma z tym jednak problem. Wcześniej Martin Scorsese obwieścił światu, że produkcje Marvel Studios nie są kinem. Wtórowała mu Jennifer Aniston, idąc krok dalej – według niej filmy Marvela nie tylko nie są kinem, ale jeszcze je niszczą.
Oczywiście każdy ma prawo do swojej opinii, a zatem i ja z niego skorzystam: uważam przytoczone komentarze za mocno nieprzemyślane, krzywdzące i wynikające z oporu przed zaakceptowaniem zmian w kinie, trwałym wejściem w niego nowej tkanki, jakim są filmowi superbohaterowie. Zawsze, gdy idzie coś nowego, gdy na scenie robi się ciaśniej, ktoś będzie się oburzał. Cóż, jak w powiedzeniu ze szczekającymi psami – karawana idzie dalej. A w tym przypadku jest bardzo rozpędzona, bowiem nie mam najmniejszej wątpliwości, że rok 2019 należy do kina superbohaterskiego.
Spójrzmy.
W styczniu tego roku Akademia Filmowa ogłosiła listę tytułów nominowanych do Oscarów. Wśród nich, w kategorii najlepszy film, znalazła się Czarna Pantera. Oczywiście, możemy mówić tu o politycznej i populistycznej nominacji, a przy tym nie zauważać, że rzeczywiście film Ryana Cooglera pozostaje jednym z najambitniejszych filmów Kinowego Uniwersum Marvela. Może nam też się ta produkcja zwyczajnie nie podobać i możemy nie widzieć w niej potencjału na najlepszy film roku. Wszystko to nie zmienia faktu, że Czarna Pantera była pierwszym w historii filmem superbohaterskim, który pojawił się na liście nominowanych do tej najbardziej prestiżowej nagrody w świecie kina.
Tego samo dnia ogłoszono oczywiście nominacje do najlepszego filmu animowanego. Wśród nich znakomite Spider-Man Uniwersum, czyli kolejna ekranizacja komiksu superbohaterskiego (nominowani byli też nie mniej superbohaterscy, ale nieoparci na komiksie Iniemamocni 2). Twórcy nowej inkarnacji Człowieka-Pająka zasłużenie wyszli z gali ze statuetkami w rękach. Tak, ekranizacja komiksu okazała się najlepszym filmem animowanym roku.
Niemal równe dwa miesiące po rozdaniu Oscarów do kin weszło Avengers: Koniec gry. Czwarta część przygód największych bohaterów Marvela i tytuł, który miał podsumować 11 lat budowania tego świata. Film zachwycił krytyków, widzów i fanów na całym świecie, a ci tłumnie – naprawdę tłumnie – zapychali kolejne sale kinowe. Szybko okazało się, że obraz braci Russo ekspresowo pokonuje kolejne szczeble drabiny w drodze na szczyt światowego box office’u. I tak oto w lipcu tego roku – w nieco desperacki sposób – historycznie wyprzedził Avatara Jamesa Camerona. Film superbohaterski stał się najbardziej dochodowym filmem w historii kina.
Aż w końcu wracamy do Jokera Todda Phillipsa, czyli niezwykle odważnej i idącej pod prąd ekranizacji komiksu z fenomenalnym Joaquinem Phoenixem w roli tytułowej. Niespodziewanie film swoją premierę miał na słynącym z kina tzw. wysokiego festiwalu w Wenecji i ku chyba zaskoczeniu wszystkich wrócił z niego ze Złotym Lwem. Dokładnie tak, ekranizacja komiksu superbohaterskiego okazała się najlepszym filmem roku według jury festiwalu w Wenecji.
Nominacja do najlepszego filmu roku.
Statuetka za najlepszy film animowany.
Najbardziej dochodowy film w historii kina.
Wygrana na festiwalu w Wenecji.
Możemy zatem skakać, oburzać się, krytykować i nie zgadzać. Kino superbohaterskie jednak ostatecznie podbiło w tym roku świat filmu. Artystycznie i komercyjnie. A zatem warto przestać je ignorować, warto przestać nim gardzić, warto przestać się go wstydzić.