Gdy PRZEPRASZASZ za KOLOR swojej SKÓRY. Czy artyści powinni politykować?

Wróćmy do tych przywilejów, bo tu też mi coś nie gra. Rosanna Arquette jest aktorką, ogólnie całkiem poważaną, a dobrze wiemy, ile pracy, poświęcenia i trudu trzeba włożyć, by wybić się w tym zawodzie. Zatem moja pierwsza myśl była taka: Kurczę, kobieto, jesteś aktorką, przepraszasz mnie nie za to, że jesteś biała, tylko za ciężką, zawodową pracę. Następnie coś mnie tknęło i zrobiłem sobie niemały research. Wiem, zabrzmię tu jak typowy cynik, ale co, jeśli Rosanna te przywileje otrzymała i ma za co nas przepraszać? Mówię tu rzecz jasna o przywilejach związanych z koneksjami powiązanymi z nazwiskiem – Arquette. Nie powątpiewam w jej talent, ale nie znajdziecie informacji o jej wykształceniu, a jak ostatnio zdążyliśmy się dowiedzieć, nawet ogrodnik może zostać ministrem. Dla chcącego nic trudnego!
W tym wszystkim najgorszy będzie chyba wydźwięk polityczny – aktorka kompletnie odcina się od Ameryki, pisząc, że nigdy nie będzie stała dla flagi swojego kraju, psioczy na naród, który jej nic złego nie zrobił – od końca XVIII wieku jest on wierny demokracji, zatem narzeka na prezydenta, którego dosłownie ta demokracja wybrała. Nie wiem zatem, skąd ta buntownicza postawa, czy z jakiegoś niewyedukowania, czy możliwie najczystszej hipokryzji. I tu dochodzimy do kwestii filmowej, tak, drogi czytelniku, nareszcie się doczekałeś. Rosanna Arquette w obrzydliwy sposób upokarza światek aktorski i samą kulturę filmową. Opinia publiczna wykorzysta jej komentarz, by potem móc dać prztyczka w nos każdemu artyście, nie tylko aktorowi, który udziela się medialnie i politycznie. Ludzie z góry zaczną patrzeć na projekty tworzone przez np. DiCaprio czy Bono, sama opinia o artystach zacznie się pogarszać. Raczej nikt nie zabrania im wypowiadać się na inne tematy niż sam film, ale niech robią to mądrze, inaczej będzie to urągać wszystkich filmowcom. Ale samo łączenie tych światów zaczyna być i (zazwyczaj) bywało niebezpieczne – oczywiście, jedna rzecz to wprowadzanie do kina propagandy, ale inne to autorskie wydawanie wyroków swoimi poglądami. Z kulturą obcuje każdy, dlatego głupio by było, gdyby przykładowo ludzie oglądający filmy (o różnych poglądach) zrazili się do nich przez same przekonania osób je współtworzących. A o to nietrudno. Niby dlaczego uczniowie za granicą nie wiedzą praktycznie nic o przekonaniach swoich nauczycieli? Potrafimy z łatwością oceniać, niestety, tak jak sama Rosanna Arquette szukająca dziury w całym w samym fakcie istnienia.
Patrząc na powyższą grafikę, raczej nie mam problemu z przydzieleniem aktorki do tej najmniejszej tabliczki. Arquette znudziła się wolność i zamiast zrobić coś naprawdę dobrego, a przy tym po prostu przestać gadać, nie obnosić się ze sobą i zacząć działać, nie dla rozgłosu, a dla własnych przekonań, robi z siebie pośmiewisko, męczenniczkę, której nikt nie potrzebuje. Czasy Joanny d’Arc są démodé, natomiast łączenie filmu z polityką nie wróży niczego dobrego. Jedna rzecz to rozgłos, druga to reperkusje takich idiotycznych zagrań. By the way, to tylko opinia, tak że podzielcie się i swoją w komentarzu!