search
REKLAMA
Felietony

Jaszczurki i ludzie. Co łączy LEO z nowym GODZILLĄ?

Choć raczej nigdy się nie spotkają, Leo i Godzilla jednym głosem dowodzą, że odpowiednia jaszczurka może zmienić w życiu człowieka naprawdę wiele.

Janek Brzozowski

23 grudnia 2023

REKLAMA

Shikishima Kōichi nie jest złym człowiekiem. Jego jedynym, ale jakże poważnym grzechem jest w oczach japońskiego społeczeństwa to, że chce żyć. A może inaczej: że nie chce umrzeć. Wojna powoli dobiega końca, gdy Kōichi ląduje na malutkiej wysepce Odo, służącej za punkt naprawczy dla samolotów kamikaze. Maszyna bohatera przechodzi szybki przegląd, który wykazuje, że jest w pełni sprawna. Mechanik łypie wymownie na Kōichiego, ale nic nie mówi. W środku nocy na brzeg Odo wychodzi Godzilla. Kōichi ma szansę powstrzymać potwora i zapobiec masakrze, ale w decydującym momencie nie potrafi pociągnąć za spust karabinu maszynowego – zastyga w niemym przerażeniu. Rano spogląda na zdewastowane zwłoki towarzyszy: ten widok będzie mu towarzyszył już do końca życia.

Obchodzący w przyszłym roku siedemdziesiąte urodziny Godzilla od samego początku swojego istnienia był dla Japończyków czytelnym symbolem. Za deptającym papierowe makiety miast potworem krył się nie tylko człowiek w gumowym przebraniu, ale i trauma atomowa – a może raczej strach przed tym, że historia może się powtórzyć. W inteligentny sposób nawiązał do tego strachu Hideaki Anno, twórca kultowego Neon Genesis Evangelion, w swojej wersji opowieści o wychodzącej z morza poczwarze – kiedy Japonia nie radzi sobie w Shin Godzilli z powstrzymaniem tytułowego bohatera, USA i ONZ podejmują decyzję o zrzuceniu na Tokio bomby atomowej. Użycie broni masowego rażenia, wypełniającej czarne karty historii ludzkości, ma uchronić resztę świata przed potencjalną ekspansją potwora: w geopolitycznej rozgrywce mocarstw Japonia okazuje się zaledwie pionkiem. Ofiarą, którą można spalić razem z panoszącym się po jej terenie monstrum.

Godzilla Minus One to radykalny powrót do korzeni. I sygnalizują to nie tylko ścieżka dźwiękowa, regularnie nawiązująca do oryginalnych kompozycji Akiry Ifukube, oraz klarowne odniesienia wizualne do pierwszego filmu z serii. Chodzi przede wszystkim o czas i miejsce akcji. Powojenne, doszczętnie zniszczone Tokio, powoli odbudowujące się po alianckich nalotach dywanowych, które pochłonęły ponad 100 tysięcy istnień (więcej niż w przypadku ataków atomowych na Hiroszimę i Nagasaki). W takiej rzeczywistości próbuje odnaleźć się Kōichi. Bohater buduje od podstaw spalony dom rodzinny, a następnie zamieszkuje w nim razem z samotną kobietą i uratowanym z bombardowań dzieckiem. Trauma wojenna nie daje mu jednak spokoju. Mężczyzna budzi się co noc zlany potem, świadom tego, że żyje czasem pożyczonym – jako pilot kamikaze powinien był zginąć kilka lat wcześniej, „honorową” śmiercią w powietrzu. Ponowne pojawienie się Godzilli stawia przed bohaterem nieoczekiwaną szansę: nareszcie może on rozliczyć się z przeszłością. Zakończyć wojnę, z której – jak sam twierdzi – nigdy tak naprawdę nie wrócił.

Gigantyczny, filmowany z żabiej perspektywy jaszczur zamienia kolejne budynki w pył. Kroki stawia wyjątkowo nieporadnie, tak jakby miał się za moment przewrócić. Jego długi ogon ślizga się po ścianach wieżowców, co rusz skracając ich wysokość o kilka pięter. Chwilę później jaszczur spada ze stolika i ląduje na podłodze – wśród pozostałości makiety, zbudowanej z klocków LEGO. Tytułowy bohater animacji Leo znajduje się właśnie w domu jednego z uczniów szkoły podstawowej. Nie jest tam do końca z własnej woli – w ramach lekcji odpowiedzialności dzieciaki muszą zabierać na weekend szkolne zwierzątko, opiekować się nim przez dwa dni, a następnie zwrócić w stanie nienaruszonym. Przeżywający kryzys wieku średniego Leo podróżuje więc z domu do domu, marząc jednocześnie o prawdziwej wolności i z utęsknieniem wpatrując się w każde, nawet najdrobniej uchylone okno. Marzenia bohatera schodzą jednak na drugi plan, gdy odkrywa, że mierzący się z problemami dorastania uczniowie mogą skorzystać na jego 74-letnim doświadczeniu.

Przemawiający głosem Adama Sandlera jaszczur okazuje się, dość paradoksalnie, świetnym nauczycielem życia. Wyścig o dziecięcy „rząd dusz” wygrywa właściwie w przedbiegach – trudno się zresztą dziwić, skoro jego konkurencja ogranicza się do oschłej nauczycielki na zastępstwie, średnio rozgarniętych rodziców i nadopiekuńczego drona, który lata nieprzerwanie za jednym z uczniów. Kiedy trzeba, Leo poratuje dobrą radą, a kiedy indziej – piosenką z morałem. Zawsze gotów jest wysłuchać zwierzeń ludzkich bohaterów – znajduje czas, którego brakuje zapracowanym rodzicom i zafiksowanym na punkcie podstawy programowej nauczycielom. Jego potajemne, quasi-partyzanckie działania doprowadzają do tego, że dzieciaki odzyskują wiarę w siebie i wygrywają konkurs na najlepszą klasę roku.

Na przekór niewygórowanym standardom Happy Maddison – współpracującej z Netflixem firmy produkcyjnej Adama Sandlera – Leo okazuje się wcale niegłupim filmem. Interakcje jaszczurki z uczniami niosą za sobą również negatywne konsekwencje. Leo przekonuje każdego ze swoich kilkunastu rozmówców o ich wyjątkowości – robi to jednak dosyć nieporadnie, przysięgając, że rozmawia tylko z nim i z nikim więcej. Wkrótce jego terrarium zaczyna tonąć w sprezentowanych przez dzieci smartfonach, co znacząco utrudnia utrzymanie wielopiętrowego kłamstwa w tajemnicy. Gdy zbudowana przez Leo piramida spektakularnie się wali, bohaterowie czują się oszukani. Bo skoro wszyscy są wyjątkowi, to nikt nie jest wyjątkowy, prawda?

Z podobnym paradoksem zmagali się niegdyś widzowie programów Freda Rogersa. Słynny prezenter telewizyjny opierał swój uniwersalny przekaz na burzeniu czwartej ściany i podkreślaniu wyjątkowości każdego widza, który wchodził w skład wielomilionowej, dziecięcej widowni. Po latach dziennikarze z Fox News zarzucili mu, że wychował w ten sposób pokolenie wyjątkowych nierobów i nieudaczników, którzy nie potrafią zaakceptować „prawdziwego” życia, oczekując wszystkiego od ręki. Oczywiście, brzmi to wszystko śmiesznie, lekko absurdalnie i tak też brzmieć powinno, kiedy w miejsce socjologii i specjalistycznych badań wkraczają wnioski wyciągnięte na chłopski rozum. Przesłanie propagowane przez Rogersa jest nie tylko nieszkodliwe, ale i bardzo podobne do tego, jakie przyświeca animacji z Sandlerem w roli głównej: chodzi o pielęgnowanie indywidualnego charakteru i kruchego poczucia własnej wartości, które zostaje wystawione na prawdziwą próbę ognia podczas skomplikowanego procesu dorastania.

Co zatem łączy nowego Godzillę z netflixowo-sandlerową animacją? Jaszczurki, ludzie i relacje między nimi. Leo scala klasę piątoklasistów, rozwiązuje problemy bohaterów i pomaga im w przygotowaniach do następnego etapu życia. Jego starszy kuzyn z Japonii, chcąc nie chcąc, jednoczy rozbity wewnętrznie kraj. Unicestwienie potwora jest w Godzilli Minus One równoznaczne z przezwyciężeniem kolektywnej traumy, co widać nie tylko na przykładzie Kōichiego. W jednej z najlepszych scen filmu naukowiec odpowiedzialny za plan pokonania Godzilli mówi wyraźnie: tym razem nikt nie będzie musiał umierać dla dobra narodu. Wojna i radykalne metody jej prowadzenia, kamikaze, harakiri – to wszystko staje się w katartycznym finale niechlubną przeszłością. Choć raczej nigdy się nie spotkają, Leo i Godzilla jednym głosem dowodzą, że odpowiednia jaszczurka może zmienić w życiu człowieka naprawdę wiele.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA