search
REKLAMA
Felietony

PATOSTREAMY. Kiedy przemoc w kinie to za mało

Odys Korczyński

4 marca 2018

REKLAMA

W nowoczesnym świecie zaakceptowaliśmy jej obecność, lecz w pewnej odległości od nas. Tę okazję dały nam media. Oddzieliły zwykłego człowieka Zachodu kamerą lub aparatem fotograficznym od świata, gdzie aktualnie dzieje się cierpienie. Nadal jednak wielu z nas otwarcie podnieca oglądanie bólu, gwałtów, dewiacji, co widać np. po liczbie subów Rafatusa albo po popularności zdjęć przedstawiających koszmar wojny. Istnieje również druga potężna grupa widzów. Oglądają oni przemoc z ciekawości, chociaż nieraz zajadle ją krytykują. Gdzieś tam jednak skrycie oczko niekiedy im ucieka, co zresztą widać w wynikach wyszukiwania Google. Oficjalny trend kulturowy każe nam się jednak tego wszystkiego wstydzić, a więc mainstream nigdy nie wesprze oficjalnie patostreamerów, chociaż nie widzi nic zdrożnego w czerpaniu zysków z ich działalności. No chyba że kultura się zmieni, a przecież ona ciągle ewoluuje. Kto powiedział, że w stronę podwyższania standardów nowożytnego humanizmu? Może punkt szczytowy sinusoidy ochrony praw człowieka mamy już za sobą? I to właśnie w Internecie zacznie się jej zjazd w kierunku zera. Gdyby było inaczej, wszystkie podmioty, które zarobiły na streamach Rafatusa oraz innych patusów, natychmiast zwróciłyby te pieniądze, jeśli nie wpłacającym, to chociaż przekazały jasno zdefiniowany i nagłośniony datek na jakąś organizację, która walczy np. z przemocą w rodzinie.

Pytanie najważniejsze. Co przeszkadza pewnej grupie zgłaszających profil Rafatusa do adminów YT? Przemoc czy rosnąca popularność jego streamów? Sądzę, że to drugie. Do pewnej dawki przemocy są oni przyzwyczajeni, nawet gdy wydaje im się, że najbardziej na świecie brzydzi ich cierpienie innego człowieka. To samooszukiwanie się, obrona przed tym, co ma potencjalną władzę nad nimi. Nie wiedzieć czemu zechcieli przecież oglądać Rafatusa i dali się złapać na pewien chwyt tego sposobu przekazu. Livestream dociera lepiej, głębiej, ponieważ widzowi zdaje się, że jest bliżej tego, co postrzega. Decyduje przede wszystkim świadomość, że to dzieje się naprawdę. Podglądacz nie jest już oddzielony bezpieczną szybą od przemocy, a zatem trudniej mu powiedzieć, że to go nie obchodzi, chociaż gdyby zobaczył to samo na wystawie World Press Photo albo w sequelu Cannibal Holocaust Ruggero Deodato może i by się zachwycił, jakie to fotograf i operator mieli świetne reporterskie oko.

Jak twierdzi wspominana już przeze mnie na początku tekstu psycholog Maria Rotkiel, człowiek jest takim stworzeniem, które od wieków było zafascynowane i jednocześnie przerażone bólem, złem i krzywdą sprawianymi innym żywym istotom. Za Jerzym Kosiewiczem i Rene Girardem można powiedzieć, że gwałt, przemoc i odwet są formami niezbędnej i koniecznej realizacji potrzeb człowieka jako takiego. To zupełnie naturalne, wpisane w naszą historię, kulturę i politykę. Te tendencję widzę także w świecie filmu. W tej chwili np. nie potrafię sobie przypomnieć żadnej produkcji, w której nie byłaby obecna przemoc w takiej czy innej formie. Pamiętajmy, że niekoniecznie trzeba komuś wyrwać nogę, by go skrzywdzić. Patostreamerzy w większości również nikogo fizycznie nie dręczą “na antenie”. Nie licząc Rafatusa, zachowują owe bezpieczne granice medialnie dopuszczonej przemocy, więc nikt ich nie banuje. Przypomnę tylko, że wciąż w naszej postkomunistycznej kulturze patrzymy znacznie luźniej na tzw. przemoc niefizyczną. To dosłownie kasiasta furtka dla patusów.

Ważne, żeby mieć świadomość procesu zmian, jakie z chwilą pojawienia się Internetu nastąpiły w świecie samego filmu. Poziom brutalizacji produkcji filmowych nie jest związany wyłącznie z jakąś nagłą ewolucją mentalności widzów. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że potrzeby takiego ludka z lat 50. są bardzo podobne do naszych, współczesnych. To, co się jednak zmieniło, to świadomość tego, co aktualnie wolno w społeczeństwie na styku ze świadomością tego, czego się indywidualnie chce. W Internecie te dwa elementy znakomicie współgrają, bo za pomocą filmu w sieci można pokazać wszystko to, czego nie widziało się w kinie. Kinematografia jednak również się rozwija i obserwuje, ile tysięcy, a nawet milionów użytkowników sieci w danym kraju wykazuje zainteresowanie określonymi tematami. W tym sensie film stara się dorównać Internetowi, tworząc fikcję z tego, co wydarzyło się w sieci (i w rzeczywistości) naprawdę. A to niebezpieczny trend zarówno dla filmu, jak i nieznających miary sieciowych patusów. Kto z nich jednak nad tym się zastanowi, skoro na patostreamingu mogą zarobić nawet 20 tysięcy złotych miesięcznie.

Przyszłość filmu to nie statyczne i ciemne kino, a Internet w formie reaktywnej sensorycznie wirtualnej rzeczywistości, która na bieżąco dostosowuje się do potrzeb widza poprzez oferowanie mu najbardziej niedorzecznych ról wśród innych użytkowników. Od sieciowego, anonimowego podglądacza będzie można przejść gładko do roli aktora w interaktywnym przedstawieniu. I dopiero wtedy twórcy filmowi staną przed dylematem, co zrobić, żeby ich oferta kinematograficznej fikcji była konkurencyjna dla pełnometrażowych relacji z patusowych, realnych, ekscesów. Neill Blomkamp, Tymoteusz Górski czy też Tobias Weber wydają się rozumieć te fantastyczne możliwości sieci. Streamy Rafatusa również można nazwać w pewnym sensie interaktywnymi, ze względu na opcję ustawienia celów kwotowych. Po uzyskaniu wystarczającej liczbie tzw. donejtów, Rafatus wykonywał polecenie, czyli np. sikał do wiadra albo pokazywał bydlaka. Wszystko to nadal jest na YouTube. Nie trzeba szukać żadnych pornoserwisów dla koneserów i ryzykować, że gdzieś na kompie zainstaluje się nam jakiś złośliwy robaczek.

korekta: Kornelia Farynowska

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA