search
REKLAMA
Recenzje

LEPSZE JUTRO. Cyrk Morettiego, nasza radość [RECENZJA]

Sporo tu Woody’ego Allena, jeszcze więcej Felliniego i Tornatore. „Lepsze jutro” to zabawna i cudowna kinofilska przygoda.

Marcin Kończewski

6 marca 2024

REKLAMA

Film Nanniego Morettiego, twórcy takich produkcji jak głośne Habemus Papam – mamy papieża czy Pokój syna, to historia o… robieniu filmu. Kłania się tutaj tematycznie takim słynnym produkcjom, jak oscarowy Artysta, Koniec z Hollywood Allena czy Gracz. Tonalnie najbliżej mu jednak do filmów Felliniego czy Cinema Paradiso Tornatore. Punkt wyjścia, jakim jest miłość do kina i próba stworzenia najambitniejszego filmu życia, to tylko pretekst do zbudowania traktatu o kondycji X Muzy, blaskach i cieniach współczesnego przemysłu filmowego. No i przede wszystkim o tym, co pozostaje najważniejsze w życiu, pogubieniu wartości, relacji, zrozumienia rzeczywistości. Moretti pozwała popadać w zadumę i śmiać się na przemian. Wyjątkowa sprawa.

 

Giovanni, główny bohater, jest człowiekiem kina w typie intelektualistów Woody’ego Allena – żyje dla niego, oddycha dzięki niemu. Całe jego życie, jego bliscy, przyjaciele, rodzina są podporządkowani tej miłości. Reżyser tworzy cyrkowy film historyczny, który ma być podsumowaniem i koronacją jego dokonań. Praca na planie pokazuje nam to, jak bardzo pogubiony życiowo jest Giovanni, który nie rozumie mechanizmów współczesnej rzeczywistości. Twórca napotyka na swojej drodze wciąż nowe przeszkody – oszukującego producenta (fantastyczny, przezabawny Mathieu Amalric), córkę związaną z dużo starszym mężczyzną (w tej roli Jerzy Stuhr), kłótnie i romanse wśród aktorów czy oczekiwania Netflixa. Największym kłopotem pozostaje jednak jego bezkompromisowe podejście do filmu jako takiego. I to jest najmocniejsza strona Lepszego jutra – analiza tego, co jest istotą kina. Moretti wcielający się w główną postać wydaje się wypowiadać swoje własne zdanie na jego temat. Dzięki temu włoska produkcja wymyka się standardom narracyjnym, wciąż przebija czwartą ścianę, puszcza oko do widza. 

Ileż tu komentarzy kulturowych, zabawy z formą! Twórca nawiązuje do twórczości Kieślowskiego (jest to wręcz list miłosny do jego filmów), Scorsese i wielu niesamowitych postaci świata nauki, kultury i sztuki. Kilka scen to wręcz idealny materiał na memy albo rolki na TikToku. Czy świadomie? Nie sądzę. Sceny na planie filmu akcji czy w siedzibie Netflixa to jedne z najzabawniejszych sekwencji, jakie widziałem ostatnimi czasy. Pozostawia przy tym widza na swoistym rozdrożu – trudno przejść obojętnie obok tego, jaką miłością Giovanni darzy filmy, a jednocześnie widzimy, że zapomina o tym, co jest w życiu najważniejsze, zatraca się w swojej pasji, nie dostrzega tego, że po prostu niszczy psychicznie wszystkich najbliższych. Dzięki temu jesteśmy widzami bardzo osobistego traktatu o słodko-gorzkim posmaku. W ostatecznym rozrachunku Lepsze jutro to bardzo nietypowy… feel good movie. Mimo gorzkiej recepcji współczesności jest w nim bowiem nieustanna nadzieja. Całość okraszają naprawdę wspaniali, różnorodni bohaterowie. To oni udowadniają, jak wielka jest miłość twórcy do kina. Cudo.

Lepsze jutro to również całkiem udana zabawa z formą. Dostajemy tu zaskakująco zestawione elementy świetnej komedii (uśmiechałem się do ekranu nie raz, nie dwa razy!), solidnego dramatu, uczciwej obyczajówki, a nawet subtelne ślady… pastiszu rodem z produkcji Mela Brooksa. Z ekranu wylewa się też absolutny destylat z włoskiego klimatu – muzyka jest tu osobną bohaterką. To wszystko powoduje, że Lepsze jutro to zwyczajnie dobre kino – ten film jest absolutnie wyjątkowy, szczery i czerpie z dorobku najlepszych, w tym mistrza Felliniego, którego duch nieustannie gdzieś się unosi.

Ależ mi Lepsze jutro dało przyjemności. Nie jest to film pozbawiony wad, niektórym może wydawać się dziwaczny, jednak kinofilowi może naprawdę dostarczyć tonę satysfakcji. Scorsese lubi to. Netflix trochę mniej. We wszystkich 190 krajach. Zrozumiecie, jak obejrzycie. Warto!

Marcin Kończewski

Marcin Kończewski

Założyciel fanpage’a Koń Movie, gdzie przeistacza się w zwierza filmowego, który z lubością galopuje przez multiwersum superbohaterskich produkcji, kina science-fiction, fantasy i wszelakich animacji. Miłośnik i koneser popkultury nieustannie poszukujący w kinie człowieka. Fan gier bez prądu, literatury, dinozaurów i Batmana. Zawodowo belfer (z wyboru), będący wiecznie w kontrze do betonowego systemu edukacji, usilnie forsujący alternatywne formy nauczania. Po cichu pisze baśnie i opowiadania fantastyczne dla swojego małego synka. Z wykształcenia filolog polski. Współpracuje z kilkoma wydawnictwami i czasopismami.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA