search
REKLAMA
Felietony

Dokąd zmierzasz, Neillu Blomkampie? Co planuje autor Dystryktu 9?

Damian Halik

15 sierpnia 2017

REKLAMA

Projekt Volume 1, który obecnie pochłania południowoafrykańskiego reżysera, od początku daje nam więcej pytań niż odpowiedzi. Choć Neill Blomkamp udzielił na ten temat wielu wywiadów, konkretów jest jak na lekarstwo – a przydałyby się, bo mgła tajemniczości wokół Oats Studios powoli odsłania mętną wodę, w której członkowie ekipy brodzą zaledwie po kostki, a mimo to nie potrafią znaleźć drogi do brzegu…

Początek był naprawdę obiecujący. Wyobraźcie sobie uznaną gwiazdę rocka, która nagle ogłasza, że w jej głowie tworzy się coś naprawdę wielkiego. Coś, co zmieni oblicze jej dotychczasowej twórczości. Coś, co zmieni zasady gry. Brak tu konkretu, ale mamy duże nazwisko, które i tak przyciągnie tłumy. Fani zbierają się w wyznaczonym miejscu i wyznaczonym czasie – maszynki do wytwarzania sztucznego dymu pracują na pełnych obrotach; co więksi entuzjaści już mają na ciele gęsią skórkę – nagle wchodzi on (ubrany cały na biało) i daje popis swoich możliwości. Krótki, wręcz zajawkowy, ale treściwy. Zebrani wokół ludzie liczyli oczywiście na więcej, ale rockman uspokaja ich, mówiąc, że to jeszcze nie koniec. Wszystko to jest jednak tylko przygrywką do puszczenia między tłumem kapelusza, do którego “co łaska” dorzucić mogą się wszyscy oczekujący więcej wysokiej jakości treści. Brzmi uczciwie, ale niepewność pozostaje. Na wszelkie wypadek nasza gwiazda wraca na scenę, a kolejne tłuste beaty porywają publikę, będąc jednak nieco niespójnymi, jakby oderwanymi od siebie, dającymi zaledwie posmak tego, co mogłoby się stać, gdyby nowy band trafił pod skrzydła ogarniętego managera. Innymi słowy, element zaskoczenia rozpływa się w powietrzu niczym ta sztuczna mgła, a rewolucyjne zapowiedzi zdają się tracić na aktualności. Przeszarżował? A może to tylko moment na głęboki wdech przed kolejnym numerem?

Neill Blomkamp to cholernie utalentowana bestia, która po niebagatelnym sukcesie filmu Dystrykt 9 widziana była przez niektóry jako zbawca kina science fiction. Pełnometrażowy debiut reżysera z Republiki Południowej Afryki, który z miejsca zyskał nominacje do najważniejszych filmowych nagród za scenariusz, zwiastował tłuste lata fantastyki i wielką karierę zaledwie trzydziestoletniego wówczas filmowca. Kolejne dwie produkcje – Elizjum z 2013 i Chappie z 2015 roku – mimo gwiazdorskiej obsady nie zyskały jednak takiej przychylności widzów i krytyki. Ba, drugą z nich można wręcz uznać za klęskę, która Blomkampowi sprawiła olbrzymi zawód (co wielokrotnie podkreślał w wywiadach). W międzyczasie pojawiły się też plotki o tym, że stanie on przed szansą wskrzeszenia serii Obcy, co zresztą także spaliło na panewce. W wywiadach zaczęły pojawiać się także informacje, jakoby miał pracować nad kolejnym filmem, którego akcja osadzona jest w świecie zaprezentowanym w Dystrykcie 9 – i właśnie w tym momencie południowoafrykański reżyser postanowił… no właśnie, co on tak właściwie zrobił?

Oats Studios było projektem bardzo tajemniczym, który o swoim istnieniu dał znać pod koniec maja, publikując na YouTube przejmujący zwiastun, w którym poza przewinięciem się twarzy Sigourney Weaver i Dakoty Fanning najważniejszym elementem było właśnie nazwisko reżysera Dystryktu 9. Dopiero z czasem wyszło na jaw, że Neill Blomkamp nie tylko reżyseruje tajemniczy Volume 1, ale i jest twórcą całego studia, będącego kolektywem osób zafascynowanych science fiction, którym zamarzyło się stworzenie nowatorskiego modelu biznesowego, dającego niezależnym twórcom możliwość pozyskiwania funduszy bezpośrednio od widzów, nie zaś od wielkich studiów czy producentów chcących gmerać w materii filmowej, by jak najlepiej ją sprzedać.

Muszę przyznać, że mnie też tym kupił. Z niecierpliwością wyczekiwałem kolejnych odsłon Volume 1. Seria krótkometrażówek, którą zapoczątkowała Rakka, miała stanowić przede wszystkim pokaz siły, jaką dysponuje Oats Studios. Kolektyw bliżej nieznanych z nazwiska osób zebrał się, by pod wodzą swojego guru stworzyć coś szalonego. Widać w tym jakość. Mamy zabawę konwencjami, nawiązania do klasyki gatunku, dbałość o szczegóły, CGI, jakiego nie powstydziłyby się wielkie wytwórnie, oraz zarys niezłych historii, które tylko czekają na przekucie w filmy pełnometrażowe (na Twitterze można nawet głosować, którą najchętniej byście rozwinęli). Wszystko jednak rozbija się o pieniądze. Już po oficjalnej premierze Rakki Blomkamp tak tłumaczył ideę swojego przedsięwzięcia:

Celem jest sprawdzenie, czy publiczność kupi ten pomysł. Jeśli odzew na Volume 1 będzie pozytywny, zapytamy, czy widzowie chcą zobaczyć Volume 2 bądź Volume 3, ale przede wszystkim, czy zechcą za ich zobaczenie zapłacić.

Mamy więc do czynienia z modelem biznesowym opartym na crowdfundingu. Nie jest to w obecnych czasach nic nowatorskiego, ale biorąc pod uwagę fundusze, jakie potrzebne są na produkcję filmów, fani musieliby się wykazać naprawdę dużą solidarnością, by uzyskać optymalną kwotę. To z kolei budzi wątpliwości w kwestii realnych możliwości finansowania produkcji filmowych właśnie w ten sposób. Nie wspominając już o tym, że hype na funkcjonujące już od dwóch i pół miesiąca Volume 1 zaczyna spadać, czego efektem niech będą wyniki oglądalności. Wspomniana już Rakka została jak dotąd wyświetlona niemal cztery miliony razy, przy czym w trakcie pierwszej doby na YouTube zobaczyło ją około 600 000 osób. Dla porównania Kapture: Fluke, które opublikowano ostatnio, w ciągu tygodnia zobaczyło trochę ponad 300 000 widzów. Nieco lepiej wypadają na tym tle wcześniejsze Firebase oraz Zygote, ale tendencja spadkowa jest wyraźna. Inna sprawa, że Kapture: Fluke nie do końca można porównywać z pozostałymi trzema tytułami. W przeciwieństwie do nich jest to obraz w pełni animowany, który trwa znacznie krócej od wspomnianych filmów głównego nurtu, będąc jednocześnie dłuższą produkcją niż inne “zapychacze”, jak dopiero co rozpoczęta seria God (mająca składać się z czterech części) czy parodiujące telezakupy czteroczęściowe Cooking With Bill.

Przyznam, że może nieco za wcześnie wziąłem się za analizę sytuacji. Volume 1 jeszcze się nie skończył – choć tak naprawdę wiedzę na temat tego, ile jeszcze treści w zanadrzu ma Oats Studios, posiadają tylko jego pracownicy – ale tendencja spadkowa i słabnące zainteresowanie nie wróżą projektowi Blomkampa zbyt dobrze. Tym bardziej że każdy z tym filmów krótkometrażowych pochłania niemałe pieniądze. Reżyser nie zdradza dokładnych kwot, ale przy okazji rozmowy o Zygote wspomniał, że mimo ograniczonej formuły pojedynczy film w ramach Volume 1 kosztuje nawet kilka milionów dolarów. To z kolei oznacza, że zainwestowano w ten projekt pieniądze, jakie wystarczyłyby Blomkampowi na wyprodukowanie następcy Dystryktu 9, który kosztował około 30 milionów dolarów.

W rozmowie o pomysłach na kolejne projekty padają słowa, jakoby w ramach Volume 2 bądź Volume 3 rozważano produkcję o budżecie około 180–200 milionów. Trudno jednak oczekiwać, by zebranie takiej kwoty było możliwe za sprawą sprzedawania na Steamie “bonusów” (grafiki, tekstury, modele 3D, soundtracki) do opublikowanych już filmów, po 5 euro każdy. Pewne zwątpienie wdarło się też w szeregi pracowników Oats Studios. Na ich wewnętrznym forum sam Neill Blomkamp pytał o potencjalne możliwości społecznościowego finansowania, a najbardziej sensowną odpowiedzią było: “Zbierzmy trzydzieści milionów ludzi i każdy niech dorzuci dolara”.

Powoli zaczynam się jednak zastanawiać nad drugim dnem tego pomysłu. Matematyka jest bezlitosna i zdaje się nie pozostawiać Blomkampowi złudzeń, ale co jeśli taki właśnie był jego cel? Może trzydziestosiedmioletni obecnie reżyser potrzebował twardego resetu; może uznał, że chce wrócić do korzeni i raz jeszcze zawojować główny nurt rynku filmowego? Przecież to właśnie od krótkometrażówek zaczęła się jego wielka kariera (wspomnę jedynie Alive in Joburg oraz Tetra Vaal, z których wyewoluowały Dystrykt 9Chappie). Pytanie brzmi:

Czy w obliczu (potencjalnej) finansowej klapy Volume 1, Neill Blomkamp przekuje któryś z tytułów RakkaFirebaseZygote (bądź kolejnych, jeszcze nieopublikowanych filmów) w typowo hollywoodzkie science fiction, czy uśmierci swoje dzieła wraz z upadkiem marzeń o crowdfundingowym raju filmowym?

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA