search
REKLAMA
Felietony

Drugie Dno #12: czwarta ściana nie istnieje

Jakub Piwoński

16 lutego 2016

REKLAMA

Śledząc przygody Deadpoola, da się zauważyć, że bohater częstokroć zwraca się w stronę swojej widowni. Nie jest to zjawisko wyjątkowe, bo w kinie już występowało wcześniej i ma nawet swoją nazwę. Jest to tak zwane burzenie czwartej ściany. Zaciekawieni tematem odnajdą w tym felietonie kilka objaśnień.

Koncepcja czwartej ściany jest stara jak sztuka. Tym mianem określano symboliczną granicę znajdującą się między aktorami teatralnymi a odbiorcami przedstawienia. Granicę tę powołano po to, by ułatwić aktorom wczucie się w rolę i wykonywanie swojego zadania. Kluczowe było zapomnienie o tym, że jest się obserwowanym. Świadomość istnienia czwartej ściany miała być po prostu użyteczna dla obojga uczestników sztuki – aktor nie zaprzątał sobie głowy widownią, a widownia faktem oglądania udawanej rzeczywistości.

[quote]Czym zatem jest zburzenie czwartej ściany? Niczym innym, jak bezpośrednim zwrotem ku odbiorcy.[/quote]

Już w antycznym teatrze aktorom szybko znudziły się utarte schematy działania spektaklu. I wówczas artyści po raz pierwszy odczuli potrzebę zwrócenia się do swojej widowni lub też dania jej do zrozumienia, że są świadomi jej istnienia. Później popularyzował to także Szekspir. A jeśli zaś chodzi o film, w nim czwartą ścianę wyznacza kamera, o której istnieniu musi zapomnieć aktor, by nagrywane sceny odznaczały się odpowiednim realizmem. I wbrew pozorom nie jest to zjawisko w kinematografii mało powszechne – szczególnie ostatnimi czasy. Jest bowiem wyrazem metafikcji, czyli odzierania sztuki, w tym wypadku filmowej, z resztek tajemnic.

frank-underwood

Deadpool rzecz jasna nie jest sam. Zabieg ten z powodzeniem zastosowano na przykład w Big Short, filmie należącym do tegorocznej oscarowej śmietanki. Widzimy to chociażby w charakterystycznych wstawkach, w których tłumaczone są nam (np. ustami Margot Robbie) trudne zagadnienia ekonomiczne. W 2014 roku równie bezpośrednio i nieskrępowanie zwracał się do nas Jordan Belfort, czyli Wilk z Wall Street. Z kolei na małym ekranie z powodzeniem czyni to Frank Underwood w House of Cards lub też bohaterowie the Office, co stało się swoistym znakiem rozpoznawczym tych seriali. Starsze przykłady? Proszę bardzo: Podziemny krąg, Annie Hall, Kosmiczne jaja, Funny Games, Amelia itd.

Ale uwaga, żeby była jasność: w przełamywaniu czwartej ściany nie chodzi tylko o taki moment, w którym bohater kieruje wzrok bezpośrednio w stronę kamery. To jeszcze nie oznacza, że zwraca do widowni. Przykład Hannibala Lectera w Milczeniu owiec mówi sam za siebie. Rzecz w tym, by dać nam do zrozumienia, mową, spojrzeniem, gestem lub dziwnym zachowaniem (wyjściem poza plan i rozmową z operatorem), że uczestniczymy w farsie, a nie w rzeczywistości.

maxresdefault-11

Bo w jednej chwili wszystko staje się jasne: hipnotyzująca wizja, w jakiej bierzemy udział, okazuje się oszustwem. A przecież cała sztuka miała polegać na tym, byśmy nie zdawali sobie z tego sprawy. Skąd więc pomysł, by obnażyć prawdę? To nic innego, jak wdzięczne narzędzie wywierania wpływu na odbiorców. Twórcy, którzy nie dbają o to, by usilnie podtrzymywać w nas wrażenie iluzji, dają wyraz swemu zdystansowaniu do zasad skomplikowanego procesu twórczego, którego są czynnymi uczestnikami. A z takimi łatwiej nam się zbratać.

Jest zatem jeden wspólny mianownik tych charakterystycznych momentów kierowania się ku widowni. Zazwyczaj mają one za zadanie przełamać umowną sztuczność, zwrócić się przeciwko filmowym konwenansom. I najczęściej wykorzystywane są po to, by wdrożyć nieco humoru do tonacji filmu lub spektaklu. Burzenie czwartej ściany postrzegam jako puszczenie oka do widza, jako przebicie szpilką balona nadmuchanego powietrzem grzeczności.

new-hd-version-of-deadpool-movie-test-footage-released

Jak się okazuje, wielokrotnie taki dystans się opłaca. W przywołanej do tablicy postaci Deadpoola, prócz jej komediowego usposobienia, to także mówienie do widowni daje wyraz odcinaniu się od superbohaterskiej konwencji, jakiej chcąc nie chcąc, jest przedstawicielem. Wiele blichtru już w tym gatunku przecież przelano, w tym także za sprawą Marvela. Teraz zatem przyszedł dogodny moment na to, by nieco poluźnić lejce, pomachać widowni i przypomnieć, że przede wszystkim bierzemy udział w dobrej zabawie.

korekta: Kornelia Farynowska

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA